Moja szwagierka żąda ode mnie mieszkania, a mama mnie do tego namawia! Czy naprawdę powinnam poświęcić swoje szczęście dla cudzych oczekiwań?
– Aniu, przecież ty masz dwa mieszkania, a Kasia z Michałem ledwo wiążą koniec z końcem – głos mamy rozbrzmiewał w mojej głowie jeszcze długo po zakończonej rozmowie. Stałam przy oknie, patrząc na szare niebo nad Warszawą, a w środku czułam, jakby ktoś ściskał mi serce.
– Mamo, to nie jest takie proste – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż się gotowałam. – Pracowałam na to latami. Sama. Nikt mi nic nie dał.
Mama westchnęła ciężko, jakby właśnie usłyszała największą herezję świata. – Ale przecież jesteście rodziną! Kasia jest twoją szwagierką, a Michał twoim bratem. Oni mają dziecko, ty jesteś sama. Czy naprawdę nie możesz im pomóc?
Wiedziałam, że ta rozmowa się nie skończy. Wiedziałam też, że to dopiero początek czegoś większego. Od zawsze czułam się inna w mojej rodzinie. Zawsze byłam tą „ambitną”, tą „zbyt poważną”, tą „zaradną”. Kiedy inni bawili się na podwórku, ja siedziałam nad książkami. Kiedy moi rówieśnicy szli do technikum, ja wybrałam liceum i potem studia w Warszawie. Pracowałam na dwa etaty, żeby opłacić wynajem i czesne. A teraz, po latach wyrzeczeń, miałam dwa małe mieszkania – jedno po babci, drugie kupione na kredyt, który jeszcze spłacałam.
Kasia pojawiła się w naszej rodzinie pięć lat temu. Od początku czułam dystans – była głośna, pewna siebie, ale też… roszczeniowa. Zawsze miała jakieś „ale”. A to prezent za mały, a to za rzadko odwiedzam rodziców. Michał był zapatrzony w nią jak w obrazek.
Tego dnia zadzwoniła do mnie sama.
– Aniu, musimy pogadać – zaczęła bez zbędnych ceregieli. – Słuchaj, z Michałem mamy ciężko. Kredyt nas zżera, a mała ciągle choruje. Ty masz dwa mieszkania… Może oddasz nam to po babci? I tak tam nie mieszkasz.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Kasiu… To nie jest takie proste. Wynajmuję je, żeby spłacać kredyt za drugie mieszkanie. Poza tym…
– Poza tym co? – przerwała mi ostro. – Ty zawsze masz jakieś wymówki! My tu walczymy o przetrwanie, a ty się zastanawiasz! Rodzina powinna sobie pomagać!
Zacisnęłam pięści. Chciałam krzyczeć, ale tylko zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko.
Wieczorem zadzwoniła mama.
– Aniu, Kasia mówiła mi o waszej rozmowie. Wiesz… ona ma rację. Ty masz wszystko, oni nic. Może powinnaś się zastanowić?
– Mamo! – wybuchłam. – Czy naprawdę uważasz, że powinnam oddać im mieszkanie? Po prostu tak?
– Nie bądź samolubna – usłyszałam w odpowiedzi.
Samolubna. To słowo dźwięczało mi w głowie przez całą noc. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć sens w tym wszystkim. Czy naprawdę byłam samolubna? Czy to źle, że chciałam zachować coś dla siebie?
Przypomniałam sobie dzieciństwo – jak zawsze musiałam dzielić się zabawkami z Michałem, jak mama powtarzała: „Dziewczynki muszą być grzeczne i ustępować”. Jak tata mówił: „Nie wychylaj się”. Ale ja zawsze chciałam więcej – więcej wiedzieć, więcej zobaczyć, więcej osiągnąć.
Rano dostałam SMS-a od Michała: „Aniu, Kasia ma rację. Pomóż nam”.
Nie odpisałam.
Przez kolejne dni unikałam telefonu jak ognia. W pracy byłam rozkojarzona, koleżanka zapytała nawet:
– Coś się stało? Wyglądasz jakbyś miała zaraz wybuchnąć.
Uśmiechnęłam się blado.
W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do rodziców na niedzielny obiad. Atmosfera była gęsta od samego wejścia.
– Aniu, usiądź – powiedziała mama tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Kasia siedziała naprzeciwko mnie z zaciśniętymi ustami. Michał patrzył gdzieś w bok.
– Chcemy porozmawiać – zaczęła mama. – O mieszkaniu.
– Nie oddam wam go – powiedziałam stanowczo, zanim ktokolwiek zdążył coś dodać.
Zapadła cisza.
– Dlaczego? – zapytała Kasia z wyrzutem.
– Bo to moje życie! Pracowałam na nie sama! – głos mi drżał. – Nikt mi nic nie dał za darmo! Zawsze musiałam walczyć o swoje!
Mama spojrzała na mnie z rozczarowaniem.
– Myślałam, że jesteś lepsza niż to…
Poczułam łzy pod powiekami.
– Może właśnie dlatego jestem tu, gdzie jestem – wyszeptałam i wybiegłam z domu.
Wróciłam do pustego mieszkania i długo płakałam. Czułam się winna i zła jednocześnie. Czy naprawdę bycie niezależną oznaczało bycie samolubną? Czy rodzina miała prawo żądać ode mnie poświęcenia wszystkiego?
Od tamtej pory kontakt z rodziną jest chłodny. Mama dzwoni rzadziej, Michał prawie wcale. Kasia czasem wysyła mi pasywno-agresywne wiadomości o tym, jak ciężko im się żyje.
Czasem patrzę na zdjęcia z dzieciństwa i zastanawiam się: czy naprawdę jestem winna temu, że mam więcej? Czy powinnam poświęcić swoje szczęście dla cudzych oczekiwań? A może każdy powinien sam walczyć o swoje miejsce na świecie?
Czy to ja jestem egoistką… czy może oni są niesprawiedliwi?