Gdzie ukryła się miłość? Historia Magdy z podwarszawskiego Piastowa
Wszystko zaczęło się od jednego, niepozornego SMS-a. Był wtorek, godzina 17:12, a ja stałam przy kuchennym blacie w naszym mieszkaniu w Piastowie, krojąc marchewkę do zupy dla dzieci. Telefon męża, zostawiony na stole, zawibrował. Zawsze ufałam Krzyśkowi, ale tym razem coś mnie tknęło. Może to był ton jego głosu przez ostatnie tygodnie, może coraz częstsze wyjazdy „służbowe” do Poznania. Spojrzałam na ekran: „Tęsknię za tobą. Nie mogę się doczekać jutra. A.”
Serce mi stanęło. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana, nóż w dłoni, a dzieci bawiły się w pokoju obok. W głowie miałam tylko jedno pytanie: czy to możliwe? Czy naprawdę Krzysiek, mój Krzysiek, mógłby mnie zdradzić? Przecież byliśmy razem od liceum, przeszliśmy przez studia na Politechnice Warszawskiej, wspólne wynajmowanie kawalerki na Ochocie, narodziny naszych córek – Zosi i Julki. Przecież byliśmy rodziną.
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, usiadłam naprzeciwko niego w kuchni. – Krzysiek, kto to jest Anka? – zapytałam cicho, patrząc mu prosto w oczy. Zbladł. Przez chwilę milczał, a potem spuścił wzrok.
– Magda… To nie tak…
– To jak? – przerwałam mu drżącym głosem. – Bo ja widzę tylko jedno: kłamstwo.
Zaczął się tłumaczyć. Że to tylko koleżanka z pracy, że przesadzałam, że jestem przewrażliwiona przez te wszystkie lata siedzenia w domu z dziećmi. Ale ja już wiedziałam. Widziałam to w jego oczach – nie było tam już miłości. Była tylko litość i zmęczenie.
Przez kolejne tygodnie próbowałam udawać przed dziećmi i przed sobą, że wszystko jest w porządku. Ale nie było. Krzysiek coraz częściej wracał późno, coraz mniej rozmawialiśmy. W końcu pewnego wieczoru powiedział: – Magda, musimy porozmawiać. Ja… Ja już nie potrafię tak żyć. Kocham Ankę. Chcę odejść.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Przez chwilę nie mogłam oddychać. – A dzieci? – zapytałam tylko.
– Będę je odwiedzał. Pomogę finansowo. Ale nie mogę dłużej udawać.
Wybiegłam z domu i długo chodziłam po osiedlu, płacząc jak dziecko. W głowie miałam tylko jedno pytanie: gdzie ukryła się nasza miłość? Co zrobiłam źle?
Mama przyjechała następnego dnia z Radomia. – Madziu, musisz być silna dla dziewczynek – mówiła, przytulając mnie w kuchni. – Mężczyźni są słabi. Ale ty jesteś matką. Nie możesz się rozpaść.
Ale ja się rozpadałam. Każdego dnia budziłam się z nadzieją, że to był tylko zły sen, a potem rzeczywistość waliła mi się na głowę. Dziewczynki pytały: – Mamo, kiedy tata wróci? Dlaczego nie śpimy już razem?
Nie umiałam im odpowiedzieć.
Teściowa zadzwoniła po tygodniu:
– Magda, co ty mu zrobiłaś? Krzysiek mówił, że jesteś zimna jak lód! Może gdybyś bardziej o siebie dbała…
Poczułam wściekłość i bezsilność.
– Może gdyby pani syn nie szukał szczęścia gdzie indziej…
– odparłam i rozłączyłam się.
W pracy (pracowałam jako księgowa w małym biurze rachunkowym na Ursynowie) wszyscy udawali, że nic się nie dzieje. Tylko Basia z pokoju obok podsunęła mi kubek kawy:
– Trzymaj się, Magda. Przeszłam przez to samo dwa lata temu. Dasz radę.
Ale ja nie chciałam być silna. Chciałam wrócić do tamtych czasów, kiedy Krzysiek patrzył na mnie z czułością i śmialiśmy się razem z byle powodu.
Z czasem zaczęły się prawdziwe schody: alimenty (za małe), podział majątku (ciągłe kłótnie o mieszkanie), plotki na osiedlu („Podobno Krzysiek już mieszka z tą Anką!”), samotne wieczory i święta bez dzieci (bo „muszą spędzić Wigilię także z ojcem”).
Najgorsze były rozmowy z mamą:
– Madziu, może powinnaś mu wybaczyć? Dla dzieci?
– Mamo! On mnie zdradził! Jak mam mu wybaczyć?
– Ludzie różne rzeczy robią… Może to była twoja wina?
Czułam się coraz bardziej samotna i niezrozumiana nawet przez najbliższych.
Pewnego dnia Julka wróciła ze szkoły zapłakana:
– Mamo, dzieci mówią, że tata ma nową panią i że już nas nie kocha!
Przytuliłam ją mocno i płakałyśmy razem.
Po pół roku Krzysiek przestał płacić alimenty na czas. Musiałam prosić go o pieniądze:
– Krzysiek, nie mam za co kupić Zosi butów na WF!
– Magda, mam teraz nowe wydatki… Anka jest w ciąży.
To był cios prosto w serce.
Zaczęłam chodzić do psychologa na NFZ – czekałam trzy miesiące na wizytę. Tam po raz pierwszy powiedziałam głośno:
– Nie wiem już, kim jestem bez niego.
Psycholożka spojrzała na mnie łagodnie:
– Pani Magdo, pani jest kimś więcej niż żoną Krzyśka.
Zaczęłam powoli odbudowywać siebie: zapisałam się na jogę do domu kultury w Piastowie (na początku czułam się jak kosmitka między tymi wszystkimi uśmiechniętymi kobietami), zaczęłam wychodzić z Basią do kina i na spacery po parku Skaryszewskim.
Po roku od rozwodu spotkałam przypadkiem starego znajomego ze studiów – Pawła. Zaprosił mnie na kawę do kawiarni „Między Słowami” na Mokotowie.
– Magda… zawsze byłaś wyjątkowa – powiedział cicho.
Poczułam coś dziwnego – strach i nadzieję jednocześnie.
Ale bałam się zaufać komukolwiek jeszcze raz.
Dziś mija dwa lata od tamtego SMS-a. Nadal boję się przyszłości, ale już wiem jedno: miłość czasem znika bez śladu, ale życie toczy się dalej. Mam dwie cudowne córki i powoli uczę się być szczęśliwa sama ze sobą.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy jeszcze kiedyś pokocham? Czy można zaufać po takim rozczarowaniu? A może prawdziwa miłość ukryła się gdzieś głęboko we mnie i czeka aż ją odnajdę?
A wy? Czy wierzycie jeszcze w miłość po zdradzie?