Jak powiedziałam teściowej prawdę o jej prezencie i co z tego wynikło – szczera spowiedź synowej
– Naprawdę myślisz, że powinnam jej to powiedzieć? – zapytałam szeptem, patrząc na Pawła, który siedział naprzeciwko mnie przy kuchennym stole. W dłoniach ściskałam kubek z herbatą, jakby miał mnie ochronić przed tym, co miało nadejść.
Paweł westchnął ciężko. – Jeśli nie powiesz, będziesz się z tym męczyć. A przecież wiesz, jaka jest mama. Ona zawsze chce dobrze, ale czasem… – urwał, nie kończąc zdania.
Wiedziałam, co miał na myśli. Moja teściowa, pani Halina, była kobietą o złotym sercu, ale też o bardzo silnych przekonaniach. Miała swoje wyobrażenia o tym, jak powinna wyglądać nasza rodzina, jak powinniśmy wychowywać dzieci i… jakie prezenty powinnam dostawać na urodziny. W tym roku przeszła samą siebie – dostałam od niej ogromny zestaw garnków i patelni. „Bo przecież kobieta powinna mieć porządny sprzęt w kuchni” – powiedziała z dumą, wręczając mi pakunek owinięty w błyszczący papier.
Nie potrafiłam ukryć rozczarowania. Marzyłam o czymś osobistym – książce ulubionego autora, może bilecie do teatru. Czymś, co pokazałoby, że widzi we mnie nie tylko gospodynię domową. Ale zamiast tego dostałam coś, co miało mi przypominać o moich obowiązkach.
Przez kilka dni chodziłam jak struta. Każde spojrzenie na nowe garnki wywoływało we mnie złość i smutek. Paweł próbował mnie pocieszać, ale wiedziałam, że dopóki nie powiem teściowej prawdy, nie zaznam spokoju.
Wieczorem uklękłam przy łóżku i zaczęłam się modlić. „Boże, daj mi siłę i mądrość. Nie chcę jej zranić, ale muszę być szczera” – szeptałam przez łzy.
Następnego dnia zadzwoniłam do pani Haliny. – Mamo, czy możemy się spotkać? Chciałabym z panią porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem.
Spotkałyśmy się w jej mieszkaniu na Pradze. Siedziała naprzeciwko mnie, uśmiechnięta i dumna ze swojego prezentu.
– No i jak ci się sprawdzają te garnki? – zapytała z błyskiem w oku.
Przełknęłam ślinę. – Mamo… bardzo doceniam to, co pani dla mnie robi. Wiem, że chciała mi pani sprawić radość. Ale…
Zawahałam się. Jej uśmiech powoli gasł.
– Ale?
– Chciałabym czasem dostać coś innego niż rzeczy do domu. Coś tylko dla mnie…
Zapadła cisza. Pani Halina patrzyła na mnie długo, jakby próbowała zrozumieć sens moich słów.
– Myślałam, że ci się przydadzą – powiedziała cicho.
– Przydadzą się, oczywiście. Ale… marzyłam o czymś bardziej osobistym. Może książka? Albo coś związanego z moimi zainteresowaniami?
Widziałam, jak jej twarz czerwienieje ze złości i wstydu.
– Czyli uważasz, że nie potrafię cię uszczęśliwić? – zapytała ostro.
– Nie! To nie tak… Po prostu chciałam być szczera. Chciałam, żeby pani wiedziała, co czuję.
Przez chwilę myślałam, że zaraz wybuchnie płaczem albo zacznie krzyczeć. Ale ona tylko wstała i podeszła do okna.
– Moja mama nigdy nie pytała mnie, czego chcę. Zawsze dostawałam fartuch albo wałek do ciasta – powiedziała po chwili ciszy. – Myślałam, że tak trzeba.
Poczułam ukłucie współczucia. Może ona naprawdę nie zna innego sposobu okazywania troski?
– Mamo… ja wiem, że pani chce dobrze. I bardzo to doceniam. Ale czasy się zmieniły. Chciałabym być dla pani kimś więcej niż tylko żoną i matką pańskiego wnuka.
Odwróciła się do mnie powoli. W jej oczach zobaczyłam łzy.
– Przepraszam cię, Aniu. Chyba za bardzo chciałam być potrzebna…
Wstałam i objęłam ją mocno.
Tego wieczoru długo rozmawiałyśmy o naszych marzeniach i rozczarowaniach. O tym, jak trudno jest być kobietą w Polsce – spełniać oczekiwania innych i jednocześnie nie zatracić siebie.
Kiedy wróciłam do domu, Paweł czekał na mnie w kuchni.
– I jak poszło?
Uśmiechnęłam się przez łzy.
– Trudno było… ale chyba było warto.
Od tamtej pory nasze relacje z teściową stały się inne – bardziej szczere i otwarte. Zrozumiałyśmy siebie nawzajem lepiej niż kiedykolwiek wcześniej.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze kobiet w Polsce boi się powiedzieć głośno o swoich potrzebach? Czy naprawdę musimy wybierać między szczerością a spokojem w rodzinie? Co wy byście zrobili na moim miejscu?