Grzech z orzecha, prawda w uchu – Opowieść o rodzinie, zdradzie i odkupieniu

– Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę! – krzyknęłam, trzaskając drzwiami kuchni tak mocno, że aż szklanki zadzwoniły w kredensie. Mama wybiegła za mną, łapiąc mnie za ramię. – Zuzanna, uspokój się! To tylko plotki! – Ale ja już wiedziałam. Widziałam na własne oczy. Mój ojciec, Andrzej, całujący się z kobietą, która mogłaby być jego córką. W samym środku naszego małego miasta, pod apteką, gdzie wszyscy wszystko widzą.

Mam na imię Zuzanna i mam 23 lata. Jeszcze miesiąc temu byłam przekonana, że moja rodzina jest zwyczajna – trochę kłótliwa, trochę zbyt głośna, ale kochająca się. Teraz wiem, że wszystko można zburzyć jednym grzechem – grzechem z orzecha, jak mawiała babcia: twardym do rozgryzienia i gorzkim w środku.

Wszystko zaczęło się od tej jednej wiadomości na Messengerze: „Zuzka, widziałam twojego tatę z jakąś młodą laską. Trzymali się za ręce”. Najpierw wybuchnęłam śmiechem. Ojciec? Przecież on nawet nie umie obsługiwać smartfona! Ale potem przyszły zdjęcia. I już nie było śmiesznie.

Wróciłam do domu z duszą na ramieniu. Mama siedziała przy stole i obierała orzechy włoskie do ciasta. – Coś się stało? – zapytała bez podnoszenia wzroku. – Nie… – skłamałam. Ale ona już wiedziała. Matki zawsze wiedzą.

Wieczorem podsłuchałam ich rozmowę przez uchylone drzwi sypialni. – To tylko koleżanka z pracy! – tłumaczył się ojciec. – Koleżanka? Andrzej, ona ma dwadzieścia pięć lat! – głos mamy był cichy, ale drżał od gniewu. – Przesadzasz…

Następnego dnia w szkole (studiuję pedagogikę i dorabiam jako nauczycielka w przedszkolu) wszyscy patrzyli na mnie inaczej. Nawet dzieciaki coś szeptały pod nosem. W małym mieście plotka rozchodzi się szybciej niż grypa.

Wieczorem przyszła do nas ciocia Teresa, siostra mamy. – Musisz coś z tym zrobić, Anka! – mówiła głośno, nie zważając na to, że jestem w pokoju obok. – Nie możesz pozwolić, żeby Andrzej cię tak upokarzał! – A co mam zrobić? Wyrzucić go z domu? Przecież mamy kredyt na mieszkanie! I Zuzka…

Wtedy weszłam do salonu i powiedziałam: – Mamo, ja już wiem. Widziałam zdjęcia. Nie chcę udawać, że nic się nie dzieje.

Mama rozpłakała się pierwszy raz od lat. Ojciec wrócił późno i nawet nie spojrzał mi w oczy.

Przez kolejne dni dom zamienił się w pole bitwy. Mama przestała gotować obiady, ojciec przestał wracać na noc. Ja zamknęłam się w swoim pokoju i słuchałam muzyki tak głośno, żeby nie słyszeć ich kłótni.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie ta dziewczyna – Paulina. Odebrałam tylko dlatego, że chciałam usłyszeć jej głos i przekonać się, czy naprawdę jest taka młoda i piękna jak na zdjęciach.

– Cześć… Zuzanna? – Tak…
– Przepraszam cię… Nie chciałam tego wszystkiego. Twój tata powiedział mi, że jest po rozwodzie…
– Co?!
– Tak mi powiedział…
Rozłączyłam się bez słowa.

Następnego dnia wybuchła awantura stulecia. Mama znalazła walizkę ojca pod drzwiami. – Chcesz odejść? To odejdź! Ale nie licz na to, że będziesz miał gdzie wrócić! – krzyczała przez łzy.
Ojciec stał w przedpokoju z miną zbitego psa.
– Anka… ja…
– Nie mów do mnie po imieniu! Dla mnie już nie istniejesz!
Wyszedł bez słowa.

Przez kilka tygodni żyliśmy jak duchy. Ja chodziłam do pracy i na uczelnię jak automat. Mama zamknęła się w sobie. Ciocia Teresa przychodziła codziennie z zakupami i radami: „Zmień zamki!”, „Idź do prawnika!”, „Nie daj się upokorzyć!”.

W końcu ojciec zadzwonił do mnie. Spotkaliśmy się w parku na ławce pod starym dębem.
– Zuzia… Przepraszam cię…
– Dlaczego to zrobiłeś?
– Sam nie wiem… Kryzys wieku średniego? Samotność? Twoja mama od dawna mnie nie słuchała…
– A ty ją?
Zamilkł.

Wróciłam do domu jeszcze bardziej zagubiona niż wcześniej.

Pewnej nocy mama weszła do mojego pokoju i usiadła na łóżku.
– Zuzia… Musimy sobie poradzić bez niego. Damy radę?
– Damy radę, mamo.
Ale nie byłam tego taka pewna.

Po kilku miesiącach ojciec próbował wrócić do domu. Przyniósł kwiaty, przepraszał na kolanach.
– Anka… Zuzia… Popełniłem błąd życia…
Mama patrzyła na niego długo i zimno.
– Andrzej… Ja już nie potrafię ci zaufać.
Ja też nie potrafiłam mu wybaczyć.

Paulina wyjechała do Warszawy. Ojciec został sam w wynajętym mieszkaniu na obrzeżach miasta.

Minął rok. Mama znalazła pracę w sklepie spożywczym, ja skończyłam studia i dostałam etat w przedszkolu. Powoli zaczęłyśmy układać sobie życie na nowo.

Czasem spotykam ojca na ulicy. Zawsze pyta: „Jak mama?”
Odpowiadam krótko: „Radzi sobie”.
On kiwa głową i odchodzi skulony jak stary pies.

Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć zdradę? Czy rodzina to tylko wspólne zdjęcia na ścianie i niedzielne obiady? Czy może coś więcej?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy można odbudować zaufanie po takim grzechu?