„Urodziłam syna w wieku 38 lat i nie potrafię go nie rozpieszczać” – wyznanie matki, która walczy o normalność w swojej rodzinie

– Kuba, proszę cię, odłóż ten telefon i chodź na obiad! – mój głos odbija się echem od ścian naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Słyszę tylko ciche „zaraz”, które już dawno przestało cokolwiek znaczyć. Stoję w kuchni, trzymając talerz z parującą zupą pomidorową, i czuję, jak narasta we mnie bezsilność. Mam 43 lata, a mój syn – jedyny, wyczekany, wymodlony – właśnie kończy pięć. I coraz częściej mam wrażenie, że to nie ja rządzę w tym domu.

Kiedyś myślałam, że będę inną matką. Surową, ale sprawiedliwą. Taką, która nie pozwoli sobie wejść na głowę. Ale życie napisało inny scenariusz. Przez dziesięć lat walczyliśmy z mężem o dziecko. Każda kolejna nieudana próba in vitro była jak cios w serce. Pamiętam te noce, kiedy płakałam w poduszkę, a Marek próbował mnie pocieszyć, choć sam był na skraju wytrzymałości. Kiedy w końcu zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, świat zawirował. Obiecałam sobie wtedy, że zrobię wszystko, by moje dziecko było szczęśliwe.

Może właśnie dlatego teraz nie potrafię mu odmówić. Kiedy Kuba miał dwa lata i pierwszy raz tupnął nogą w sklepie, bo chciał nową zabawkę, kupiłam mu ją bez wahania. Marek patrzył na mnie z wyrzutem:
– Aga, przecież on musi się nauczyć, że nie wszystko mu wolno.
– Ale przecież to tylko samochodzik – tłumaczyłam się sama przed sobą.

Z czasem samochodziki zamieniły się w tablety, słodycze i coraz droższe zachcianki. Kuba nauczył się, że wystarczy podnieść głos albo rozpłakać się na środku sklepu, a ja ulegnę. Marek coraz częściej wycofywał się z wychowania. Wracał późno z pracy, zamykał się w gabinecie i udawał, że nie widzi naszych codziennych bitew o wszystko: o mycie zębów, o sprzątanie zabawek, o wyjście na spacer.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy kuchennym stole. Marek spojrzał mi prosto w oczy:
– Aga, musimy coś zmienić. Kuba nas nie słucha. Ty go rozpieszczasz.
– Przesadzasz – odpowiedziałam odruchowo.
– Nie przesadzam. On robi z tobą co chce. Ja już nie wiem, jak do niego dotrzeć.

Zrobiło mi się przykro. Przecież ja tylko chciałam być dobrą matką. Czy to źle? Czy to źle, że chcę dać mu wszystko, czego sama nie miałam?

W nocy długo nie mogłam zasnąć. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo – surową mamę i ojca alkoholika, który nigdy nie przytulił mnie ani razu. Obiecałam sobie wtedy, że moje dziecko nigdy nie będzie czuło się samotne czy niekochane.

Ale czy miłość to tylko spełnianie zachcianek? Czy może właśnie przez to Kuba staje się coraz bardziej egoistyczny?

Następnego dnia postanowiłam być twardsza. Kiedy Kuba zaczął krzyczeć, że chce lody przed obiadem, powiedziałam stanowczo:
– Najpierw obiad, potem lody.
Rozpętała się burza. Płacz, krzyk, rzucanie zabawkami o ścianę. Czułam się jak najgorsza matka świata. Po godzinie walki byłam wykończona i… dałam mu te lody.

Wieczorem zadzwoniła do mnie mama:
– Agnieszko, musisz być konsekwentna. Dzieci to wyczuwają.
– Ale mamo… ja nie potrafię patrzeć jak on cierpi.
– On nie cierpi. On cię testuje.

Zaczęłam czytać fora internetowe dla późnych matek. Okazało się, że nie jestem sama. Dziesiątki kobiet pisały o tym samym: o poczuciu winy, o strachu przed utratą tego jedynego skarbu i o tym, jak trudno być stanowczą po tylu latach walki o dziecko.

Tymczasem Kuba rósł i stawał się coraz bardziej wymagający. W przedszkolu panie zaczęły zwracać uwagę na jego zachowanie:
– Pani Agnieszko, Kuba nie potrafi współpracować z innymi dziećmi. Chce zawsze być pierwszy i mieć wszystko dla siebie.
Zawstydziłam się okropnie. Próbowałam tłumaczyć:
– On jest jedynakiem…
Ale wiedziałam już wtedy, że to nie jest żadne usprawiedliwienie.

Marek coraz częściej mówił o terapii rodzinnej:
– Może ktoś nam pomoże? Bo ja już nie mam siły.
Ale ja bałam się przyznać do porażki. Bałam się usłyszeć od obcej osoby to, co już sama czułam: że zawiodłam jako matka.

Pewnego dnia wydarzyło się coś, co mną wstrząsnęło. Byliśmy u mojej siostry na imieninach. Jej córka dostała nową lalkę i nie chciała jej pożyczyć Kubie. Mój syn rzucił się na nią z pięściami i zaczął wyrywać zabawkę z rąk kuzynki. Wszyscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem.
– Agnieszko! – krzyknęła moja siostra – Ty naprawdę niczego go nie nauczyłaś?
Poczułam się upokorzona jak nigdy wcześniej.

Wróciliśmy do domu w milczeniu. Marek zamknął się w sypialni bez słowa. Ja usiadłam na podłodze w pokoju Kuby i zaczęłam płakać.
Kuba podszedł do mnie i zapytał:
– Mamo, dlaczego płaczesz?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć.

Od tamtej pory próbuję każdego dnia być bardziej stanowcza. Uczę się mówić „nie”. Uczę się pozwalać Kubie na frustrację i łzy – choć serce mi pęka za każdym razem.

Czasem zastanawiam się: czy można naprawić błędy wychowawcze? Czy jeszcze uda mi się wychować dobrego człowieka? A może już za późno?

Może ktoś z was też przez to przechodzi? Jak poradziliście sobie z własnym poczuciem winy i strachem przed byciem „złą” matką?