Pięć lat bez pieniędzy: Jak przetrwałam w Polsce bez grosza i co to zrobiło z moją rodziną
— Mamo, nie możesz być poważna! — krzyknęła Ola, trzaskając drzwiami mojego pokoju. Jej głos odbił się echem po starych, skrzypiących deskach podłogi. Stałam przy oknie, patrząc na szarą, listopadową mgłę, która spowijała nasz dom na skraju wsi pod Radomiem. W rękach ściskałam listę rzeczy, których już nie kupię: mleko, chleb, papier toaletowy. To był pierwszy dzień mojego eksperymentu – życia bez wydawania ani złotówki.
Nie była to spontaniczna decyzja. Od miesięcy czułam, że pieniądze rządzą moim życiem. Praca w sklepie spożywczym za najniższą krajową, wieczne długi, kredyt na dom, który zżerał mnie od środka. Mąż, Tomek, coraz częściej wracał do domu późno i coraz rzadziej patrzył mi w oczy. Czułam się jak trybik w maszynie, która nigdy się nie zatrzymuje.
— To nie jest normalne — powiedział Tomek tamtego wieczoru, gdy oznajmiłam rodzinie swoją decyzję. — Jak zamierzasz żyć bez pieniędzy? Przecież nawet woda kosztuje!
— Spróbuję — odpowiedziałam cicho. — Muszę coś zmienić. Dla siebie. Dla nas.
Pierwsze tygodnie były jak zły sen. Prąd odcięli po miesiącu, bo nie zapłaciłam rachunku. Wodę nosiłam wiadrami ze studni sąsiada, który patrzył na mnie z mieszaniną litości i rozbawienia. Ola przestała zapraszać koleżanki do domu. Syn, Michał, miał do mnie żal, że nie może grać na komputerze.
Zaczęłam piec chleb sama z mąki, którą wymieniłam za słoik ogórków z własnego ogródka. Uczyłam się robić mydło z popiołu i tłuszczu. Zimą spałam w kurtce pod trzema kołdrami, bo piec opalany drewnem dawał ciepło tylko w jednym pokoju. Często płakałam po nocach, słysząc kłótnie dzieci i ciche westchnienia Tomka.
Najgorsze były święta. Wigilia przy świecach miała być magiczna, ale zamiast tego czułam ciężar spojrzeń rodziny. Mama przywiozła barszcz i uszka, ale nikt nie śpiewał kolęd. Tomek wyszedł na papierosa i nie wrócił przez godzinę.
— Po co to wszystko? — spytała Ola pewnego dnia. — Chcesz być biedna na siłę?
— Chcę być wolna — odpowiedziałam, choć sama nie byłam już tego pewna.
Z czasem nauczyłam się żyć inaczej. Zbierałam zioła na łąkach, suszyłam je na herbatę i leki. Z sąsiadką wymieniałam jabłka na jajka. Zimą robiłam świeczki z resztek wosku. Ludzie we wsi zaczęli mówić o mnie „ta dziwna”, ale niektórzy przychodzili po rady: jak zrobić kompostownik, jak upiec chleb bez drożdży.
Tomek coraz częściej spał u kolegi w mieście. Michał zamknął się w sobie. Ola wyprowadziła się do babci pod Warszawą.
Pewnej nocy usiadłam przy zimnym stole i napisałam list do dzieci:
„Wiem, że was zawiodłam. Chciałam pokazać wam inny świat – taki, w którym nie wszystko mierzy się pieniędzmi. Ale chyba zgubiłam gdzieś drogę do waszych serc.”
Nie miałam odwagi go wysłać.
Po pięciu latach jestem inną osobą. Potrafię przetrwać bez pieniędzy – wiem, jak zdobyć jedzenie, jak ogrzać dom bez prądu. Ale czy jestem szczęśliwa? Straciłam rodzinę, przyjaciół, poczucie przynależności.
Ostatnio Ola odwiedziła mnie po raz pierwszy od dwóch lat.
— Mamo — powiedziała cicho — czy ty naprawdę jesteś szczęśliwa?
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłyśmy na siebie długo w milczeniu.
Dziś wiem jedno: wolność ma swoją cenę. Czy warto było ją zapłacić?
A wy… czy odważylibyście się rzucić wszystko dla idei? Ile jesteście gotowi poświęcić dla własnych przekonań?