Oczy jak lazurowe marzenie – historia Agaty z podwarszawskiej Wesołej
Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie mojego – mojej córki, Julki. Była środa, godzina 18:17, a ja właśnie wyciągałam z piekarnika zapiekankę ziemniaczaną, kiedy usłyszałam jej płacz. Wbiegłam do pokoju i zobaczyłam, jak trzyma w rękach mój telefon. Na ekranie wyświetlała się wiadomość od „Kasi – fryzjerka”. Ale to nie była Kasia. To był mój mąż, Michał, który pisał do niej rzeczy, których nie chciałabym nigdy przeczytać.
– Mamo… kto to jest? – zapytała Julka, a jej oczy były tak niebieskie, jak lazurowe niebo nad Mazurami, gdzie kiedyś spędzaliśmy wakacje. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Poczułam się, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.
– To… koleżanka taty z pracy – skłamałam, choć głos mi drżał.
Julka spuściła wzrok. Miała dopiero dziewięć lat, ale już wiedziała, że coś jest nie tak. Syn, Kuba, siedział w drugim pokoju i grał na komputerze. On zawsze uciekał w gry, gdy w domu robiło się gęsto od emocji.
Wieczorem Michał wrócił późno. Pachniał damskimi perfumami. Zawsze miał wymówkę: korki na S8, awaria auta, pilny projekt. Tym razem nie wytrzymałam.
– Michał, musimy porozmawiać.
– Teraz? Jestem zmęczony.
– Teraz – powtórzyłam stanowczo.
Usiedliśmy w kuchni. Dzieci zamknęły się w swoich pokojach. Pokazałam mu telefon. Przez chwilę patrzył na mnie tymi swoimi szarymi oczami – kiedyś wydawały mi się ciepłe, dziś były zimne jak stal.
– To nie tak jak myślisz – zaczął.
– Michał, proszę cię… Nie rób ze mnie idiotki. Ile to trwa?
Milczał długo. W końcu powiedział:
– Pół roku.
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Łzy napłynęły mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę rzucić w niego kubkiem, ale tylko zacisnęłam pięści.
– I co teraz? – zapytałam cicho.
– Nie wiem… – odpowiedział i spuścił głowę.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Dzieci czuły napięcie. Julka przestała się uśmiechać. Kuba zamknął się jeszcze bardziej w sobie. Moja mama dzwoniła codziennie:
– Agatko, wszystko w porządku?
– Tak, mamo – kłamałam.
Ale nie było dobrze. W pracy popełniałam błędy. Szefowa patrzyła na mnie z politowaniem:
– Może powinnaś wziąć kilka dni wolnego?
Nie mogłam. Musiałam zarabiać na kredyt za mieszkanie na osiedlu Stara Miłosna.
W końcu powiedziałam mamie prawdę. Przyjechała natychmiast z Grodziska Mazowieckiego i zaczęła rządzić domem po swojemu:
– Michał to świnia! Powinnaś go wyrzucić!
Ale ja nie byłam gotowa na taki krok. Bałam się samotności bardziej niż zdrady.
Pewnej nocy usłyszałam szloch Julki. Weszłam do jej pokoju i zobaczyłam ją skuloną pod kołdrą.
– Mamusiu… czy tata nas zostawi?
Przytuliłam ją mocno.
– Nie wiem, kochanie… Ale ja cię nigdy nie zostawię.
Wtedy zrozumiałam, że muszę być silna dla dzieci. Następnego dnia poprosiłam Michała o rozmowę przy stole.
– Musisz się wyprowadzić – powiedziałam spokojnie.
Patrzył na mnie długo, jakby nie wierzył własnym uszom.
– Agata…
– Nie chcę już żyć w kłamstwie. Dla siebie i dla dzieci.
Spakował się tego samego wieczoru. Julka płakała całą noc. Kuba udawał twardziela, ale widziałam łzy na jego poduszce rano.
Zostałam sama z dwójką dzieci i kredytem do spłacenia. Mama pomagała jak mogła – gotowała obiady, odbierała dzieci ze szkoły. Ale była też surowa:
– Musisz być twarda! Nie możesz pokazać dzieciom słabości!
A ja czasem nie dawałam rady. Wieczorami siadałam na balkonie z kubkiem herbaty i patrzyłam na światła Warszawy w oddali. Czułam się jak wrak człowieka.
Po kilku tygodniach Michał zaczął przychodzić po dzieci co drugi weekend. Julka była szczęśliwa, Kuba coraz bardziej zamknięty w sobie.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Kasia – ta prawdziwa fryzjerka:
– Agata… słyszałam plotki…
Wiedziałam już wtedy, że cała Wesoła mówi o moim rozpadzie małżeństwa. W sklepie spożywczym sąsiadka patrzyła na mnie z litością:
– Trzymam za panią kciuki…
Czułam się naga przed całym osiedlem.
Najgorsze przyszło po kilku miesiącach. Michał przestał płacić alimenty na czas. Tłumaczył się problemami finansowymi:
– Wiesz, Agata… mam teraz ciężko…
A ja musiałam wybierać: rachunki czy nowe buty dla dzieci.
Mama coraz częściej mówiła:
– Powinnaś go podać do sądu!
Ale bałam się kolejnych konfliktów. Bałam się być tą „złą”, która walczy o pieniądze.
W pracy dostałam awans – paradoksalnie wtedy, gdy byłam najbardziej rozbita emocjonalnie. Szefowa powiedziała:
– Jesteś silniejsza niż myślisz.
Nie czułam się silna. Każdego dnia walczyłam ze sobą, żeby nie rozpaść się na kawałki przy dzieciach.
Pewnego wieczoru Julka przyszła do mnie z rysunkiem: narysowała naszą trójkę pod wielkim słońcem i napisała „Kocham Cię mamo”.
Zrozumiałam wtedy, że dla niej jestem całym światem – nawet jeśli ten świat jest popękany.
Minął rok od rozstania z Michałem. Dziś już nie płaczę po nocach tak często jak kiedyś. Czasem spotykam go na osiedlu z nową partnerką – młodszą ode mnie o dziesięć lat. Uśmiecham się sztucznie i idę dalej.
Julka pyta czasem:
– Mamo, czy tata jeszcze nas kocha?
Odpowiadam jej zawsze:
– Każdy kocha po swojemu… Ale ja kocham cię najbardziej na świecie.
Czasem zastanawiam się: czy można jeszcze zaufać? Czy po takim rozczarowaniu serce może znów zaufać drugiemu człowiekowi? A może lepiej nauczyć się być szczęśliwą samej ze sobą?