Między nami przepaść – historia o rodzinie, zdradzie i powrocie do siebie

Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie mojego – mojej matki. „Nie będziesz mi mówić, co mam robić z domem po mamie!” – wrzasnęła przez telefon tak głośno, że aż musiałam odsunąć słuchawkę od ucha. Byłam wtedy w pracy, w agencji reklamowej na warszawskim Mokotowie, próbując udawać, że życie toczy się normalnie. Ale nie toczyło się. Od rozwodu z Pawłem minęły dwa miesiące, a ja wciąż nie mogłam spać, jeść, oddychać. Wszystko bolało. Nawet rozmowa o starym domu babci Zofii była jak sól na ranę.

„Mamo, ja nie chcę tego domu. Chcę tylko spokoju!” – odpowiedziałam cicho, ale ona już mnie nie słyszała. „Twój brat uważa, że powinniśmy sprzedać i podzielić się pieniędzmi. A ja? Ja całe życie tu harowałam! On nawet nie przyjeżdżał do mamy na święta!” – lamentowała dalej. Poczułam, jak narasta we mnie złość. Zawsze byłam tą grzeczną córką, która godziła wszystkich, tłumiła konflikty, łagodziła napięcia. Ale teraz nie miałam już siły.

Odłożyłam telefon i przez chwilę patrzyłam na ekran komputera, nie widząc liter. Wtedy zadzwonił Paweł. Odruchowo odebrałam. „Cześć, Anka…” – jego głos był cichy, jakby niepewny. „Czego chcesz?” – zapytałam szorstko. „Chciałem tylko… zapytać, czy możesz mi oddać książkę o Toskanii?” – zapadła cisza. „Oddam ci wszystko. Nawet wspomnienia, jeśli chcesz” – syknęłam i rozłączyłam się.

Wyszłam z pracy wcześniej. W tramwaju czułam na sobie spojrzenia ludzi – czy widzą, że jestem pusta w środku? Że moje życie rozpadło się na kawałki? W domu czekała na mnie kolejna wiadomość od mamy: „Przyjedź jutro na wieś. Musimy porozmawiać o domu”.

Noc była bezsenna. W głowie kłębiły się obrazy: Paweł pakujący walizki, matka płacząca nad grobem babci, brat Michał z żoną wyliczający koszty remontu domu, jakby to był tylko kolejny projekt inwestycyjny. W końcu nad ranem podjęłam decyzję: pojadę na wieś. Może tam odnajdę choć cień siebie sprzed tego wszystkiego.

Droga do wsi była jak podróż w czasie. Każdy mijany las, każdy przystanek przypominał mi dzieciństwo – wakacje u babci Zofii, zapach świeżego chleba, śmiech kuzynów na podwórku. Ale teraz dom był pusty. Otworzyłam drzwi i poczułam chłód wilgoci i zapomnienia.

Mama już czekała w kuchni. Siedziała przy stole z filiżanką herbaty i papierosem – choć obiecała rzucić po operacji serca. „Anka, musimy coś postanowić” – zaczęła bez przywitania. „Michał chce sprzedać dom. Ja… ja nie wiem. Może powinniśmy zostawić go dla ciebie?” – spojrzała na mnie z nadzieją.

„Mamo, ja nie wiem nawet, kim jestem bez Pawła. Nie chcę żadnego domu ani pieniędzy!” – głos mi się załamał. Mama westchnęła ciężko. „Zawsze byłaś taka delikatna… Ale życie to nie bajka! Musisz być twarda!”

Wtedy do kuchni wszedł Michał z żoną Magdą. „O, przyszła gwiazda Warszawy! Może łaskawie zdecyduje za nas wszystkich?” – Magda nigdy mnie nie lubiła. „Przestańcie!” – krzyknęłam nagle. „Nie będę waszym alibi do kłótni! Chcecie sprzedać dom? Sprzedajcie! Ale beze mnie!”

Wybiegłam z domu i pobiegłam nad rzekę za wsią. Tam zawsze uciekałam jako dziecko, gdy rodzice się kłócili. Usiadłam na brzegu i pozwoliłam łzom płynąć.

Nagle usłyszałam kroki za sobą.

– Anka? To ty? – głos był znajomy, choć dawno niesłyszany.

Odwróciłam się i zobaczyłam Tomka – mojego pierwszego chłopaka z liceum, syna sąsiadów babci Zofii. Był starszy, zmężniały, ale w oczach miał ten sam błysk co kiedyś.

– Co tu robisz? – zapytałam przez łzy.

– Słyszałem krzyki w domu twojej babci… Pomyślałem, że może cię znajdę tutaj.

Usiadł obok mnie bez słowa. Przez chwilę milczeliśmy.

– Wiesz… – zaczął cicho – ja też niedawno straciłem wszystko. Żona odeszła do innego, dzieci zostały ze mną. Myślałem, że już nigdy nie będę szczęśliwy.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

– A jednak żyjesz… Jak to zrobiłeś?

Uśmiechnął się smutno.

– Przestałem walczyć z przeszłością. Zacząłem budować coś nowego – dla siebie i dzieci.

Poczułam nagle ulgę – ktoś rozumiał mój ból bez słów pocieszenia czy rad.

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Mama siedziała sama w kuchni.

– Przepraszam… – powiedziała cicho.

Usiadłyśmy naprzeciwko siebie.

– Mamo… Ja nie chcę już być waszym mediatorem. Chcę żyć swoim życiem.

– Wiem… Ale ja też się boję zostać sama.

Objęłyśmy się po raz pierwszy od lat naprawdę szczerze.

Następnego dnia Michał wyjechał obrażony do miasta. Magda rzuciła mi spojrzenie pełne pogardy: „Zawsze byłaś słaba” – wysyczała przez zaciśnięte zęby.

Ale ja już wiedziałam: nie jestem słaba. Przeżyłam zdradę męża, rodzinne awantury i własną rozpacz.

Zostałam na wsi kilka tygodni. Zaczęłam remontować dom babci własnymi rękami – malowałam ściany, sadziłam kwiaty w ogrodzie, piekłam chleb według jej przepisu. Tomek pomagał mi w wolnych chwilach; jego córka Zosia zaprzyjaźniła się ze mną od razu.

Pewnego wieczoru siedzieliśmy wszyscy przy ognisku za domem.

– Anka… – Tomek spojrzał mi w oczy – może spróbujemy razem zacząć od nowa?

Poczułam strach i nadzieję jednocześnie.

– Nie wiem jeszcze… Ale chcę spróbować żyć dla siebie.

Mama odwiedza mnie co weekend; czasem pomaga w ogrodzie, czasem tylko siedzi na ganku i patrzy na zachód słońca.

Michał przestał dzwonić; podobno kupił nowe mieszkanie w Warszawie i urządza je z Magdą według najmodniejszych trendów z Instagrama.

A ja?

Odbudowuję siebie kawałek po kawałku. Dom babci stał się moim azylem – miejscem ciszy po burzy.

Czasem pytam siebie: czy można naprawdę zacząć od nowa po zdradzie i rodzinnych wojnach? Czy dom to tylko ściany i dach, czy może miejsce, gdzie serce znów uczy się bić?

A wy? Co dla was znaczy dom i rodzina po wszystkim?