Deszcz, który zniszczył wszystko – i pozwolił się odrodzić

Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi i krzyku, który rozciął ciszę naszego mieszkania jak nóż. – Nie wracaj tu więcej! – wrzasnęła mama, a ja stałam na środku przedpokoju z walizką w ręku, mokra od deszczu, który lał się z nieba od rana. Miałam wtedy dwadzieścia osiem lat, na imię mi Natalia, a świat właśnie walił mi się na głowę.

– Mamo, proszę… – szepnęłam, ale ona już odwracała się na pięcie. – Nie chcę cię widzieć! Po tym wszystkim… po tym, co zrobiłaś naszej rodzinie!

Nie wiedziałam, gdzie pójść. Tata nie odbierał telefonu od tygodni, odkąd wyprowadził się do tej swojej nowej kobiety. Mój brat, Michał, był za granicą i nawet nie wiedział o tym, co się dzieje. Zostałam sama – z walizką, z deszczem i z poczuciem winy, które dusiło mnie jak gruby szalik.

A wszystko przez Pawła. Przez miłość, która miała być na zawsze, a okazała się największym kłamstwem mojego życia.

Poznałam Pawła na studiach w Poznaniu. Był czarujący, zabawny, miał w sobie coś, co sprawiało, że czułam się wyjątkowa. Mama go uwielbiała – do czasu. Przez trzy lata byliśmy nierozłączni. Planowaliśmy ślub, wspólne mieszkanie, dzieci. Ale Paweł miał swoje tajemnice. Zawsze wracał późno z pracy, coraz częściej wyjeżdżał „w delegacje”. Zaczęłam podejrzewać najgorsze dopiero wtedy, gdy znalazłam w jego telefonie wiadomości od kobiety podpisanej „Anka – księgowa”.

– Paweł, kim jest Anka? – zapytałam pewnego wieczoru, kiedy wrócił do domu i nawet nie spojrzał mi w oczy.

– Przesadzasz. To tylko koleżanka z pracy – odburknął i zamknął się w łazience.

Nie spałam całą noc. Następnego dnia zadzwoniłam do jego firmy. Anka nie była księgową. Była jego szefową – i kochanką.

Kiedy powiedziałam o wszystkim mamie, zamiast wsparcia usłyszałam: – Sama jesteś sobie winna! Zawsze byłaś naiwna! Ostrzegałam cię przed takimi facetami!

To bolało bardziej niż zdrada Pawła. Mama zawsze była dla mnie surowa, ale nigdy nie spodziewałam się takiej obojętności. Przez kilka dni siedziałam zamknięta w pokoju, nie jedząc i nie śpiąc. Paweł próbował dzwonić, pisać wiadomości – przepraszał, błagał o wybaczenie. Ale ja już wiedziałam, że to koniec.

Wtedy zaczęły się kłótnie w domu. Mama obwiniała mnie o wszystko: o rozpad mojego związku, o to, że tata odszedł („Bo widzi, co się dzieje w tym domu!”), o to, że Michał wyjechał za granicę („Bo nie mógł tu wytrzymać!”). Każdego dnia atmosfera gęstniała jak powietrze przed burzą.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy naprzeciw siebie przy kuchennym stole. Deszcz bębnił w szyby.

– Mamo… ja już nie mam siły – powiedziałam cicho.

– Ja też nie mam siły na twoje dramaty! – syknęła. – Może powinnaś w końcu dorosnąć!

Wtedy coś we mnie pękło. Spakowałam walizkę i wyszłam w deszcz.

Przez kilka dni spałam u koleżanki z pracy, Magdy. Jej rodzina przyjęła mnie jak swoją córkę – ciepło, bez pytań. Ale ja czułam się jak intruz. Każdego ranka budziłam się z poczuciem winy i żalu.

W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Ale szefowa szybko zauważyła zmianę.

– Natalia, co się dzieje? Wyglądasz jak cień samej siebie.

– Nic… po prostu trochę problemów rodzinnych.

– Może powinnaś wziąć kilka dni wolnego? – zaproponowała.

Nie chciałam wracać do pustego mieszkania Magdy. Wzięłam urlop i pojechałam do babci na wieś pod Gnieznem. Babcia zawsze była moją ostoją – cicha, spokojna, rozumiała więcej niż mówiła.

– Dziecko… życie czasem boli tak bardzo, że aż nie chce się oddychać – powiedziała mi pierwszego wieczoru przy herbacie z malinami. – Ale pamiętaj: nawet największa burza kiedyś mija.

Przez tydzień chodziłam po polach, patrzyłam na szare niebo i słuchałam ciszy. Babcia nie zadawała pytań. Po prostu była.

Ale nawet tam nie uciekłam przed przeszłością. Pewnego dnia zadzwoniła mama.

– Wiesz co? Tata chce wrócić do domu – powiedziała bez przywitania.

– I co z tego?

– To twoja wina! Gdybyś nie robiła tych scen z Pawłem…

Rozłączyłam się bez słowa. Po raz pierwszy poczułam gniew zamiast żalu.

Wieczorem babcia usiadła obok mnie na werandzie.

– Nie możesz brać całego świata na swoje barki – powiedziała cicho. – Czasem trzeba pozwolić innym ponosić konsekwencje swoich wyborów.

Wróciłam do miasta tydzień później. Wynajęłam małe mieszkanie na Jeżycach. Było ciasne i zimne, ale moje własne. Przez pierwsze dni płakałam codziennie wieczorem. Potem zaczęłam wychodzić na długie spacery po deszczu – tylko wtedy czułam się wolna.

Pewnego dnia spotkałam Pawła na ulicy.

– Natalia… proszę cię… możemy porozmawiać?

– O czym? O twojej nowej dziewczynie?

– To był błąd… Ja… ja naprawdę cię kocham…

Zaśmiałam się gorzko.

– Paweł, kochasz tylko siebie.

Odwróciłam się i odeszłam bez żalu.

Z czasem zaczęłam układać sobie życie na nowo. Zapisałam się na terapię. Poznałam nowych ludzi – takich jak ja: poranionych przez życie, ale gotowych walczyć o siebie.

Mama długo nie chciała ze mną rozmawiać. Dopiero gdy zachorowała babcia i trafiła do szpitala, zadzwoniła do mnie zapłakana.

– Natalia… przepraszam… możesz przyjechać?

Pojechałam bez wahania. W szpitalu trzymałyśmy się za ręce nad łóżkiem babci.

– Życie jest za krótkie na gniew – wyszeptała babcia ostatniego dnia swojego życia.

Po jej śmierci mama przytuliła mnie po raz pierwszy od lat.

– Przepraszam cię za wszystko…

Płakałyśmy razem długo i głośno.

Dziś mieszkam sama w swoim mieszkaniu na Jeżycach. Czasem odwiedzam mamę – powoli uczymy się być rodziną od nowa. Paweł dzwoni jeszcze czasem, ale już nie odbieram jego telefonów.

Często myślę o tamtym deszczowym wieczorze i pytam siebie: czy gdyby nie ten deszcz i ta burza w moim życiu, byłabym dziś silniejsza? Czy można naprawdę wybaczyć sobie własne błędy? A Wy… potraficie wybaczyć sobie przeszłość?