Odeszłam z domu, bo mama obwiniała mnie za chorobę brata. Teraz ściga mnie jej gniew i wyrzuty sumienia.

– Znowu uciekasz, Martyna? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po herbacie, a ona patrzyła na mnie z tym swoim spojrzeniem, które zawsze sprawiało, że czułam się winna. – Twój brat leży w łóżku, a ty tylko myślisz o sobie!

Miałam wtedy osiemnaście lat i byłam już zmęczona. Zmęczona tym domem, zapachem leków i wiecznym napięciem. Michał zachorował na białaczkę, gdy miał dwanaście lat. Ja byłam wtedy w gimnazjum. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Mama rzuciła pracę, tata zaczął pić coraz więcej, a ja… Ja miałam być tą, która nie sprawia problemów. Tą, która pomaga. Tą, która nie płacze.

– Mamo, muszę się uczyć. Jutro mam maturę z polskiego – próbowałam się tłumaczyć, ale wiedziałam, że to nie ma sensu.

– Matura! – prychnęła. – Co ci po tej maturze? Myślisz, że cię gdzieś przyjmą? Kto cię będzie chciał? Nawet własnej rodziny nie potrafisz wspierać!

Wtedy coś we mnie pękło. Odeszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Słyszałam jeszcze, jak mama krzyczy do taty w salonie:

– To przez nią Michał tak cierpi! Ona nigdy nie chciała mu pomóc!

Płakałam całą noc. W głowie miałam tylko jedno: muszę stąd uciec.

Po maturze spakowałam walizkę i wyjechałam do Wrocławia. Wynajęłam pokój u starszej pani na Nadodrzu. Przez pierwsze tygodnie czułam ulgę – wreszcie cisza, nikt nie krzyczy, nikt nie patrzy na mnie z wyrzutem. Ale potem zaczęły się wiadomości.

Najpierw SMS-y:

„Jesteś potworem. Michał płacze przez ciebie.”
„Nie zasługujesz na rodzinę.”
„Obyś zdechła tak jak on!”

Blokowałam numer za numerem. Mama potrafiła pisać z telefonu sąsiadki, potem z jakiegoś starego smartfona taty. Raz dostałam list polecony – w środku kartka zapisana drobnym pismem: „Nie masz serca. Jesteś przekleństwem tej rodziny.”

Próbowałam rozmawiać z tatą. Zadzwoniłam do niego po kilku miesiącach:

– Tato…
– Martyna? – jego głos był zmęczony i jakby nieobecny.
– Jak Michał?
– Nie wiem… Twoja matka nie pozwala mi się z nim widywać. Odkąd wyjechałaś, jest jeszcze gorzej.

Zrozumiałam wtedy, że tata też jest ofiarą tej sytuacji. Ale nie miałam siły wracać.

Na studiach poznałam Olgę. Siedziałyśmy kiedyś w kuchni jej mieszkania na Grunwaldzie, a ja opowiedziałam jej wszystko:

– Wiesz… czasem myślę, że to naprawdę moja wina. Gdybym była lepszą siostrą…
– Przestań! – przerwała mi stanowczo. – Twoja mama przerzuca na ciebie swoją rozpacz. To nie twoja odpowiedzialność.

Ale czy na pewno? Każda kolejna wiadomość od mamy wbijała się we mnie jak szpilka.

Któregoś dnia dostałam SMS-a: „Michał umiera przez ciebie.”

Nie spałam całą noc. W końcu zadzwoniłam do szpitala w naszym mieście:

– Dzień dobry, chciałabym się dowiedzieć o stan zdrowia Michała Nowaka…
– Przykro mi, ale nie udzielamy takich informacji przez telefon.

Zadzwoniłam do sąsiadki, pani Ireny:

– Martynko… Michał jest bardzo słaby. Ale twoja mama… ona sobie nie radzi. Ciebie obwinia za wszystko.

Wróciły wspomnienia: jak mama zamykała się w łazience i płakała godzinami; jak krzyczała na tatę; jak potrafiła przez tydzień się do mnie nie odzywać.

W końcu postanowiłam pojechać do domu. Weszłam do mieszkania i od razu poczułam ten duszny zapach leków i wilgoci.

Mama siedziała przy stole, blada i wychudzona.

– Po co przyjechałaś? – spytała bez cienia emocji.
– Chciałam zobaczyć Michała.
– Już za późno – powiedziała cicho.

Pobiegłam do jego pokoju. Leżał nieruchomo, oddychał ciężko. Usiadłam przy nim i złapałam go za rękę.

– Martyna… – wyszeptał słabo. – Nie odchodź już więcej.

Płakałyśmy razem przez godzinę. Mama stała w progu i patrzyła na nas z kamienną twarzą.

Po pogrzebie Michała mama przestała się do mnie odzywać na kilka miesięcy. Ale potem wróciły wiadomości:

„To przez ciebie go już nie ma.”
„Nie zasługujesz na szczęście.”
„Obyś cierpiała tak jak ja.”

Dziś mam dwadzieścia cztery lata. Pracuję jako nauczycielka w podstawówce pod Wrocławiem. Mam własne życie, przyjaciół, czasem nawet śmieję się z Olgą przy winie do późnej nocy. Ale kiedy widzę na telefonie nieznany numer, serce mi zamiera.

Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy kiedykolwiek będę mogła wybaczyć mamie? A może to ja powinnam prosić o przebaczenie?

Czy naprawdę można być wolnym od przeszłości, jeśli własna matka życzy ci śmierci?