Dlaczego On Ciągle Porównuje Mnie do Swojej Byłej?
– Dlaczego nie możesz być bardziej jak Kinga? – Pawła głos odbił się echem od ścian naszego mieszkania, kiedy z trudem wyjmowałam talerze z zmywarki. Moje ręce drżały, a porcelana niemal wysunęła mi się z palców. Próbowałam uspokoić oddech, ale czułam, jakby ktoś położył mi na piersi ciężki kamień.
– Kinga to nie ja – wyszeptałam, niemal bezgłośnie. Ale Paweł już tego nie słyszał. Siedział na kanapie z telefonem w ręku, pewnie pisał do swojej siostry, jak bardzo jestem trudna.
Mam na imię Marta. Mam 36 lat i od pięciu lat jestem żoną Pawła. Mieszkamy w bloku na warszawskim Ursynowie, z widokiem na plac zabaw, gdzie nasz syn Kuba czasem gra w piłkę z kolegami. Paweł ma za sobą przeszłość – jak każdy. Ale jego przeszłość zawsze stoi między nami. Zwłaszcza, gdy chodzi o jego matkę.
Pani Irena to kobieta, która zawsze wie lepiej. Każdej niedzieli przychodzi do nas z własnym sernikiem („bo mój jest bardziej puszysty niż ten z cukierni”) i poprawia Kubę, gdy ten zapomina powiedzieć „dziękuję”. Próbowałam ją zadowolić: kupowałam jej ulubioną kawę, pomagałam jej z komputerem, nawet pieliłam jej ogródek na działce. Ale nigdy nie było wystarczająco dobrze.
– Pamiętasz, jak Kinga zawsze piekła szarlotkę na moje urodziny? – zapytała ostatnio, patrząc z dezaprobatą na moje ciasto z marketu.
– Tak, mamo – odpowiedział Paweł z uśmiechem, którego nie widziałam u niego od miesięcy.
Poczułam się przezroczysta. Jak statystka w ich przedstawieniu. Zawsze kiedy próbowałam wyjaśnić Pawłowi, że nie jestem Kingą i mam swoje granice, słyszałam tylko, że robię problemy.
– Czemu nie możesz być po prostu miła? – powtórzył Paweł wieczorem. – Kinga i mama potrafiły rozmawiać godzinami. Ty siedzisz jakbyś chciała być gdzie indziej.
– Może dlatego, że ona mnie ciągle krytykuje – odpowiedziałam. – Może dlatego, że nie chcę udawać, że wszystko jest w porządku, skoro nie jest.
Westchnął ciężko i wyszedł do sypialni. Drzwi trzasnęły tak mocno, że aż podskoczyłam.
Następnego ranka Kuba siedział przy stole ze swoim pluszowym lwem.
– Mamo, czemu tata jest smutny? – zapytał cicho.
Przełknęłam ślinę.
– Tata i mama się trochę pokłócili – powiedziałam. – Ale wszystko będzie dobrze.
Ale czy naprawdę będzie? Za każdym razem gdy wydaje mi się, że robimy krok do przodu, wraca temat Kingi. Jak cień wiszący nad naszym małżeństwem.
W końcu postanowiłam porozmawiać z Pawłem szczerze. Poczekałam aż Kuba poszedł do kolegi i zaparzyłam nam herbatę.
– Paweł – zaczęłam ostrożnie – czuję się niewidzialna w tym związku. Każde porównanie do Kingi boli mnie coraz bardziej. Jestem Martą, nie nią.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Wiem – powiedział w końcu. – Ale wtedy było… łatwiej. Mama była szczęśliwa, Kinga była szczęśliwa…
– A ty byłeś szczęśliwy? – zapytałam ostro.
Zamilkł.
– Nie chcę żyć według oczekiwań twojej mamy ani twojej byłej żony – powiedziałam. – Chcę być sobą. Jeśli to znaczy, że nie będę piekła szarlotki co niedzielę i nie pozwolę się poniżać, to trudno.
Wstał i podszedł do okna. Za szybą dzieci biegały po placu zabaw, ich śmiech był beztroski i daleki od naszego świata.
– Może za dużo od ciebie oczekuję – powiedział cicho.
– A może oczekujesz, że będę kimś innym niż jestem – odpowiedziałam.
Przez kolejne tygodnie próbowałam dystansować się od oczekiwań teściowej. Coraz częściej mówiłam „nie” niedzielnym wizytom, pozwalałam Pawłowi samemu parzyć kawę dla mamy i nie reagowałam na jej krytykę dotyczącą mojego domu czy wychowania Kuby.
To rodziło napięcia. Paweł stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie, jego mama narzekała („Ona jest taka chłodna!”), a nawet Kuba zaczął wyczuwać napiętą atmosferę.
Pewnego wieczoru wszystko pękło. Paweł wrócił z pracy i rzucił torbę na podłogę.
– Mama mówi, że już nie czuje się u nas mile widziana! – warknął.
– Może powinieneś jej wytłumaczyć, że to też mój dom – odparłam ostro.
Spojrzał na mnie jakby widział mnie pierwszy raz w życiu.
– Zmieniasz się – powiedział zdziwiony.
– Nie – odpowiedziałam spokojnie. – Po prostu zaczynam być sobą.
Tej nocy spał na kanapie. Ja leżałam bezsennie w łóżku, słuchając cichego chrapania Kuby zza ściany. Serce waliło mi jak młotem – czy to wszystko ma sens? Czy warto walczyć o siebie kosztem małżeństwa?
Rano znalazłam na stole kartkę:
„Marta,
Nie wiem co dalej robić. Kocham cię, ale nie wiem jak mamy to naprawić.
Paweł”
Rozpłakałam się – pierwszy raz od miesięcy pozwoliłam sobie na łzy. Wylały się ze mnie wszystkie frustracje i ból bycia wiecznie porównywaną do kogoś innego.
Kilka dni później Paweł podszedł do mnie, gdy Kuba bawił się na dworze.
– Może powinniśmy poszukać pomocy… terapii? – zaproponował niepewnie.
Po raz pierwszy poczułam nadzieję. Nie dlatego, że wszystko miało się nagle ułożyć, ale dlatego, że Paweł zobaczył problem i chciał coś zmienić – razem ze mną.
Zaczęliśmy terapię małżeńską. Było ciężko; stare rany otwierały się na nowo i oboje płakaliśmy więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale powoli Paweł zaczął rozumieć jak bardzo raniły mnie jego porównania i nauczyłam się stawiać granice – nawet jeśli oznaczało to konflikt z rodziną.
Czasem nadal zastanawiam się: czy powinnam była wcześniej walczyć o siebie? A może lepiej byłoby ustąpić? Ale jedno wiem na pewno: nikt nie zasługuje na życie w cieniu czyichś wspomnień.
A Wy? Czy kiedykolwiek czuliście się niewidzialni w swoim związku? Co byście zrobili na moim miejscu?