Moja jedyna, niezastąpiona – historia matki i córki w cieniu rodzinnych tajemnic

Deszcz bębnił o szybę, a ja siedziałam na podłodze w kuchni, trzęsąc się z zimna i strachu. Właśnie usłyszałam, jak drzwi wejściowe trzaskają z hukiem – to znowu ona, moja córka, wróciła do domu późno, zbyt późno. „Mamo, daj mi spokój!” – krzyknęła, rzucając plecak w kąt. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zniknęła w swoim pokoju, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zadrżały ściany naszego mieszkania na warszawskim Bródnie.

Mam na imię Renata. Mam czterdzieści dwa lata i od piętnastu samotnie wychowuję córkę, Maję. Jej ojciec, Przemek, zostawił nas, gdy Maja miała dwa lata. Zakochał się w innej, młodszej, piękniejszej – tak przynajmniej tłumaczyła mi jego matka, kiedy próbowałam zrozumieć, dlaczego nagle przestał wracać do domu. „Renatko, on jest jeszcze młody, musi się wyszaleć” – mówiła teściowa, a ja miałam ochotę krzyczeć. Ale nie krzyczałam. Zamiast tego zamykałam się w łazience i płakałam w ręcznik, żeby Maja nie słyszała.

Przez lata starałam się być dla niej wszystkim – matką, ojcem, przyjaciółką. Pracowałam na dwa etaty: rano w urzędzie miasta, wieczorami sprzątałam biura. Maja była moim światem. Kiedy miała gorączkę, nie spałam całą noc, trzymając jej dłoń i modląc się, żeby wyzdrowiała. Kiedy dostała pierwszą piątkę z matematyki, płakałam ze szczęścia. Ale im była starsza, tym bardziej oddalała się ode mnie. Zaczęły się tajemnice, kłamstwa, nieprzespane noce.

Ostatnio wszystko się pogorszyło. Zaczęłam mdleć w pracy. Raz obudziłam się na podłodze w archiwum, z rozciętą skronią. Szefowa wezwała karetkę. W szpitalu zrobili mi badania i kazali wrócić za tydzień po wyniki. „To pewnie stres” – powiedziała pielęgniarka, ale widziałam w jej oczach niepokój. Bałam się. Nie o siebie – o Maję. Kto się nią zajmie, jeśli mnie zabraknie?

Wieczorem próbowałam z nią porozmawiać. „Maja, musimy pogadać” – zaczęłam nieśmiało, siadając na brzegu jej łóżka. „Nie teraz, mamo. Mam sprawdzian z biologii” – odburknęła, nawet na mnie nie patrząc. „To ważne” – nalegałam. Wtedy spojrzała na mnie z takim chłodem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie widziałam. „Zawsze wszystko musi być ważne wtedy, kiedy ja mam coś do zrobienia! Może w końcu pomyślisz o mnie?” – wybuchła. Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydusić słowa.

Wróciłam do kuchni i zaczęłam płakać. Telefon zadzwonił – to była moja siostra, Ewa. „Co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś nie tak”. Opowiedziałam jej o omdleniach i o tym, jak Maja się ode mnie oddala. „Renata, musisz się ogarnąć. Może Maja potrzebuje ojca? Może powinnaś pogadać z Przemkiem?” – zaproponowała. „Nie chcę go widzieć! Po tym wszystkim? Po tym, jak nas zostawił?” – krzyknęłam do słuchawki. „Ale to jej ojciec. Może ona go potrzebuje bardziej niż myślisz” – odparła Ewa spokojnie.

Całą noc nie spałam. W końcu napisałam do Przemka na Messengerze. Odpisał po dwóch dniach: „Nie wiem, czy to dobry pomysł. Mam nową rodzinę. Ale jeśli Maja chce się spotkać, niech da znać”. Pokazałam jej wiadomość. „Nie chcę go widzieć! On nie jest moim ojcem!” – wrzasnęła i wybiegła z domu.

Kilka dni później odebrałam wyniki badań. Lekarka spojrzała na mnie poważnie. „Pani Renato, musimy zrobić dodatkowe badania. Jest podejrzenie stwardnienia rozsianego”. Zatkało mnie. „Czy to… śmiertelne?” – zapytałam cicho. „Nie, ale wymaga leczenia i wsparcia. Czy ma pani rodzinę?” – zapytała lekarka. Pokręciłam głową. „Mam tylko córkę”.

Wróciłam do domu jak w transie. Maja siedziała w kuchni i jadła płatki z mlekiem. „Mamo, wszystko w porządku?” – zapytała niepewnie. Chciałam jej powiedzieć prawdę, ale nie potrafiłam. „Tak, wszystko dobrze” – skłamałam.

