Odkąd dziadek Jan poślubił sąsiadkę, nie chce nas znać. Czy rodzina naprawdę może się tak rozpaść?
– Nie przychodźcie tu więcej. To już nie wasz dom – głos dziadka Jana był zimny, obcy, jakby mówił do zupełnie obcych ludzi. Stałam na progu jego mieszkania z mamą i młodszym bratem, a w drzwiach, tuż za dziadkiem, stała pani Halina – nasza sąsiadka, która jeszcze pół roku temu przynosiła nam ciasto na święta. Teraz patrzyła na nas z wyższością, jakbyśmy byli intruzami.
Jeszcze niedawno dziadek był sercem naszej rodziny. Po śmierci babci Marysi wszyscy trzymaliśmy się razem, choć bolało. Dziadek płakał przy stole, a ja tuliłam się do niego, próbując pocieszyć. – Wnuczko, rodzina to najważniejsze – powtarzał. Wierzyłam mu bezgranicznie. Ale potem pojawiła się ona. Pani Halina, wdowa z naprzeciwka, zaczęła coraz częściej przynosić dziadkowi obiady, rozmawiać z nim na ławce pod blokiem. Mama mówiła, że to dobrze, że dziadek nie jest sam. Ale kiedy po kilku miesiącach ogłosili, że biorą ślub, coś pękło.
Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Mama płakała w kuchni, tata rzucał talerzami. – Jak on mógł tak szybko zapomnieć o mamie?! – krzyczał. Ja nie rozumiałam. Przecież babcia była miłością jego życia. Czy można tak po prostu zastąpić kogoś innym człowiekiem?
Na początku próbowaliśmy zaakceptować nową sytuację. Poszliśmy na ślub, choć serce mi się krajało, widząc jak dziadek całuje panią Halinę przy ołtarzu. Po weselu zaprosił nas do siebie na obiad. Było sztywno, niezręcznie. Pani Halina starała się być miła, ale czułam, że nie pasujemy do jej świata. Mówiła o swoich wnukach, o planach na remont mieszkania dziadka. Mama milczała, a ja patrzyłam na zdjęcie babci na komodzie – jedyne, które jeszcze zostało.
Z czasem wizyty stawały się coraz rzadsze. Dziadek przestał odbierać telefony, nie przychodził na nasze urodziny, nie pytał o szkołę brata. Kiedy w końcu przyszliśmy bez zapowiedzi, usłyszeliśmy te słowa: „Nie przychodźcie tu więcej”.
Wróciliśmy do domu w milczeniu. Mama zamknęła się w pokoju, brat płakał. Ja siedziałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Jak to możliwe, że człowiek, który był dla mnie wszystkim, nagle odwrócił się od nas? Czy to przez panią Halinę? Czy może my zrobiliśmy coś źle?
Próbowałam rozmawiać z dziadkiem przez telefon. – Dziadku, proszę… – zaczęłam, ale usłyszałam tylko: – Nie dzwoń więcej. Mam nowe życie. – I odłożył słuchawkę.
W szkole nie potrafiłam się skupić. Koleżanki pytały, czemu jestem smutna, ale nie umiałam im wytłumaczyć tego bólu. Nauczycielka od polskiego zauważyła, że coś jest nie tak. – Zosia, wszystko w porządku? – zapytała cicho po lekcji. Pokiwałam głową, ale łzy same napłynęły mi do oczu.
W domu atmosfera była coraz gorsza. Tata przestał rozmawiać z mamą, tylko siedział przed telewizorem i przeklinał pod nosem. Mama zamknęła się w sobie, a brat zaczął mieć koszmary. Pewnej nocy usłyszałam, jak mama szlocha w łazience. – On nas już nie kocha – powtarzała do siebie.
Postanowiłam działać. Napisałam list do dziadka. Opisałam wszystko: jak bardzo nam go brakuje, jak boli mnie jego obojętność, jak bardzo chciałabym znów usłyszeć jego śmiech. Czekałam tydzień, dwa… Odpowiedzi nie było.
W końcu spotkałam panią Halinę na klatce schodowej. – Dzień dobry – powiedziałam cicho. Spojrzała na mnie chłodno. – Twój dziadek jest szczęśliwy. Dajcie mu spokój – rzuciła i zamknęła drzwi przed nosem.
Zaczęłam nienawidzić tej kobiety. W mojej głowie była winna wszystkiemu: rozbiciu rodziny, łzom mamy, samotności brata. Ale potem pomyślałam: a może dziadek naprawdę chce zacząć od nowa? Może my jesteśmy dla niego zbyt bolesnym przypomnieniem o babci?
Minęły miesiące. Święta spędziliśmy bez dziadka. Mama próbowała udawać, że wszystko jest w porządku, ale widziałam, jak patrzy na puste miejsce przy stole. Brat przestał pytać o dziadka. Ja zamknęłam się w sobie.
Pewnego dnia zadzwonił telefon. To był dziadek. – Zosiu… – usłyszałam jego drżący głos. – Przepraszam… Nie wiem, jak to wszystko naprawić…
Rozpłakałam się. – Dziadku, my tylko chcemy cię mieć z powrotem…
– Halina nie chce was widzieć… Ale ja… ja tęsknię…
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Czy można wybaczyć taką zdradę? Czy można odbudować rodzinę po czymś takim?
Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Dziadek czasem dzwoni, ale już nie jest tym samym człowiekiem. Mama nie chce o nim słyszeć. Brat udaje, że go nie zna.
Czasem patrzę na stare zdjęcia i zastanawiam się: czy rodzina może się rozpaść przez jedną decyzję? Czy miłość naprawdę wystarczy, by wybaczyć? Może to ja powinnam zrobić pierwszy krok? A może są rzeczy, których nie da się już naprawić?
Czy wy też kiedyś straciliście kogoś bliskiego przez czyjąś decyzję? Jak sobie z tym poradziliście?