Trzy listy bez zwrotnego adresu – historia rodzinna pełna tajemnic i żalu

Wszystko zaczęło się w chwili, gdy grabarz podniósł wieko trumny mamy, a ja – trzymając ojca pod rękę – czułam, jak moje serce rozdziera się na kawałki. Wokół panowała cisza, przerywana tylko szlochem ciotki Haliny i cichym szeptem modlitwy. Ojciec, pan Zbigniew, był cieniem samego siebie – od miesięcy nie potrafił spojrzeć mi w oczy. Ale to nie on przykuł wtedy moją uwagę. Wśród żałobników pojawił się ktoś obcy: wysoki mężczyzna w długim płaszczu i kapeluszu, którego twarz skrywał cień ronda. Podszedł do trumny, położył na niej białą różę i przez dłuższą chwilę trwał w milczeniu. Wszyscy patrzyli na niego z niepokojem, a ja poczułam lodowaty dreszcz na karku.

– Kto to jest? – szepnęła ciotka Halina, ściskając mnie za rękę.

Nie odpowiedziałam. Sama chciałam to wiedzieć. Gdy grabarze zamknęli trumnę, nieznajomy zniknął równie nagle, jak się pojawił. Ojciec odwrócił wzrok, jakby chciał uciec przed całym światem.

Po pogrzebie w domu zapanowała martwa cisza. Ojciec zamknął się w swoim pokoju, a ja zostałam sama z pustką i stertą niedokończonych spraw. Przez kolejne dni chodziłam jak w transie: sprzątałam po mamie, wyrzucałam stare leki, segregowałam ubrania. Każda rzecz przypominała mi o niej – o jej ciepłym uśmiechu, o zapachu ciasta drożdżowego w niedzielny poranek.

Któregoś wieczoru zebrałam się na odwagę i zapytałam ojca:

– Tato, kim był ten mężczyzna na cmentarzu?

– Nie wiem. Może ktoś z pracy twojej matki – odburknął i zamknął drzwi.

Nie wierzyłam mu. Zawsze był powściągliwy, ale teraz wyczuwałam w jego głosie coś więcej niż tylko smutek – jakby strach lub wstyd.

Kilka dni później, podczas porządków w szafie mamy, natknęłam się na stare pudełko po butach. W środku leżały trzy pożółkłe koperty – każda bez zwrotnego adresu, każda zaadresowana do mojej mamy: „Do rąk własnych – Barbara Nowicka”. Moje serce zabiło szybciej. Przez chwilę walczyłam ze sobą – czy mam prawo je otworzyć? Ale ciekawość zwyciężyła.

Pierwszy list był krótki:

„Basiu,
Nie mogę przestać o Tobie myśleć. Wiem, że nasze drogi się rozeszły, ale nigdy nie zapomnę tamtego lata nad jeziorem. Jeśli kiedyś będziesz chciała porozmawiać – czekam. Twój J.”

Drugi list był bardziej emocjonalny:

„Basiu,
Minął miesiąc, a ja wciąż nie dostałem odpowiedzi. Rozumiem, że masz swoje życie i rodzinę. Ale musisz wiedzieć: kocham Cię. Jeśli zdecydujesz się odezwać – będę czekał pod starym dębem w parku.”

Trzeci list był napisany dwa lata później:

„Basiu,
To już ostatni raz, kiedy piszę. Nie chcę burzyć Twojego spokoju. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa. Jeśli kiedyś będziesz potrzebować pomocy – znajdziesz mnie.”

Zamarłam. Kim był ten „J.”? Czy mama miała romans? Dlaczego nigdy o tym nie wspomniała? Dlaczego zachowała te listy?

Przez kolejne dni nie mogłam spać. Każde spojrzenie na ojca budziło we mnie gniew i żal. Czy on wiedział? Czy to dlatego był taki zamknięty? A może to właśnie ten tajemniczy mężczyzna pojawił się na pogrzebie?

Postanowiłam porozmawiać z ciotką Haliną. Spotkałyśmy się w jej kuchni przy herbacie.

– Ciociu… czy mama miała kiedyś kogoś… przed tatą?

Ciotka spojrzała na mnie uważnie.

– Basia była piękną kobietą, miała wielu adoratorów. Ale zawsze była wierna twojemu ojcu… Przynajmniej tak myślałam.

– Znalazłam listy od jakiegoś „J.”

Ciotka pobladła.

– Jacek… – wyszeptała po chwili ciszy.

– Kto to?

– Stara historia… Poznali się jeszcze w liceum. Byli nierozłączni, ale potem Jacek wyjechał do Warszawy na studia. Basia została tu i poznała twojego ojca. Ale kiedyś… wrócił na chwilę do miasta. Było trochę plotek, ale twoja mama nigdy niczego nie potwierdziła.

Poczułam się zdradzona przez własną rodzinę. Przez lata żyłam w przekonaniu, że moi rodzice byli szczęśliwi, że ich miłość była czysta i bez skazy.

Wieczorem wybuchłam przy ojcu:

– Dlaczego mi nie powiedziałeś?!

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– O czym?

– O Jacku! O tych listach! O tym wszystkim!

Ojciec spuścił głowę.

– Wiedziałem… Wiedziałem o Jacku. Ale twoja matka wybrała mnie. Myślałem, że to wystarczy…

– A wystarczyło?

Milczał długo.

– Nie wiem… Może nie byłem dla niej wystarczająco dobry.

Zostawiłam go samego z jego żalem i poczuciem winy. Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była ciężka jak ołów. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem.

W końcu postanowiłam odnaleźć Jacka. Z pomocą ciotki Haliny dowiedziałam się, że mieszka gdzieś pod Warszawą. Napisałam do niego list – pierwszy raz w życiu czułam się tak zagubiona i jednocześnie zdeterminowana.

Odpisał po miesiącu:

„Droga Aniu,
Twoja mama była najważniejszą osobą w moim życiu. Nigdy nie chciałem burzyć jej szczęścia ani rodziny. Przepraszam za zamieszanie, które wywołały moje listy. Mam nadzieję, że znajdziesz spokój.”

Nie spotkaliśmy się nigdy twarzą w twarz. Ale ten list pozwolił mi zamknąć pewien rozdział.

Dziś wiem jedno: każda rodzina ma swoje tajemnice i niedopowiedzenia. Moja mama kochała nas po swojemu – nawet jeśli część jej serca należała do kogoś innego.

Czasem patrzę na ojca i zastanawiam się: czy lepiej znać całą prawdę, czy żyć w błogiej nieświadomości? Czy wybaczenie jest możliwe bez pełnego zrozumienia przeszłości? Może właśnie to pytanie powinnam zadać Wam…