Tydzień później moja siostra przyjechała do nas bez zapowiedzi. „Renata, musisz powiedzieć Mai prawdę. Ona musi wiedzieć, co się dzieje” – nalegała Ewa. Pokłóciłyśmy się. „To moje dziecko! Sama wiem najlepiej, co dla niej dobre!” – krzyczałam. „Nie jesteś sama! Pozwól sobie pomóc!” – odparła Ewa i wyszła trzaskając drzwiami.

Wieczorem Maja przyszła do mnie do pokoju. Usiadła na łóżku i przez chwilę milczała. „Mamo… dlaczego płaczesz?” – zapytała cicho. Nie wytrzymałam. Opowiedziałam jej wszystko: o chorobie, o strachu, o tym, że boję się ją stracić. Maja zaczęła płakać razem ze mną. Przytuliła mnie mocno i pierwszy raz od lat poczułam, że naprawdę jesteśmy razem.

Od tego dnia wszystko się zmieniło. Maja zaczęła pomagać w domu, gotowała obiady, sprzątała, nawet odrabiała lekcje przy kuchennym stole, żebym nie czuła się samotna. Ale pojawiły się nowe problemy – moja matka, która od lat nie odzywała się do mnie po tym, jak rozwiodłam się z Przemkiem, nagle zadzwoniła. „Renata, słyszałam, że jesteś chora. Może powinnaś wrócić do nas na wieś? Tu będzie ci łatwiej” – zaproponowała. „Nie chcę wracać! Tu jest mój dom!” – odparłam ostro.

Maja podsłuchała rozmowę i wieczorem zapytała: „Mamo, dlaczego nie chcesz wrócić do babci?”. Westchnęłam ciężko. „Bo babcia nigdy mnie nie rozumiała. Zawsze uważała, że jestem słaba, że nie radzę sobie w życiu”. Maja objęła mnie ramieniem. „Ale ja cię rozumiem, mamo”.

Choroba postępowała powoli, ale dawała się we znaki. Były dni, kiedy nie mogłam wstać z łóżka. Wtedy Maja dzwoniła do szkoły i tłumaczyła nauczycielom, że musi zostać w domu. Raz przyszła wychowawczyni i zapytała: „Czy wszystko w porządku? Może potrzebujecie pomocy?”. Maja odpowiedziała za mnie: „Damy sobie radę”.

Pewnego dnia Przemek zadzwonił niespodziewanie. „Renata, słyszałem o twojej chorobie od Ewy. Może powinienem zabrać Maję na jakiś czas do siebie?” – zaproponował. Zamarłam. „Nie! Ona zostaje ze mną!” – krzyknęłam przez łzy. Maja usłyszała rozmowę i wieczorem przyszła do mnie z płaczem. „Mamo, nie chcę jechać do taty! On mnie nie zna! Ty jesteś moją rodziną!”.

Ale Przemek nie odpuszczał. Zaczął przychodzić pod nasze mieszkanie, dzwonił do Mai, wysyłał jej prezenty – nowy telefon, markowe ubrania. Maja była rozdarta – z jednej strony czuła się winna, że nie chce znać ojca, z drugiej nie chciała zostawić mnie samej.

W końcu doszło do konfrontacji. Przemek przyszedł do nas w niedzielę rano i zażądał rozmowy. „Renata, musimy ustalić, co dalej z Mają. Nie możesz jej trzymać przy sobie tylko dlatego, że jesteś chora!” – powiedział ostro. „Nie trzymam jej na siłę! Ona sama chce tu być!” – odparłam drżącym głosem.

Maja weszła do pokoju i spojrzała na ojca z pogardą. „Tato, gdzie byłeś przez ostatnie dziesięć lat? Dlaczego teraz nagle się mną interesujesz? Bo mama jest chora? Bo boisz się, że będziesz musiał płacić alimenty?” Przemek zbladł i spuścił wzrok.

Po tej rozmowie długo płakałyśmy obie. Ale coś się zmieniło – Maja zaczęła rozumieć moją walkę i samotność. Ja zaś zrozumiałam, że muszę pozwolić jej żyć własnym życiem, nawet jeśli to oznacza ryzyko utraty kontroli.

Dziś wiem jedno: miłość matki jest niezastąpiona, ale czasem trzeba pozwolić dziecku odejść własną drogą. Czy potrafię pogodzić się z tym, że nie zawsze będę dla niej najważniejsza? Czy wybaczę tym, którzy mnie zawiedli? Czy wy umielibyście wybaczyć?