Szczęście, które przegapiłam przez cudzą miłość – historia Magdy z Radomia
Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi. Byłam wtedy w kuchni, kroiłam cebulę na zupę i usłyszałam, jak mama wraca z pracy. Zawsze trzaskała drzwiami, kiedy była zła. Tym razem jednak jej złość była inna – cicha, gęsta jak dym.
– Magda! – krzyknęła. – Znowu widziałam cię z tym Bartkiem! Ile razy mam ci powtarzać, że to nie jest chłopak dla ciebie?
Otarłam łzy wywołane cebulą i spojrzałam na nią. Stała w progu, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, jej twarz była napięta jak struna.
– Mamo, Bartek jest dobry. Pomaga mi w nauce, nigdy nie zrobił mi nic złego.
– Jego ojciec siedział za kradzieże! – syknęła. – Chcesz skończyć jak ja? Z ojcem pijakiem?
Zamilkłam. Wiedziałam, że nie ma sensu się kłócić. Mama zawsze widziała we mnie siebie sprzed lat – młodą, naiwną dziewczynę z Radomia, która zakochała się w niewłaściwym chłopaku i przez to całe życie musiała walczyć o każdy uśmiech.
Ale ja nie byłam nią. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Bartek był moim światłem w szarej rzeczywistości. Poznaliśmy się na korepetycjach z matematyki – ja byłam beznadziejna, on miał cierpliwość świętego. Po lekcjach chodziliśmy nad zalew, rozmawialiśmy o marzeniach. On chciał zostać inżynierem, ja marzyłam o studiach w Warszawie.
Pewnego wieczoru, gdy wracałam do domu, Bartek złapał mnie za rękę.
– Magda… – zaczął niepewnie. – Gdybyś kiedyś chciała uciec stąd… zabrałbym cię wszędzie.
Uśmiechnęłam się przez łzy. Wtedy jeszcze wierzyłam, że wszystko jest możliwe.
Ale mama miała inne plany. Zaczęła mnie kontrolować – sprawdzała mój telefon, dzwoniła do szkoły, nawet rozmawiała z wychowawczynią.
– Pani córka powinna skupić się na nauce – słyszałam potem od nauczycielki. – Chłopcy mogą poczekać.
Bartek coraz częściej pisał do mnie po nocach:
„Magda, tęsknię. Twoja mama mnie nienawidzi. Co mam robić?”
Nie wiedziałam, co mu odpisać. Sama czułam się jak w potrzasku.
W końcu nadszedł dzień matury. Mama siedziała przy stole i patrzyła na mnie surowo.
– Jeśli pójdziesz na studia do Warszawy, nie masz po co wracać – powiedziała zimno.
Zamarłam. To był szantaż emocjonalny najczystszej wody.
Bartek próbował mnie przekonać:
– Magda, nie możesz pozwolić jej decydować za siebie! Wyjedźmy razem!
Ale ja byłam tchórzem. Zostałam w Radomiu, poszłam na pedagogikę do lokalnej uczelni. Bartek wyjechał do Gdańska na politechnikę. Przez kilka miesięcy jeszcze pisaliśmy do siebie, ale coraz rzadziej. W końcu przestał odpisywać.
Mama triumfowała:
– Widzisz? Mówiłam ci, że to nie był chłopak dla ciebie.
Ale ja czułam się martwa w środku.
Lata mijały. Skończyłam studia, zaczęłam pracować w przedszkolu. Mama zachorowała na serce i wymagała opieki. Całe moje życie podporządkowałam jej potrzebom – zakupy, lekarze, sprzątanie. O miłości nawet nie myślałam.
Czasem koleżanki pytały:
– Magda, czemu nie masz nikogo? Taka ładna dziewczyna…
Uśmiechałam się smutno:
– Nie każdy ma szczęście w miłości.
Wszystko zmieniło się pewnego listopadowego wieczoru. Mama miała atak serca i trafiła do szpitala. Siedziałam przy jej łóżku całą noc. Nad ranem spojrzała na mnie słabym wzrokiem.
– Magda… przepraszam cię… Może powinnam była pozwolić ci żyć po swojemu…
Łzy popłynęły mi po policzkach.
– Mamo… Ja już nie umiem inaczej.
Po jej śmierci zostałam sama w pustym mieszkaniu. Cisza była ogłuszająca. Przeglądałam stare zdjęcia i znalazłam list od Bartka – nigdy go nie otworzyłam. Drżącymi rękami rozdarłam kopertę:
„Magda,
Nie wiem już, jak do Ciebie dotrzeć. Kocham Cię i zawsze będę czekał. Jeśli kiedyś będziesz gotowa odejść od matki i zacząć żyć dla siebie – znajdziesz mnie w Gdańsku.
Bartek”
Minęło dziesięć lat od tamtej chwili. Bartek dawno założył rodzinę – widziałam jego zdjęcia na Facebooku: żona, dwójka dzieci, dom nad morzem. Ja zostałam sama z żalem i pytaniami bez odpowiedzi.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można odzyskać szczęście, które ktoś nam odebrał? A może sama powinnam była o nie zawalczyć? Czy wy też żałujecie decyzji podjętych pod presją rodziny?