Nieprzyjemna sytuacja: Jak jedno kłamstwo rozbiło moją rodzinę
Wszystko zaczęło się w sobotę rano, kiedy jeszcze w piżamie zeszłam do kuchni i zobaczyłam moją teściową siedzącą przy stole z filiżanką kawy. Nie powinna tu być. Nie po tym, co wydarzyło się ostatniej środy. Ale była. Patrzyła na mnie z tym swoim chłodnym uśmiechem, jakby chciała powiedzieć: „Wiedziałam, że tak się skończy”.
Mam na imię Agata. Mam trzydzieści cztery lata, męża – Pawła – i dwójkę dzieci: Zosię i Antka. Mieszkamy w bloku na warszawskim Ursynowie. Zawsze myślałam, że jestem silna. Że potrafię postawić granicę. Ale wtedy, tamtego ranka, czułam się jak dziecko przyłapane na czymś złym.
– Dzień dobry, Agatko – powiedziała teściowa, nie patrząc mi w oczy.
– Dzień dobry, pani Mario – odpowiedziałam chłodno.
Paweł pojawił się w drzwiach kuchni. Był blady jak ściana. – Mama przyszła tylko na chwilę – rzucił nerwowo.
– Tylko na chwilę? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Po tym wszystkim?
Teściowa odłożyła filiżankę i spojrzała na mnie z góry. – Myślę, że powinniśmy porozmawiać jak dorośli ludzie.
Zacisnęłam dłonie na blacie. Przez chwilę miałam ochotę wybiec z mieszkania i nigdy nie wrócić. Ale zostałam. Bo dzieci spały w pokoju obok. Bo nie chciałam dać jej satysfakcji.
Wszystko zaczęło się kilka miesięcy wcześniej, kiedy Paweł zaczął coraz częściej wracać późno z pracy. Tłumaczył się korkami, nadgodzinami, spotkaniami z klientami. Wierzyłam mu – przecież był dobrym ojcem i mężem. Ale potem zaczęły się telefony o dziwnych porach, wiadomości na WhatsAppie, które szybko kasował.
Pewnego wieczoru, kiedy dzieci już spały, zapytałam:
– Paweł, czy ty masz romans?
Zbladł. – Zwariowałaś? Skąd ci to przyszło do głowy?
– Nie wiem… Po prostu czuję, że coś jest nie tak.
Wybuchnął śmiechem. – Pracuję jak wół dla tej rodziny! Zamiast mi dziękować, robisz mi sceny!
Przeprosiłam go wtedy. Uwierzyłam, że to tylko moja wyobraźnia.
Ale kilka dni później zobaczyłam go na mieście z inną kobietą. Szli razem przez Plac Zbawiciela, śmiali się. Trzymał ją za rękę. Zrobiło mi się niedobrze.
Nie powiedziałam mu o tym od razu. Najpierw zadzwoniłam do mojej mamy.
– Mamo… Paweł mnie zdradza – wyszeptałam do słuchawki.
Mama milczała przez chwilę, a potem powiedziała: – Agatko, musisz być silna. Nie pozwól mu się upokarzać.
Wróciłam do domu i czekałam na Pawła do późna w nocy. Kiedy wszedł do mieszkania, spojrzałam mu prosto w oczy.
– Widziałam cię dzisiaj z tą kobietą.
Zamarł. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze.
– To nie tak… – zaczął.
– To jak? – przerwałam mu.
Usiadł ciężko na krześle i ukrył twarz w dłoniach.
– To była tylko chwila słabości… Ona nic dla mnie nie znaczy…
Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.
– Jak mogłeś? – wyszeptałam.
Następnego dnia Paweł wyprowadził się do matki. Przez tydzień nie odbierał ode mnie telefonów. Dzieci pytały: „Gdzie jest tata?”. Kłamałam im w żywe oczy: „Tata jest w pracy”.
A potem przyszła teściowa.
– Agato, musisz zrozumieć Pawła – zaczęła zaraz po wejściu do mieszkania tamtego ranka. – On jest tylko człowiekiem…
– A ja co? Kamień? – przerwałam jej ostro.
– Jesteś matką jego dzieci! Powinnaś walczyć o rodzinę!
Zacisnęłam zęby tak mocno, że aż zabolało mnie szczęka.
– To ja mam walczyć? To ja mam udawać, że nic się nie stało?
Teściowa spojrzała na mnie z pogardą.
– Gdybyś bardziej dbała o męża…
Wybuchłam płaczem. Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Siedziałam tam długo, słysząc przez drzwi stłumione głosy Pawła i jego matki.
Wieczorem Paweł wrócił do mieszkania po rzeczy. Dzieci rzuciły mu się na szyję.
– Tato! Zostaniesz z nami?
Spojrzał na mnie błagalnie.
– Agata… możemy porozmawiać?
Zgodziłam się tylko dlatego, że dzieci patrzyły na nas szeroko otwartymi oczami.
Usiedliśmy w salonie.
– Przepraszam cię – powiedział cicho Paweł. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło…
Milczałam długo.
– Chcesz wrócić?
Skinął głową.
– A co z nią?
– To skończone. Naprawdę skończone.
Nie wierzyłam mu już wtedy. Ale zgodziłam się na terapię małżeńską. Dla dzieci. Dla siebie samej też – chciałam wiedzieć, czy można odbudować coś, co zostało tak brutalnie zniszczone.
Terapia była trudna. Bolało każde słowo wypowiedziane na głos: „zdrada”, „kłamstwo”, „zawód”. Paweł płakał podczas jednej z sesji. Ja też płakałam – pierwszy raz od lat przy nim.
Ale najgorsze przyszło później. Moja mama dowiedziała się o wszystkim od sąsiadki (bo przecież sąsiadki wiedzą wszystko). Zadzwoniła do mnie roztrzęsiona:
– Agata! Ty go przyjęłaś z powrotem?!
– Próbuję… dla dzieci…
– Dla dzieci? A dla siebie?!
Nie umiałam jej odpowiedzieć.
Od tamtej pory mama przestała przychodzić do nas w odwiedziny. Dzwoni rzadko i zawsze krótko rozmawia z wnukami przez telefon. Mówi, że nie chce patrzeć mi w oczy, bo nie poznaje własnej córki.
Teściowa za to pojawia się coraz częściej. Przynosi ciasta i udaje troskliwą babcię. Ale ja wiem, że patrzy na mnie jak na przegraną kobietę.
A Paweł? Jest inny niż kiedyś. Bardziej cichy, pokorny. Czasem patrzę na niego i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy można jeszcze zaufać komuś, kto raz już złamał twoje serce?
Czasem myślę o odejściu. O tym, żeby zacząć wszystko od nowa gdzieś daleko stąd – bez Pawła, bez teściowej, bez tych wszystkich spojrzeń pełnych litości i pogardy.
Ale potem widzę Zosię i Antka bawiących się razem na dywanie i wiem, że nie potrafię ich skrzywdzić jeszcze bardziej.
Czy jestem tchórzem? Czy może po prostu matką?
Czasem pytam siebie: ile można wytrzymać dla rodziny? I czy naprawdę warto poświęcać własne szczęście dla innych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?