Podsłuchana rozmowa: Czy naprawdę chcą mnie oddać do domu opieki?

— Mamo, musimy poważnie porozmawiać — powiedział Michał, mój jedyny syn, patrząc na mnie z dziwnym napięciem w oczach. Siedziałam przy kuchennym stole, dłonie drżały mi lekko na filiżance herbaty. Jeszcze kilka dni temu byłam pewna, że wszystko w naszym życiu toczy się zwyczajnie. Ale od tamtej podsłuchanej rozmowy za zamkniętymi drzwiami, nie mogłam już spać spokojnie.

Tamtego wieczoru wróciłam wcześniej z zakupów. Usłyszałam głosy z salonu: Michał i jego żona, Kasia, rozmawiali szeptem, ale wyraźnie. — Musimy to załatwić jak najszybciej. Mama już sobie nie radzi. A mieszkanie przydałoby się nam na kredyt — mówiła Kasia. Michał westchnął: — Wiem, ale jak jej to powiedzieć? Przecież to moja matka.

Serce mi zamarło. Stałam w korytarzu jak sparaliżowana. Przez chwilę miałam ochotę wejść i krzyknąć: „Słyszę was! Jak możecie?!”, ale zabrakło mi odwagi. Zamiast tego wycofałam się po cichu do swojego pokoju i przez całą noc przewracałam się z boku na bok, czując się zdradzona i niepotrzebna.

Od śmierci męża mieszkałam sama w naszym trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Michał odwiedzał mnie raz w tygodniu, czasem z Kasią i wnuczką Zosią. Czułam się coraz bardziej samotna, ale nigdy nie sądziłam, że stanę się dla nich ciężarem.

Następnego dnia próbowałam zachowywać się normalnie. Ugotowałam rosół, upiekłam szarlotkę — tak jak zawsze, gdy przychodzili w niedzielę. Ale w środku wszystko we mnie krzyczało. Kiedy Michał zaproponował spacer po parku, zgodziłam się tylko po to, by móc z nim porozmawiać sam na sam.

— Synku — zaczęłam niepewnie, gdy usiedliśmy na ławce pod kasztanem — czy coś cię martwi? Ostatnio wydajesz się taki spięty.

Michał spojrzał na mnie zaskoczony. — Nie, mamo… wszystko w porządku — odpowiedział zbyt szybko.

Zebrałam się na odwagę. — Wiesz… czasem mam wrażenie, że nie jestem już dla was ważna. Że może lepiej byłoby wam beze mnie.

Zamilkł. Widziałam, jak walczy ze sobą. W końcu westchnął ciężko:

— Mamo, my… martwimy się o ciebie. Jesteś sama, coraz trudniej ci chodzić po schodach, a my mamy tyle na głowie…

— I dlatego chcecie mnie oddać do domu opieki? — przerwałam mu drżącym głosem.

Michał pobladł. — Skąd… skąd to wiesz?

Łzy napłynęły mi do oczu. — Słyszałam waszą rozmowę z Kasią. I o mieszkaniu też słyszałam.

Zapadła cisza. Michał spuścił głowę.

— To nie tak… Po prostu boimy się, że coś ci się stanie, kiedy będziesz sama. A mieszkanie… no… myśleliśmy, że skoro i tak będziesz w domu opieki…

— Że co? Że już nie będę potrzebować swojego domu? Że jestem tylko przeszkodą do spadku?

Wróciliśmy do mieszkania w milczeniu. Kasia próbowała udawać, że nic się nie stało, ale ja już nie potrafiłam patrzeć im w oczy tak samo jak wcześniej.

Przez kolejne dni czułam się jak cień we własnym domu. Zosia podeszła do mnie któregoś popołudnia:

— Babciu, dlaczego płaczesz?

Przytuliłam ją mocno. — Czasem dorośli robią rzeczy, których dzieci nie rozumieją — odpowiedziałam cicho.

Wieczorem zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka Basia. Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.

— Musisz walczyć o siebie — powiedziała stanowczo Basia. — To twoje mieszkanie i twoje życie! Nie pozwól im decydować za ciebie.

Te słowa dodały mi odwagi. Następnego dnia poprosiłam Michała i Kasię o poważną rozmowę przy stole.

— Chcę jasno powiedzieć: nie zgadzam się na dom opieki. Potrzebuję waszej pomocy tutaj, w moim domu. Jeśli naprawdę mnie kochacie, znajdziemy inne rozwiązanie.

Kasia przewróciła oczami:

— Ale my też mamy swoje życie! Nie możemy być tu codziennie!

— Nie oczekuję cudów — odpowiedziałam spokojnie — ale oczekuję szacunku i wsparcia. Możemy zatrudnić opiekunkę albo skorzystać z pomocy sąsiedzkiej. Ale nie oddam swojego domu bez walki.

Michał milczał długo, a potem powiedział cicho:

— Przepraszam, mamo. Chyba za bardzo daliśmy się ponieść własnym problemom.

Nie wiem, jak potoczy się dalej nasza historia. Wiem tylko jedno: nie pozwolę już nikomu decydować za mnie o moim życiu i moim domu.

Czy naprawdę starość musi oznaczać samotność i walkę o własną godność? Czy dzieci mają prawo decydować za swoich rodziców tylko dlatego, że są starsi i słabsi?