Moja wnuczka nienawidzi lekcji fortepianu, ale tylko ja to widzę. Czy naprawdę jestem jedyną, która słyszy jej cichy bunt?
— Zosia, jeszcze raz! — głos Kasi odbija się echem od ścian salonu. Siedzę w kuchni, udając, że czytam gazetę, ale każde uderzenie w klawisze fortepianu przeszywa mnie na wskroś. Słyszę, jak palce mojej wnuczki ślizgają się po klawiszach, jakby każdy dźwięk był ciężarem.
— Mamo, proszę… — Zosia szepcze tak cicho, że ledwo słyszę. — Nie chcę już grać.
Kasia wzdycha głośno. — Zosiu, nie zaczynaj znowu. Obiecałaś, że będziesz ćwiczyć. Pamiętasz, jak bardzo chciałaś ten fortepian?
Chciała? Pamiętam tamten dzień lepiej niż Kasia. To była raczej jej własna fascynacja niż pragnienie Zosi. Kasia zawsze marzyła o karierze pianistki, ale życie potoczyło się inaczej. Teraz próbuje spełnić swoje niespełnione marzenia przez córkę.
Zosia siedzi przy instrumencie jak skazaniec. Jej ramiona są opuszczone, a oczy szkliste. Przez chwilę patrzę na nią ukradkiem — widzę w niej siebie sprzed lat, kiedy zmuszano mnie do recytowania wierszy na szkolnych akademiach. Wiem, jak smakuje przymus.
Wieczorem próbuję porozmawiać z Kasią. — Może Zosia powinna odpocząć od lekcji? Wydaje mi się… — zaczynam ostrożnie.
— Mamo, nie zaczynaj — przerywa mi od razu. — Ty nigdy mnie nie wspierałaś w moich pasjach. Nie chcę, żeby Zosia była taka jak ja — żeby żałowała, że czegoś nie spróbowała.
Czuję narastającą gulę w gardle. — Ale ona nie chce próbować! Nie widzisz tego?
Kasia patrzy na mnie z wyrzutem. — Ty nic nie rozumiesz. Dzieci trzeba czasem zmusić do wysiłku. Jakbyś wiedziała, ile bym dała, żeby ktoś mnie kiedyś popchnął mocniej.
Nie odpowiadam. Wiem, że każda kolejna próba rozmowy kończy się tak samo: oskarżeniami o brak wsparcia i wypominaniem dawnych błędów.
Następnego dnia odbieram Zosię ze szkoły. W samochodzie panuje cisza. Po chwili pytam:
— Jak było na muzyce?
Zosia wzrusza ramionami. — Pani powiedziała, że gram za wolno.
Patrzę na nią przez lusterko. — Lubisz grać na fortepianie?
Milczy długo. — Nie wiem… Chciałabym robić coś innego.
— Co na przykład?
— Może rysować… Albo tańczyć.
Uśmiecham się smutno. — Powiedziałaś o tym mamie?
Kręci głową. — Mama mówi, że muszę ćwiczyć, bo inaczej będę żałować.
Wieczorem słyszę kolejną kłótnię między Kasią a Zosią. Drzwi trzaskają, Zosia płacze w swoim pokoju. Idę do niej i siadam obok na łóżku.
— Wiesz, możesz mi powiedzieć wszystko — szepczę.
Zosia wtula się we mnie i szlocha cicho. — Babciu, ja naprawdę nie chcę już grać… Ale mama się złości.
Przytulam ją mocniej. — Czasem dorośli myślą, że wiedzą lepiej, co jest dla nas dobre. Ale twoje uczucia też są ważne.
Następnego dnia postanawiam porozmawiać z Kasią jeszcze raz. Czekam aż Zosia zaśnie i wchodzę do salonu.
— Kasia, musimy pogadać.
Patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem. — O czym?
— O Zosi. Ona naprawdę nie chce grać na fortepianie. Widzisz przecież, jak bardzo ją to męczy.
Kasia zaciska usta. — Ty zawsze stajesz po stronie dziecka. A potem dziwisz się, że dzieci nie mają ambicji.
— To nie jest kwestia ambicji! Ona cierpi! Nie widzisz tego?
Kasia wybucha płaczem. — A co mam zrobić? Mam pozwolić jej się poddać? Ja nigdy nie miałam wyboru! Może gdyby ktoś mi pozwolił być sobą… Może byłabym szczęśliwsza?
Patrzę na nią i nagle widzę nie tylko matkę Zosi, ale moją małą dziewczynkę sprzed lat — zagubioną i przestraszoną.
— Kasia… Może właśnie dlatego powinnaś pozwolić Zosi wybrać sama?
Milczymy długo. W końcu Kasia mówi cicho:
— Boję się, mamo… Boję się, że jeśli odpuści teraz, to zawsze będzie rezygnować z marzeń.
Podchodzę do niej i obejmuję ją tak samo jak kiedyś, gdy była mała i bała się burzy.
— Może jej marzenia są inne niż twoje? Może wystarczy ją wysłuchać?
Nazajutrz Kasia siada z Zosią przy stole. Słyszę ich rozmowę zza drzwi:
— Zosiu… Powiedz mi szczerze: chcesz dalej grać na fortepianie?
Cisza. Potem cichy głos Zosi:
— Nie chcę już…
Kasia wzdycha ciężko. — Dobrze… To spróbujemy czegoś innego.
Czuję ulgę i smutek jednocześnie. Ulgę, bo Zosia wreszcie została wysłuchana; smutek, bo wiem, jak trudno było Kasi przyznać się do błędu.
Czasem myślę: ile razy w życiu zmuszamy bliskich do spełniania naszych niespełnionych marzeń? Czy potrafimy naprawdę słuchać naszych dzieci i wnuków? A może łatwiej jest udawać, że wszystko jest dobrze?