Trzydzieści Osiem Lat Ciszy: Dzień, w Którym Zobaczyłam Syna

— Mamo, dlaczego nigdy nie powiedziałaś mi prawdy? — głos mojego syna, Adama, drżał, a ja czułam, jak moje serce rozrywa się na kawałki. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w małej kawiarni na warszawskim Mokotowie. Za oknem padał deszcz, a krople spływały po szybie jak łzy, których nie potrafiłam już powstrzymać.

Czekałam na ten dzień trzydzieści osiem lat. Każda noc była dla mnie walką z własnym sumieniem, z żalem i poczuciem winy. Wciąż pamiętam tamten dzień w 1985 roku, kiedy zabrali mi Adama. Miałam wtedy dziewiętnaście lat, byłam sama, przestraszona i biedna. Moja matka powtarzała: „Nie dasz sobie rady. Lepiej będzie dla niego”. Ojciec nie odzywał się do mnie przez miesiące. W szpitalu podpisywałam papiery przez łzy, nie rozumiejąc nawet połowy tego, co działo się wokół mnie. Lekarka spojrzała na mnie z politowaniem: „To dla jego dobra”.

Przez lata próbowałam żyć normalnie. Skończyłam studia, wyszłam za mąż za Piotra, urodziłam córkę Magdę. Ale Adam był zawsze obecny — w moich myślach, w snach, w każdym dziecku mijanym na ulicy. Piotr wiedział o wszystkim od początku. Był cierpliwy, ale widziałam w jego oczach cień niezrozumienia. „Musisz to zostawić za sobą”, mówił czasem cicho. Ale jak zostawić własne dziecko?

Kiedy Magda miała dziesięć lat, zaczęła zadawać pytania. „Mamo, czy miałam kiedyś brata?” Zawsze odpowiadałam wymijająco. Bałam się jej reakcji, bałam się własnej słabości. W końcu jednak powiedziałam prawdę — płakałyśmy razem przez pół nocy.

Przez te wszystkie lata szukałam Adama. Pisałam listy do urzędów, przeglądałam archiwa adopcyjne, rozmawiałam z ludźmi, którzy mogli coś wiedzieć. Bez skutku. Dopiero kilka miesięcy temu dostałam list — od niego. „Szukam swojej biologicznej matki”, napisał. Miał już swoje życie: żonę, dwójkę dzieci, mieszkał w Kalifornii. Przyleciał do Polski tylko na kilka dni.

Spotkanie było jak zły sen i piękny sen jednocześnie. Adam był wysoki, miał moje oczy i uśmiech mojego ojca. Przez chwilę nie mogliśmy wydusić z siebie słowa. W końcu powiedział: „Chciałem cię zobaczyć. Chciałem wiedzieć dlaczego”.

Jak odpowiedzieć na takie pytanie? Jak wyjaśnić trzydzieści osiem lat ciszy? Opowiedziałam mu wszystko — o strachu, o presji rodziny, o samotności i biedzie lat osiemdziesiątych w Polsce. O tym, jak każdego dnia myślałam o nim i jak bardzo go kochałam, nawet jeśli nie mogłam być przy nim.

Adam słuchał w milczeniu. Widziałam łzy w jego oczach — łzy gniewu i smutku. „Miałem dobre życie”, powiedział w końcu cicho. „Ale zawsze czułem się inny. Zawsze czegoś mi brakowało”.

Rozmawialiśmy godzinami. O jego dzieciństwie w rodzinie adopcyjnej — ciepłej, ale obcej; o tym, jak dowiedział się prawdy jako nastolatek; o buncie i poszukiwaniu własnej tożsamości. O tym, jak długo bał się mnie szukać.

W pewnym momencie do kawiarni wszedł Piotr z Magdą. Adam spojrzał na nich niepewnie — widział swoją siostrę po raz pierwszy w życiu. Magda podeszła i bez słowa go przytuliła. Piotr podał mu rękę i powiedział: „Dobrze cię poznać”.

Było w tym spotkaniu wszystko: radość, ból, żal i nadzieja. Przez chwilę poczułam się znów matką — nie tylko Magdy, ale także Adama. Ale wiedziałam też, że nie da się nadrobić straconych lat.

Wieczorem Adam zadzwonił jeszcze raz. „Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć”, powiedział szczerze. „Ale chcę spróbować cię poznać”.

Zgodziłam się spotkać z nim następnego dnia — tym razem sami poszliśmy na spacer po Łazienkach Królewskich. Opowiadał mi o swoim życiu w Stanach: o pracy jako inżynier, o żonie Kasi i dzieciach — Julii i Michałku. Pokazał mi zdjęcia na telefonie; patrzyłam na twarze moich wnuków i czułam mieszaninę szczęścia i żalu.

Na koniec spaceru zatrzymaliśmy się przy stawie pełnym kaczek. Adam spojrzał na mnie poważnie:
— Czy myślisz, że jeszcze możemy być rodziną?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Chciałam krzyczeć: „Tak! Proszę!” Ale wiedziałam też, że to nie takie proste.

Adam wrócił do Kalifornii dwa dni później. Zostawił mi numer telefonu i obietnicę kontaktu. Od tamtej pory piszemy do siebie co tydzień — powoli budujemy coś nowego na gruzach starego życia.

Czasem patrzę na zdjęcie Adama z dzieciństwa — jedyne, które mam — i zastanawiam się: ile jeszcze matek w Polsce nosi w sobie taki ból? Ile dzieci dorasta bez odpowiedzi na najważniejsze pytania?

Czy można naprawdę wybaczyć przeszłość? Czy można odzyskać utracony czas? Może najważniejsze jest to, że mimo wszystko — nigdy nie przestałam kochać mojego syna.