Moja córka, jej kłamstwa i ja – historia matki, która przestała rozumieć własne dziecko
— Znowu wróciłaś po dwudziestej drugiej! — krzyknęłam, kiedy usłyszałam skrzypienie drzwi wejściowych. Stałam w ciemnym korytarzu, czekając na Zosię. Moja piętnastoletnia córka rzuciła plecak na podłogę i nawet nie spojrzała mi w oczy.
— Byłam u Oli, przecież pisałam ci SMS-a — odpowiedziała z udawaną obojętnością.
— Nie kłam, Zosia. Ola dzwoniła do mnie godzinę temu. Powiedziała, że wyszłaś już dawno — powiedziałam cicho, czując jak narasta we mnie bezsilność.
Zosia wzruszyła ramionami. — To co, przesłuchanie? — rzuciła z ironią i zamknęła się w swoim pokoju.
Stałam przez chwilę pod jej drzwiami, słysząc jak włącza głośną muzykę. Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwy strach. Nie o to, gdzie była, ale o to, że nie potrafię już do niej dotrzeć.
Jeszcze kilka lat temu byłyśmy nierozłączne. Chodziłyśmy razem na spacery po Plantach, piekłyśmy ciasta w sobotnie popołudnia. Zosia opowiadała mi o wszystkim: o koleżankach, o tym, co ją cieszy i czego się boi. Ale odkąd poszła do liceum, coś się zmieniło. Najpierw zaczęły się drobne kłamstewka: że zapomniała zadzwonić, że zgubiła zeszyt, że nie miała sprawdzianu. Potem przyszły większe: wagary, nieobecności na zajęciach dodatkowych, ukrywanie ocen.
Pamiętam dzień, kiedy znalazłam w jej pokoju butelkę wódki. Serce mi zamarło. Przez chwilę stałam z nią w ręku, nie wiedząc, czy powinnam zrobić awanturę czy po prostu usiąść i płakać. Wybrałam rozmowę. Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
— Zosiu, znalazłam coś w twoim pokoju. Chcę tylko wiedzieć prawdę — powiedziałam drżącym głosem.
Spojrzała na mnie z wyrazem znudzenia. — To nie moje. Po prostu ktoś zostawił.
— Proszę cię…
— Przestań mnie kontrolować! — wybuchła nagle. — Nic nie rozumiesz!
Wtedy pierwszy raz zobaczyłam w jej oczach gniew i pogardę. Poczułam się jak intruz we własnym domu.
Zaczęły się tygodnie pełne napięcia. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Mój mąż, Tomek, próbował łagodzić sytuację:
— Daj jej trochę luzu. Może przejdzie jej bunt.
Ale ja czułam, że to coś więcej niż zwykły bunt nastolatki. Zosia coraz częściej znikała z domu na całe popołudnia, wracała późno i nie odbierała telefonu. W szkole pojawiły się uwagi o nieobecnościach i spadku ocen.
Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie mama Oli:
— Musisz wiedzieć… Zosia była dziś widziana z jakimiś starszymi chłopakami pod galerią. Wyglądało to… dziwnie.
Serce mi zamarło. Próbowałam rozmawiać z córką, ale ona tylko wzruszała ramionami:
— Przesadzasz. Nic się nie stało.
Zaczęłam szukać pomocy. Rozmawiałam z pedagogiem szkolnym, zapisałam nas na terapię rodzinną. Zosia przyszła na jedno spotkanie i więcej nie chciała słyszeć o psychologu:
— Nie będę gadać z obcymi o moim życiu!
Czułam się coraz bardziej samotna w tej walce. Tomek coraz częściej zostawał dłużej w pracy albo wychodził na siłownię. W domu panowała cisza przerywana tylko trzaskaniem drzwi.
Pewnego dnia znalazłam w jej telefonie wiadomości do koleżanki: „Stara znowu mnie śledzi”, „Niech się odczepi”. Poczułam się upokorzona i zdradzona przez własne dziecko.
Próbowałam wszystkiego: rozmów, zakazów, próśb, gróźb. Nic nie działało. Zosia zamykała się coraz bardziej w swoim świecie kłamstw i tajemnic.
Najgorsze przyszło pewnej nocy, kiedy zadzwonił telefon:
— Tu policja. Pani córka została zatrzymana za udział w bójce pod klubem.
Pojechałam po nią na komisariat z bijącym sercem. Siedziała na ławce ze spuszczoną głową. Kiedy mnie zobaczyła, odwróciła wzrok.
W drodze do domu milczałyśmy. Dopiero kiedy weszłyśmy do mieszkania, wybuchłam:
— Dlaczego mi to robisz? Dlaczego ciągle kłamiesz?
Zosia spojrzała na mnie z rozpaczą:
— Bo nigdy mnie nie słuchasz! Wszystko muszę ukrywać!
Zrozumiałam wtedy, że obie jesteśmy więźniami tej sytuacji: ona – swoich kłamstw, ja – swojej bezradności.
Od tamtej pory próbuję budować mosty zamiast murów. Czasem siadam pod jej drzwiami i mówię:
— Jestem tu, jeśli będziesz chciała pogadać.
Czekam na dzień, kiedy znów mi zaufa. Ale czy to jeszcze możliwe? Czy można odbudować relację po tylu ranach?
Czasem pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam zrobić coś inaczej? A może każda matka musi przejść przez własną sieć kłamstw swojego dziecka? Co wy o tym myślicie?