Teściowie wolą swój samochód niż wnuka? Moja walka o rodzinę i zrozumienie

– Nie, nie przyjedziemy w ten weekend, Aniu. Wiesz, że musimy zadbać o samochód – głos teściowej brzmiał chłodno i stanowczo. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Za oknem padał deszcz, a mój synek Staś bawił się klockami na dywanie, co chwilę zerkając na mnie z nadzieją. Obiecałam mu, że dziadkowie przyjadą. Znowu ich zawiodłam.

– Ale mamo, Staś tak bardzo na was czeka… – próbowałam jeszcze raz, choć wiedziałam, że to nie ma sensu.

– Aniu, już rozmawialiśmy. Nowy lakier na samochodzie nie może zmoknąć. Poza tym, nie będziemy ryzykować jazdy w taką pogodę – usłyszałam i rozmowa się urwała.

Oparłam się o blat i poczułam łzy napływające do oczu. Jak to możliwe, że dla nich ważniejszy jest samochód niż własny wnuk? Przecież Staś ma już trzy lata i widzieli go może z dziesięć razy od urodzenia. Zawsze coś było ważniejsze: wyjazd na zlot samochodowy, polerowanie felg, wymiana oleju…

Wieczorem, gdy mąż wrócił z pracy, opowiedziałam mu o rozmowie. Michał tylko westchnął i wzruszył ramionami.

– Wiesz jacy są moi rodzice. Zawsze byli tacy… praktyczni. Samochód to ich oczko w głowie.

– Ale przecież to absurd! – wybuchłam. – Czy naprawdę nie widzą, jak bardzo Staś ich potrzebuje? Jak bardzo ja potrzebuję wsparcia?

Michał milczał. Wiedziałam, że jest mu przykro, ale nigdy nie potrafił się postawić swoim rodzicom. Zawsze tłumaczył ich zachowanie: „Tacy już są”, „Nie zmienisz ich”, „Może kiedyś zrozumieją”.

Kolejne tygodnie mijały podobnie. Każda próba zaproszenia teściów kończyła się wymówką. Raz padało, raz było za gorąco, innym razem „nie chcemy zostawiać auta bez opieki”. Czułam coraz większą frustrację i żal. Moja mama mieszkała daleko i widywaliśmy się rzadko, a ja coraz częściej czułam się samotna w macierzyństwie.

Pewnego dnia Staś podszedł do mnie z rysunkiem.

– Mamo, to babcia i dziadek w samochodzie. Jadą do nas?

Zacisnęłam zęby, żeby nie rozpłakać się przy nim.

– Może kiedyś przyjadą, kochanie – odpowiedziałam cicho.

Wieczorem napisałam długiego maila do teściowej. Opisałam wszystko: jak Staś na nich czeka, jak bardzo nam ich brakuje, jak bardzo boli mnie ich obojętność. Odpowiedź przyszła po dwóch dniach:

„Aniu, rozumiemy twoje emocje, ale musicie nas zaakceptować takimi, jakimi jesteśmy. Samochód to nasza pasja i nie zamierzamy z niej rezygnować. Może kiedyś Staś też pokocha motoryzację.”

Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Czy naprawdę nie widzą różnicy między pasją a rodziną? Czy naprawdę nie potrafią znaleźć równowagi?

Zaczęłam unikać rozmów o teściach przy Stasiu. Przestałam go zachęcać do rysowania dla nich laurek czy nagrywania filmików z pozdrowieniami. Zamiast tego zaczęłam szukać wsparcia u koleżanek z przedszkola Stasia. Okazało się, że nie jestem sama – wiele z nich miało podobne problemy: dziadkowie pochłonięci własnym życiem, brak czasu dla wnuków, wieczne wymówki.

Pewnego dnia zadzwoniła moja mama.

– Aniu, wiem, że jest ci ciężko. Ale pamiętaj – rodzina to nie tylko ci, którzy są spokrewnieni krwią. To ci, którzy są przy tobie wtedy, gdy najbardziej tego potrzebujesz.

Te słowa dały mi do myślenia. Może rzeczywiście za bardzo skupiałam się na tym, czego mi brakuje? Może powinnam zacząć budować własne tradycje i relacje dla Stasia?

Ale mimo wszystko żal pozostał. Gdy Staś zachorował na ospę i leżał z gorączką przez tydzień, nikt z teściów nawet nie zadzwonił zapytać, jak się czuje. Michał próbował ich tłumaczyć:

– Mama mówiła, że nie chce się zarazić…

– Ale przecież mogli chociaż zadzwonić! – krzyknęłam bezsilnie.

Coraz częściej kłóciliśmy się z Michałem o jego rodziców. On zamykał się w sobie, ja czułam się coraz bardziej osamotniona w tej walce o rodzinę.

W końcu postanowiłam postawić sprawę jasno.

– Michał, musisz porozmawiać z rodzicami. Albo zaczną być obecni w życiu Stasia, albo przestaniemy zabiegać o ich uwagę.

Michał długo milczał. W końcu powiedział:

– Spróbuję jeszcze raz…

Spotkanie odbyło się w niedzielę u nas w domu. Teściowie przyjechali swoim wypucowanym autem i od progu zaczęli opowiadać o nowym systemie audio i ceramicznej powłoce lakieru. Staś podbiegł do nich z rysunkiem.

– Babciu! Dziadku! To dla was!

Teściowa spojrzała na kartkę i uśmiechnęła się wymuszenie.

– Bardzo ładne… Ale zobaczcie jaki mamy piękny samochód! Chodźcie obejrzeć!

Staś spojrzał na mnie pytająco. Wzięłam go za rękę i wyszliśmy na podjazd.

Patrzyłam na tę scenę: moi teściowie pochylają się nad maską auta, opowiadają o nowych felgach, a mój synek stoi obok nich zagubiony i smutny.

Wtedy zrozumiałam: nie zmienię ich. Ale mogę zrobić wszystko, by Staś wiedział, że jest kochany – nawet jeśli nie przez wszystkich członków rodziny.

Wieczorem usiadłam przy łóżku Stasia.

– Mamo… Dlaczego babcia i dziadek wolą samochód niż mnie?

Przytuliłam go mocno.

– Nie wiem, kochanie… Ale pamiętaj – ty jesteś dla mnie najważniejszy na świecie.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę materialne rzeczy mogą być ważniejsze niż bliscy? Czy można nauczyć kogoś miłości do rodziny? A może trzeba po prostu pogodzić się z tym, że niektórzy nigdy tego nie zrozumieją?