„Od kiedy urodził się mój wnuk, widzę go tylko na zdjęciach. Synowa nie pozwala mi go odwiedzać – czy naprawdę zasłużyłam na takie traktowanie?”
– Mamo, proszę cię, nie przyjeżdżaj dzisiaj. To nie jest dobry moment – głos mojego syna, Michała, był cichy, niemal przepraszający. Stałam w kuchni, ściskając w dłoniach świeżo upieczone ciasto drożdżowe, które miało być prezentem dla mojej synowej i nowo narodzonego wnuka. W powietrzu unosił się zapach wanilii i cynamonu, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Michał, przecież mówiłeś, że mogę przyjechać… Przygotowałam wszystko, nawet kupiłam małego misia dla Antosia – próbowałam ukryć drżenie głosu.
– Wiem, mamo. Ale Kasia… ona nie czuje się dobrze. I jej rodzice też będą dzisiaj. Lepiej będzie, jak przyjedziesz innym razem – odpowiedział szybko, jakby chciał mieć to już za sobą.
Odłożyłam telefon i przez chwilę stałam bez ruchu. W mojej głowie kłębiły się myśli: co zrobiłam nie tak? Przecież zawsze starałam się być dobrą teściową. Nigdy nie wtrącałam się w ich sprawy, nie krytykowałam Kasi, nawet wtedy, gdy widziałam, że Michał wracał z pracy coraz bardziej zmęczony i przygaszony.
Pamiętam dzień, kiedy dowiedziałam się, że zostanę babcią. Michał zadzwonił do mnie późnym wieczorem.
– Mamo, będziesz babcią! – krzyknął radośnie.
Płakałam wtedy ze szczęścia. Od razu zaczęłam robić na drutach maleńkie sweterki i czapeczki. Chciałam być częścią ich życia, chciałam pomagać. Ale od samego początku czułam chłód ze strony Kasi. Nigdy nie patrzyła mi w oczy dłużej niż kilka sekund. Zawsze była uprzejma, ale chłodna. Myślałam, że to kwestia czasu.
Kiedy Antoś się urodził, pojechaliśmy z mężem do szpitala z kwiatami i prezentami. Kasia ledwo na nas spojrzała. Jej rodzice byli już w sali – rozmawiali z nią cicho, śmiali się. My staliśmy z boku, czując się jak intruzi.
Po powrocie do domu Michał zadzwonił:
– Mamo, Kasia jest zmęczona. Prosiła, żebyście dali jej trochę czasu.
Czekałam tydzień. Potem drugi. Wysyłałam zdjęcia prezentów dla Antosia, pytałam, czy czegoś potrzebują. Odpowiedzi były krótkie: „Dziękujemy”, „Nie trzeba”.
W końcu zaprosiłam ich do siebie na obiad. Michał przyszedł sam z Antosiem w nosidełku.
– Kasia nie czuje się najlepiej – powiedział cicho.
Patrzyłam na mojego wnuka z bijącym sercem. Był taki malutki! Chciałam go przytulić, ale Michał wyraźnie się spieszył.
– Mamo, muszę już wracać.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Mąż próbował mnie pocieszać:
– Daj im czas. Może Kasia ma depresję poporodową?
Ale ja czułam, że to coś więcej. Zaczęłam analizować każde nasze spotkanie. Przypominałam sobie rozmowy przy świątecznym stole – może wtedy powiedziałam coś niestosownego? Może powinnam była mniej doradzać?
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja siostra:
– Marysia, musisz postawić sprawę jasno! To twój wnuk! Nie pozwól im się odsunąć!
Ale ja nie chciałam robić awantur. Bałam się, że stracę kontakt z Michałem i Antosiem na zawsze.
Z czasem zaczęły do mnie docierać plotki od sąsiadek:
– Słyszałam, że Kasia mówiła swojej mamie, że jesteś zbyt nachalna… Że za bardzo chcesz się wtrącać.
Zrobiło mi się przykro. Przecież tylko chciałam pomóc! Kiedyś zadzwoniła do mnie Kasia:
– Pani Marysiu, proszę nie przyjeżdżać bez zapowiedzi. Potrzebujemy spokoju.
Jej głos był zimny jak lód. Po tej rozmowie przestałam dzwonić i pisać. Czekałam na sygnał od nich.
Minął miesiąc. Michał przysyłał mi tylko zdjęcia Antosia przez WhatsAppa. Każde zdjęcie bolało bardziej niż poprzednie – widziałam jak rośnie, jak się uśmiecha… ale nie mogłam go dotknąć ani przytulić.
W końcu zebrałam się na odwagę i napisałam do Kasi długi list:
„Kasiu,
Nie wiem, co zrobiłam źle. Jeśli Cię uraziłam – przepraszam z całego serca. Bardzo kocham Michała i Antosia. Chciałabym być częścią waszego życia, ale nie chcę przeszkadzać ani narzucać się. Proszę Cię tylko o jedno: pozwól mi być babcią.”
Nie dostałam odpowiedzi.
Mąż coraz częściej zamyka się w sobie. Unika rozmów o rodzinie syna. Ja wieczorami płaczę po cichu w poduszkę.
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy naprawdę jestem złą teściową? Czy to możliwe, że moje dobre intencje zostały tak źle odebrane? Czy każda babcia w Polsce musi walczyć o prawo do wnuka?
Może powinnam była być bardziej stanowcza? A może właśnie powinnam całkiem się wycofać? Czy ktoś z was był w podobnej sytuacji? Jak poradzić sobie z bólem odrzucenia przez własną rodzinę?
Może to ja jestem winna… a może po prostu świat się zmienił i dla takich babć jak ja nie ma już miejsca?
Czy naprawdę zasłużyłam na to wszystko? Czy każda dobra intencja musi prowadzić do samotności?