Niechciane dziecko, które uratowało nas przed rozpadem – historia z polskiego blokowiska
Trzask drzwi odbił się echem po całym mieszkaniu. Ojciec wrócił z pracy wcześniej niż zwykle, a jego twarz była czerwona ze złości. Mama stała przy kuchence, mieszając zupę, ale ręka jej drżała. Ja i mój młodszy brat, Michał, siedzieliśmy przy stole, udając, że odrabiamy lekcje. W powietrzu wisiała burza.
– Znowu przyszłaś później! – wrzasnął ojciec na mamę. – Myślisz, że nie widzę, jak się włóczysz po tych bazarach? Zamiast zająć się domem!
Mama zacisnęła usta. – Musiałam zostać dłużej, bo przyszła dostawa. Jeśli nie sprzedam tych warzyw, nie będzie na czynsz.
Ojciec uderzył pięścią w stół. Michał podskoczył i spojrzał na mnie z przerażeniem. Wiedziałam, że muszę być silna – dla niego i dla mamy. Nazywam się Agata Nowicka i miałam wtedy czternaście lat.
Nasze życie toczyło się w trzypokojowym mieszkaniu na blokowisku w Łodzi. Ojciec był kierowcą autobusu miejskiego, mama handlowała na targowisku. Pieniędzy wiecznie brakowało, a ja od dawna wiedziałam, że nie mogę liczyć na nowe ubrania czy modne gadżety. Zimą grzaliśmy się przy piecyku elektrycznym, bo kaloryfery ledwo zipały. Mama często płakała nocami w łazience, myśląc, że nikt nie słyszy.
Wszystko zmieniło się pewnego dnia w maju. Mama przyszła do domu blada jak ściana i poprosiła mnie do pokoju.
– Agatko… będziesz miała rodzeństwo – wyszeptała.
Zamarłam. Widziałam łzy w jej oczach i strach. Wiedziałam, co to znaczy – jeszcze mniej pieniędzy, jeszcze więcej kłótni. Michał był wtedy w drugiej klasie podstawówki i nie rozumiał powagi sytuacji.
Wieczorem podsłuchałam rozmowę rodziców. Ojciec był wściekły:
– Nie damy rady! Już teraz ledwo ciągniemy! Może… może da się to jeszcze załatwić? – powiedział cicho.
Mama zaczęła płakać. – Nie mogę tego zrobić… To dziecko niczemu nie jest winne.
Następne tygodnie były koszmarem. Ojciec coraz częściej znikał z domu, wracał późno i śmierdział wódką. Mama chudła w oczach, ale uparcie chodziła na targowisko nawet wtedy, gdy mdlała ze zmęczenia. Ja przejęłam gotowanie i sprzątanie. Michał coraz częściej pytał:
– Czemu tata nie chce nowego dzidziusia?
Nie umiałam mu odpowiedzieć.
Pewnego dnia przyszła babcia Zofia – matka ojca. Zawsze była surowa i oschła.
– Dziecko? W tym wieku? Ty chyba oszalałaś! – syknęła do mamy. – Myślisz, że ktoś ci pomoże? Syn już dość ma na głowie!
Mama zbladła jeszcze bardziej. Po wyjściu babci długo siedziałyśmy razem na kanapie.
– Mamo… ja ci pomogę – powiedziałam cicho. – Damy radę.
Przytuliła mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułam jej ciepło.
W szkole zaczęły się plotki. Ktoś zobaczył mamę z brzuchem na targowisku i już następnego dnia koleżanki pytały mnie z przekąsem:
– To prawda, że twoja matka znowu w ciąży? Będziecie mieszkać pod mostem?
Udawałam, że mnie to nie rusza, ale w domu płakałam w poduszkę.
W końcu nadszedł dzień porodu. Ojciec był wtedy na nocnej zmianie. Mama obudziła mnie o trzeciej nad ranem:
– Agatko… musisz zadzwonić po karetkę…
Ręce mi się trzęsły, ale zadzwoniłam pod 112. Michał spał jak zabity. Sanitariusze zabrali mamę do szpitala, a ja zostałam z bratem sama w domu.
Ojciec wrócił rano i dowiedział się o wszystkim ode mnie.
– Chciałem… żeby było inaczej – powiedział tylko i usiadł ciężko przy stole.
Po południu zadzwoniła mama:
– Urodziła się dziewczynka! Jest zdrowa…
Ojciec pojechał do szpitala z kwiatami. Wrócił późno wieczorem i pierwszy raz od miesięcy miał łzy w oczach.
– Ma na imię Lena – powiedział cicho. – Jest taka malutka…
Od tego dnia coś się zmieniło. Ojciec zaczął wracać wcześniej do domu, pomagał mi gotować obiady i odrabiać lekcje z Michałem. Nawet babcia Zofia przyszła zobaczyć Lenę i przyniosła własnoręcznie wydziergany kocyk.
Najtrudniejsze były pierwsze miesiące po powrocie mamy ze szpitala. Lena płakała nocami, mama była wykończona, a ja chodziłam do szkoły jak zombie. Ale byliśmy razem. Ojciec przestał pić i znalazł dodatkową pracę jako ochroniarz w pobliskim markecie.
Pewnego wieczoru usiedliśmy wszyscy przy stole – pierwszy raz od dawna bez kłótni.
– Przepraszam was… za wszystko – powiedział ojciec drżącym głosem. – Lena… ona nas uratowała.
Mama uśmiechnęła się przez łzy i ścisnęła jego dłoń.
Dziś Lena ma już siedem lat i jest oczkiem w głowie całej rodziny. Michał nauczył się ją bronić przed szkolnymi dokuczaczami, a ja… ja wiem jedno: czasem to, czego najbardziej się boimy, okazuje się naszym największym darem.
Czy wy też mieliście w życiu momenty, kiedy jedno wydarzenie zmieniło wszystko? Czy potrafilibyście wybaczyć tak jak moja mama? Czekam na wasze historie.