Czy przez całe życie muszę udowadniać swoją niewinność? Historia Magdaleny z Olsztyna
— To ty zabrałaś te pieniądze, Magda! — głos mamy przeszył ciszę jak nóż. Stałam w kuchni, z rękami wciąż mokrymi od zmywania naczyń, a serce waliło mi jak młot. — Przysięgam, mamo, nawet nie widziałam tej koperty! — odpowiedziałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Ale ona już nie słuchała. Spojrzała na mnie z takim rozczarowaniem, że poczułam się jak śmieć.
Miałam wtedy czternaście lat i pierwszy raz zrozumiałam, że w tej rodzinie zawsze będę podejrzana. Moja młodsza siostra, Ola, stała za mamą i patrzyła na mnie z triumfem. Wiedziałam, że to ona zabrała te pieniądze — widziałam, jak dzień wcześniej chowała coś do kieszeni kurtki. Ale nie miałam dowodu. A mama zawsze jej wierzyła. „Ola jest jeszcze dzieckiem, ty powinnaś być odpowiedzialna” — powtarzała.
To był początek. Potem przyszły kolejne oskarżenia: o rozbity wazon, o zgubione klucze, o to, że nie zamknęłam drzwi na noc. Zawsze ja. Nawet kiedy tata odszedł do innej kobiety i zostawił nas same, mama patrzyła na mnie jak na winowajczynię. „Gdybyś była grzeczniejsza, może by został” — powiedziała kiedyś, gdy myślała, że śpię.
Przez całe liceum czułam się jak cień własnej siostry. Ola była piękna, miała długie włosy i uśmiech, którym zdobywała wszystkich nauczycieli. Ja byłam tą cichą, z książką pod pachą i wiecznie spuszczonym wzrokiem. Nawet kiedy dostałam się na studia do Olsztyna jako pierwsza w rodzinie, mama powiedziała tylko: „No, przynajmniej nie będziesz mi tu przeszkadzać”.
Na studiach próbowałam zacząć od nowa. Poznałam Pawła — chłopaka z sąsiedniego bloku, który pierwszy raz patrzył na mnie tak, jakby widział człowieka. Zakochałam się po uszy. Przez chwilę myślałam, że może w końcu zasługuję na szczęście.
Ale wtedy zadzwoniła mama. — Magda, wracaj natychmiast do domu! Ola jest w szpitalu! — krzyczała do słuchawki. Rzuciłam wszystko i pojechałam nocnym pociągiem do rodzinnego miasteczka pod Olsztynem. Okazało się, że Ola przedawkowała tabletki po kłótni z chłopakiem. Mama siedziała przy jej łóżku i nawet na mnie nie spojrzała.
— To twoja wina — powiedziała cicho następnego dnia w kuchni. — Zawsze byłaś dla niej za surowa. Nie wspierałaś jej.
— Mamo! Przecież ja ją kocham! — wybuchłam. — To ty nigdy nie widziałaś jej prawdziwej twarzy!
— Wynoś się stąd! — krzyknęła mama i rzuciła we mnie ściereczką.
Wróciłam do Olsztyna rozbita na kawałki. Paweł próbował mnie pocieszać, ale czułam się coraz bardziej obca nawet jemu. Zaczęłam zamykać się w sobie. Bałam się komukolwiek zaufać.
Po roku Paweł odszedł. Powiedział tylko: — Nie umiem przebić się przez ten mur wokół ciebie.
Zostałam sama. Praca w bibliotece dawała mi chwilowe ukojenie — między regałami czułam się bezpieczna. Ale każda wiadomość od mamy sprawiała, że serce ściskał mi lęk.
Pewnego dnia zadzwoniła Ola.
— Magda? Potrzebuję twojej pomocy…
Była w ciąży, chłopak ją zostawił, mama groziła wyrzuceniem z domu.
— Przecież zawsze byłaś jej ulubienicą — powiedziałam gorzko.
— Nie rozumiesz… Ona mnie nienawidzi za to dziecko. Proszę cię…
Zgodziłam się przyjąć Olę do siebie na kilka miesięcy. Przez ten czas próbowałyśmy odbudować siostrzaną więź. Były wieczory pełne łez i wspomnień z dzieciństwa.
— Wiesz… ja naprawdę ci zazdrościłam — wyznała Ola pewnej nocy. — Tego spokoju w tobie. Tego, że umiałaś być sama ze sobą.
— A ja zawsze chciałam być taka jak ty — odpowiedziałam szczerze.
Kiedy urodził się mały Staś, poczułam coś na kształt szczęścia. Może pierwszy raz od lat.
Ale mama nie przyszła do szpitala. Zadzwoniła tylko:
— Nie liczcie na mnie. Zrobiłyście mi wstyd przed całą rodziną.
Ola wyjechała po kilku miesiącach do Warszawy za pracą. Zostałam sama z pustym mieszkaniem i pytaniami bez odpowiedzi.
Czasem myślę: czy naprawdę przez całe życie muszę udowadniać swoją niewinność? Czy można kiedyś przestać być winowajcą we własnej rodzinie? Czy ktoś z was też czuje się czasem jak obcy we własnym domu?