Po 16 latach wrócił mój były mąż — chory i bezradny. Synowie są przeciwni, a ja nie wiem, co robić…
— Nie wierzę, że on tu stoi. — Głos mojego młodszego syna, Michała, drżał z niedowierzania i gniewu. Stałam w korytarzu, trzymając klamkę drzwi wejściowych, a za mną — po raz pierwszy od szesnastu lat — stał mój były mąż, Andrzej. Wyglądał na cień człowieka, którego kiedyś kochałam: wychudzony, z siwymi włosami i oczami pełnymi bólu.
— Dzień dobry, Marysiu… — wyszeptał. — Przepraszam, że tak nagle… ale… nie mam dokąd pójść.
W głowie miałam mętlik. Przez lata próbowałam wymazać z pamięci tamten dzień, kiedy Andrzej spakował walizkę i wyszedł bez słowa wyjaśnienia. Zostawił mnie z dwoma małymi synami i kredytem na mieszkanie. Przez pierwsze lata płakałam nocami, potem nauczyłam się żyć sama. Teraz miałam stabilną pracę w bibliotece, dorosłych synów i względny spokój. Aż do dziś.
— Mamo, nie możesz go wpuścić! — Michał podniósł głos. — On nas zostawił! Przez niego płakałeś całe dzieciństwo! — Starszy syn, Tomek, stał w drzwiach kuchni z zaciśniętymi pięściami.
Andrzej spuścił wzrok. — Wiem, że nie zasługuję na waszą pomoc… Ale jestem chory. Mam raka. Lekarze powiedzieli, że zostało mi kilka miesięcy. Nie mam nikogo…
Serce ścisnęło mi się z żalu i gniewu jednocześnie. Przez tyle lat wyobrażałam sobie tę rozmowę — jak powiem mu wszystko, co czuję. Ale teraz… widziałam przed sobą złamanego człowieka.
— Dlaczego teraz? — zapytałam cicho. — Dlaczego po tylu latach?
— Próbowałem sobie radzić sam… Ale nie mam już siły. Chciałem tylko… zobaczyć was jeszcze raz. Przeprosić.
Michał odwrócił się na pięcie i trzasnął drzwiami swojego pokoju. Tomek patrzył na mnie z wyrzutem.
— Mamo, jeśli go wpuścisz, ja wychodzę. Nie chcę go tu widzieć.
Zostałam sama na korytarzu z Andrzejem. Wzięłam głęboki oddech.
— Możesz zostać kilka dni — powiedziałam w końcu. — Ale musisz porozmawiać z chłopcami. Nie mogę cię chronić przed tym, co czują.
Andrzej skinął głową i wszedł powoli do mieszkania. Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak mgła nad Wisłą w listopadzie. Synowie unikali ojca jak ognia. Ja gotowałam obiady w milczeniu, a Andrzej spał na kanapie w salonie.
Pewnego wieczoru usłyszałam cichy szloch z pokoju Tomka. Weszłam bez pukania.
— Synku…
— On myśli, że wystarczy tu przyjść i wszystko będzie dobrze? — Tomek miał łzy w oczach. — Przez niego bałem się każdej nocy, że ty też odejdziesz…
Przytuliłam go mocno.
— Wiem, kochanie. Ale on naprawdę jest chory. Może to ostatnia szansa, żebyście mu powiedzieli wszystko, co czujecie.
Tomek milczał długo.
— Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć.
Następnego dnia Andrzej zebrał się na odwagę i poprosił synów o rozmowę. Siedzieliśmy wszyscy przy stole w kuchni — pierwszy raz od szesnastu lat.
— Wiem, że was zawiodłem — zaczął Andrzej drżącym głosem. — Nie proszę o wybaczenie. Chciałem tylko powiedzieć… że żałuję każdego dnia bez was.
Michał patrzył w blat stołu.
— Dlaczego nas zostawiłeś? — zapytał cicho.
Andrzej spuścił głowę.
— Byłem tchórzem. Bałem się odpowiedzialności, problemów… Myślałem, że sobie nie poradzę jako ojciec i mąż. Uciekłem…
W kuchni zapadła cisza. Czułam ciężar tych słów na własnych barkach.
Przez kolejne dni sytuacja była napięta, ale coś zaczęło się zmieniać. Michał przyniósł Andrzejowi herbatę, Tomek zapytał o leczenie. Zaczęli rozmawiać — najpierw nieśmiało, potem coraz częściej.
Pewnego wieczoru Andrzej poprosił mnie o rozmowę na osobności.
— Marysiu… Dziękuję ci za wszystko. Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę… Ale dzięki tobie mogłem jeszcze raz zobaczyć rodzinę.
Patrzyłam na niego długo.
— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć to wszystko… Ale nie umiałabym cię wyrzucić za drzwi w takim stanie.
Andrzej uśmiechnął się smutno.
— Jesteś lepszym człowiekiem niż ja.
Kilka tygodni później Andrzej musiał wrócić do szpitala. Pożegnanie było trudne dla wszystkich. Michał i Tomek odwiedzali go regularnie — czasem rozmawiali godzinami o przeszłości i przyszłości.
Dziś siedzę sama przy kuchennym stole i zastanawiam się: czy postąpiłam słusznie? Czy powinnam była słuchać synów i zamknąć drzwi przed człowiekiem, który nas skrzywdził? A może każdy zasługuje na drugą szansę — nawet jeśli jest już za późno na naprawienie wszystkiego?
Czy wy bylibyście w stanie wybaczyć komuś taką zdradę? Jak postąpilibyście na moim miejscu?