Nie rozmawiałam z mamą od trzech miesięcy. Zablokowałam ją wszędzie. Mąż nalega, żebym się pogodziła – ale czy potrafię?
– Znowu nie odbierasz od niej telefonu? – Tomek patrzył na mnie z wyrzutem, kiedy po raz kolejny wyciszyłam dzwoniący numer.
– Tomek, prosiłam cię… Nie chcę o tym rozmawiać – odpowiedziałam, czując jak w gardle rośnie mi gula. W mieszkaniu panowała cisza, tylko gdzieś za ścianą sąsiad wiercił w ścianie.
Ostatni raz rozmawiałam z mamą trzy miesiące temu. To była kłótnia, jakich wiele w naszym życiu, ale tym razem coś we mnie pękło. Zablokowałam ją na Messengerze, WhatsAppie, nawet na zwykłych SMS-ach. Zostawiłam tylko możliwość kontaktu przez maila – ale i tak nie odpisałam na żaden z jej listów.
Wciąż opłacam jej czynsz, zamawiam zakupy przez internet, żeby nie musiała wychodzić z domu. Ale nie chcę jej widzieć ani słyszeć. Nie chcę słuchać jej narzekań, pretensji, wiecznych wyrzutów sumienia. Przez trzydzieści cztery lata próbowałam być dobrą córką – i zawsze byłam niewystarczająca.
Pamiętam tamten dzień, kiedy wszystko się rozpadło. Była sobota, padał deszcz. Przyjechałam do niej z zakupami, jak co tydzień. Mama siedziała przy stole w kuchni i nawet nie spojrzała na mnie.
– Znowu kupiłaś te jogurty? Przecież mówiłam ci sto razy, że wolę naturalne! – rzuciła na powitanie.
– Przepraszam, zapomniałam…
– Ty zawsze zapominasz! – krzyknęła. – Nawet o własnej matce nie potrafisz pomyśleć!
Wtedy coś we mnie pękło. Wybiegłam z mieszkania, zostawiając siatki na podłodze. Przez całą drogę do domu płakałam w tramwaju jak dziecko.
Od tamtej pory nie odezwałam się do niej ani słowem.
Tomek nie rozumie. On miał normalny dom – ciepłą mamę, ojca, który przytulał go przed snem. U mnie zawsze było zimno. Ojciec odszedł, kiedy miałam osiem lat. Mama nigdy nie potrafiła być czuła. Wszystko było obowiązkiem: szkoła, sprzątanie, zakupy. Każda moja piątka była za mało błyszcząca, każde osiągnięcie – niewystarczające.
– Może ona się zmieniła? – pytał Tomek wieczorem, kiedy leżeliśmy w łóżku.
– Ludzie się nie zmieniają – odpowiedziałam cicho.
– Ale to twoja mama…
Wiem, że to moja mama. Wiem też, że jestem jej jedyną córką i że jeśli coś jej się stanie, będę miała to na sumieniu do końca życia.
Czasem łapię się na tym, że tęsknię za nią. Za jej głosem, nawet za tymi głupimi uwagami o jogurtach. Ale potem przypominam sobie wszystkie te lata upokorzeń: jak wyśmiewała moje ubrania w liceum („Wyglądasz jak dziwadło!”), jak komentowała moją wagę („Znowu przytyłaś? Kto cię zechce?”), jak nigdy nie powiedziała „kocham cię”.
Kiedyś próbowałam z nią o tym rozmawiać.
– Mamo, dlaczego nigdy mnie nie przytulasz?
– Bo nie jestem twoją koleżanką! – usłyszałam. – Matka to nie kumpelka od plotek.
Zazdrościłam koleżankom z klasy ich rodzinnych obiadów i wspólnych wakacji nad morzem. U nas wakacje oznaczały dwa tygodnie u babci na wsi i milczenie przy stole.
Teraz jestem dorosła. Mam własne mieszkanie na Mokotowie, stabilną pracę w agencji reklamowej i męża, który naprawdę mnie kocha. Ale w środku wciąż jestem tą małą dziewczynką, która czeka na pochwałę od mamy.
Ostatnio Tomek coraz częściej wraca do tematu.
– Może pojedziemy do niej razem? Pogadacie spokojnie…
– Po co? Żeby znowu usłyszeć, że wszystko robię źle?
– Może tym razem będzie inaczej…
Nie wiem już sama. Może powinnam spróbować? Może ona naprawdę się martwi? Czasem wyobrażam sobie, że dzwoni do mnie i mówi: „Przepraszam”. Ale wiem, że to się nigdy nie wydarzy.
Kilka dni temu przyszła paczka do mojego biura. Bez nadawcy. W środku był słoik domowego dżemu i kartka: „Dla mojej córki”.
Rozpłakałam się przy biurku jak dziecko.
Wieczorem pokazałam Tomkowi słoik.
– To znak – powiedział cicho. – Może ona naprawdę chce się pogodzić?
Nie odpowiedziałam. Całą noc przewracałam się z boku na bok.
Dziś rano napisałam do niej maila: „Mamo, dostałam dżem. Dziękuję”.
Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, czy potrafię jej wybaczyć wszystkie lata bólu i rozczarowań. Ale może warto spróbować?
Czy można nauczyć się kochać własną matkę na nowo? Czy da się odbudować coś, co było popsute przez całe życie? Może ktoś z was też przez to przechodził…