Miłość do grobu – Historia Alicji i Kasi
Znowu ciemno w oknach. Przystanęłam przed blokiem, torba z zakupami ciążyła mi w dłoni, choć przecież kupiłam tylko chleb, mleko i trochę warzyw. „Kasia znów uciekła się bawić,” pomyślałam z goryczą. Odkąd związała się z tym Darkiem, wszystko się zmieniło. Wagaruje, nauczyciele dzwonią do mnie niemal co tydzień, a ja nie wiem już, jak do niej dotrzeć.
Weszłam po schodach na trzecie piętro, klucz zgrzytnął w zamku. W mieszkaniu cisza – tylko zegar tykał na ścianie. Rzuciłam torbę na blat i usiadłam ciężko przy stole. Przez chwilę patrzyłam na zdjęcie stojące obok – Kasia miała wtedy dziesięć lat, uśmiechnięta, z warkoczykami. Gdzie się podziała ta dziewczynka? Kiedy zamieniła się w zbuntowaną nastolatkę, która patrzy na mnie z pogardą?
Telefon zadzwonił nagle, aż podskoczyłam. To była pani Ewa ze szkoły.
– Pani Alicjo, czy Kasia wróci dziś do domu? – zapytała cicho.
– Nie wiem… – odpowiedziałam szczerze, czując jak łzy napływają mi do oczu.
– Musimy porozmawiać. Jest coraz gorzej…
Odstawiłam słuchawkę i przez chwilę siedziałam bez ruchu. W głowie kłębiły mi się myśli: co zrobiłam źle? Czy powinnam była być bardziej stanowcza? A może za bardzo ją rozpieszczałam po śmierci ojca? Zostałyśmy same, kiedy miała osiem lat. Obiecałam sobie wtedy, że będę dla niej wszystkim – matką, ojcem, przyjaciółką. Ale teraz czułam się jak wróg.
Drzwi trzasnęły gwałtownie. Kasia weszła do kuchni, rzuciła plecak na podłogę.
– Gdzie byłaś? – zapytałam spokojnie, choć w środku gotowałam się ze złości.
– U Darka. Co cię to obchodzi? – odburknęła.
– Kasia, musimy porozmawiać…
– Nie musimy! Mam dość twojego gadania! – krzyknęła i wybiegła do swojego pokoju.
Siedziałam jeszcze chwilę w ciszy, potem podeszłam pod drzwi jej pokoju.
– Kocham cię, wiesz? – powiedziałam cicho.
Nie odpowiedziała.
Noc była niespokojna. Przewracałam się z boku na bok, nasłuchując czy nie wychodzi przez okno. Rano znalazłam ją śpiącą ubrana na łóżku. Wyglądała tak niewinnie…
Kolejne dni mijały podobnie. Kasia coraz częściej znikała na całe popołudnia. Zaczęły ginąć pieniądze z portfela. Zauważyłam też ślady po papierosach na jej palcach. Próbowałam rozmawiać – prosiłam, błagałam, groziłam. Nic nie działało.
Pewnego wieczoru zadzwonił domofon. To był sąsiad z parteru.
– Pani Alicjo, przepraszam, ale widziałem Kasię… Była z jakimiś chłopakami pod sklepem. Pili piwo i…
Nie dokończył. Podziękowałam i pobiegłam na dół. Zobaczyłam ją – siedziała na murku obok Darka i dwóch innych chłopaków. Podeszłam powoli.
– Kasia, wracamy do domu.
– Nie! – krzyknęła i spojrzała na Darka.
On tylko wzruszył ramionami.
– Zostaw ją pani, jest dorosła – powiedział z kpiną.
Poczułam upokorzenie i bezsilność. Chciałam ją złapać za rękę i zabrać siłą, ale wiedziałam, że to nic nie da.
Wróciłam sama do mieszkania. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. Po raz pierwszy poczułam prawdziwy strach – że ją stracę. Że któregoś dnia nie wróci do domu.
Następnego dnia poszłam do szkoły. Rozmawiałam z panią Ewą i pedagogiem szkolnym. Zaproponowali terapię rodziną, wsparcie psychologa. Zgodziłam się od razu – byle tylko coś się zmieniło.
Wieczorem usiadłyśmy razem przy stole. Kasia była naburmuszona, ale słuchała.
– Chcę ci pomóc – powiedziałam cicho. – Boję się o ciebie…
– Nic mi nie jest! – rzuciła nerwowo.
– Kocham cię najbardziej na świecie. Ale nie pozwolę ci się niszczyć.
Milczała długo, potem wyszła bez słowa.
Terapia była trudna. Kasia milczała przez większość spotkań. Ja opowiadałam o swoim lęku, o tym jak bardzo mi jej brakuje. Psycholog próbował nas zbliżyć do siebie, ale miałam wrażenie, że oddalamy się coraz bardziej.
Pewnej nocy obudził mnie hałas w kuchni. Wybiegłam i zobaczyłam Kasię płaczącą przy stole.
– Mamo… przepraszam…
Przytuliłam ją mocno. Płakałyśmy razem długo w ciszy.
Od tego dnia zaczęło się powolne odbudowywanie naszej relacji. Kasia zerwała z Darkiem po tym, jak zobaczyła go całującego inną dziewczynę pod szkołą. Było jej przykro, ale chyba poczuła ulgę.
Zaczęłyśmy rozmawiać więcej – o szkole, o marzeniach, o tym co ją boli. Było ciężko, ale każdego dnia widziałam w niej coraz więcej tej małej dziewczynki ze zdjęcia.
Dziś wiem jedno: miłość matki jest silniejsza niż wszystko inne. Ale czasem trzeba pozwolić dziecku upaść, żeby mogło samo się podnieść. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy każda matka musi przejść przez taki strach i ból? Może to właśnie jest prawdziwa miłość do grobu…