Sześć lat jako emerytowana mama wywróciło moje życie do góry nogami – historia, której nie opowiadam na rodzinnych spotkaniach

— Znowu wyjeżdżasz? — zapytałam mamę, patrząc jak pakuje do torby sweter, który sama jej kiedyś kupiłam na imieniny.

Nie spojrzała na mnie. — Wiesz, że na działce czuję się lepiej. Tu tylko się denerwuję. — Jej głos był spokojny, ale ja słyszałam w nim nutę wyrzutu.

Stałam w progu kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już kawą. Za oknem rozkwitał czerwiec, a ja czułam w środku tylko chłód. Mama od sześciu lat wyjeżdża na całe lato na działkę pod Piasecznem. Zostawia mnie samą z dwójką dzieci, mężem, który coraz częściej wraca późno z pracy, i ojcem, który od czasu przejścia na emeryturę nie potrafi znaleźć sobie miejsca w domu.

Kiedyś myślałam, że emerytura to czas odpoczynku, wspólnych spacerów i rozmów przy herbacie. Ale u nas wszystko potoczyło się inaczej. Mama uciekła na działkę, a ja… zostałam emerytowaną mamą. Przejęłam jej rolę – gotuję obiady dla wszystkich, pilnuję leków taty, rozdzielam kłótnie dzieci i próbuję nie zwariować.

— Mamo, a co jeśli tata znowu zapomni o lekach? — zapytałam cicho.

— Ty mu przypomnisz — odpowiedziała szybko. — Jesteś dorosła, Aniu.

Dorosła. Słowo, które brzmi jak wyrok. Mam 38 lat i czuję się jakby ktoś wrzucił mnie do głębokiej wody bez koła ratunkowego.

Gdy drzwi za mamą zatrzasnęły się z cichym kliknięciem, poczułam znajome ukłucie w żołądku. Dzieci już wiedziały, co to oznacza – koniec domowych obiadków babci, koniec wieczornych bajek czytanych jej ciepłym głosem. Teraz wszystko spadało na mnie.

— Mamo, a co będzie na obiad? — zapytała Zosia, moja ośmioletnia córka, patrząc na mnie wielkimi oczami.

— Zrobimy naleśniki — odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.

— Babcia robi lepsze — burknął Kuba spod stołu.

Zacisnęłam zęby. Wiedziałam, że nie dorównam mamie. Nigdy nie dorównywałam.

Wieczorem usiadłam przy stole z ojcem. Przeglądał gazetę, ale widziałam, że nie czyta ani słowa.

— Tato, jak się czujesz? — spytałam.

Wzruszył ramionami. — Samotnie. Twoja matka zawsze była duszą domu.

Chciałam powiedzieć: „A ja? Ja tu jestem!” Ale połknęłam słowa. Od kiedy mama wyjeżdża na lato, tata zamyka się w sobie jeszcze bardziej. Czasem mam wrażenie, że jestem dla niego przezroczysta.

Nocą długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam przez ścianę szuranie kapci taty i ciche chrapanie Kuby. Myśli krążyły wokół tego, jak bardzo zmieniło się nasze życie przez te sześć lat. Kiedyś byliśmy rodziną – głośną, kłócącą się, ale razem. Teraz każdy zamyka się w swoim świecie.

Rano obudził mnie dźwięk telefonu. To była mama.

— Wszystko w porządku? — zapytała bez przywitania.

— Tak… — skłamałam.

— Pamiętaj o podlewaniu kwiatów taty i żeby dzieci nie siedziały za długo przy komputerze.

— Wiem, mamo.

Rozłączyła się szybko. Zawsze tak robiła – zostawiała mnie z listą obowiązków i poczuciem winy.

Tego dnia Kuba pokłócił się z Zosią o tablet. Tata zapomniał o lekach i dostał bólu głowy. Mąż wrócił późno i nawet nie zapytał, jak minął mi dzień. Usiadłam wieczorem na balkonie i płakałam cicho do kubka herbaty.

Przez kolejne tygodnie próbowałam być silna. Organizowałam dzieciom zabawy, gotowałam obiady według przepisów mamy (i tak zawsze coś przypaliłam), pilnowałam taty i starałam się nie myśleć o tym, jak bardzo jestem sama.

Pewnego dnia tata powiedział:

— Aniu… Ty też masz prawo być szczęśliwa.

Spojrzałam na niego zdziwiona. — Co masz na myśli?

— Nie możesz żyć tylko dla innych. Twoja matka zawsze to robiła i zobacz… uciekła na działkę.

Te słowa zostały ze mną na długo. Zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem – czy naprawdę jestem tylko „emerytowaną mamą”? Czy mam prawo do własnych marzeń?

Pod koniec sierpnia mama wróciła opalona i uśmiechnięta. W kuchni pachniało jej rosołem, dzieci tuliły się do niej jakby wróciła z dalekiej podróży.

— Dobrze ci było beze mnie? — zapytała żartobliwie.

Uśmiechnęłam się blado. — Przeżyliśmy…

Ale w środku wiedziałam już jedno: coś musi się zmienić. Nie chcę być tylko cieniem mamy ani niewidzialną córką dla taty. Chcę być sobą – Anią, która ma prawo do własnego życia.

Czasem pytam siebie: ile jeszcze wytrzymam w tym układzie? Czy odważę się zawalczyć o siebie? A może już zawsze będę tylko tłem dla innych?