Cienie nad gospodarstwem: Tajemnica, która zmieniła wszystko

Dziennik, 10 czerwca
Odór spalenizny wdarł się nagle w ciszę nocy, jak złodziej, który nie puka, tylko wdziera się z gwałtownością. Zerwałem się z łóżka, serce waliło mi tak głośno, że zdawało się rozsadzać klatkę piersiową. Za oknem noc była nienaturalnie jasna – trzęsący się, złowieszczy blask rozświetlał pokój, rzucając na ściany długie cienie. Podbiegłem do okna i zobaczyłem ogień liżący stodołę. Krzyknąłem: „Mamo! Pożar!”

Mama wbiegła do mojego pokoju w samej koszuli nocnej, z oczami szeroko otwartymi ze strachu. „Michał, szybko! Musimy pomóc!” Wybiegliśmy na podwórze, gdzie już zbierali się inni pracownicy. Pan Roman, właściciel farmy, wrzeszczał na wszystkich, wymachując rękami: „Woda! Wiadra! Ratujcie bydło!”

Wśród chaosu zauważyłem coś dziwnego. Pani Teresa, żona Romana, stała z boku, nie próbując nawet pomóc. Jej twarz była blada jak kreda, a oczy wbite w płomienie. Przez chwilę wydawało mi się, że się uśmiecha.

Pożar ugaszono dopiero nad ranem. Stodoła spłonęła doszczętnie. Roman był wściekły – przeklinał pod nosem i kazał nam wszystkim wracać do pracy, jakby nic się nie stało. Ale coś się zmieniło. W powietrzu wisiała nie tylko woń spalenizny, ale i coś jeszcze – niepokój.

Z mamą trafiliśmy tu pół roku temu. Po śmierci taty nie miałyśmy gdzie się podziać. Roman zaoferował nam dach nad głową i jedzenie w zamian za ciężką pracę. Mama sprzątała dom i gotowała dla wszystkich, ja zajmowałem się zwierzętami i polami. Z początku wydawało się to wybawieniem. Ale z czasem zauważyłem, że coś tu nie gra.

Roman był surowy i nie znosił sprzeciwu. Często krzyczał na mamę za drobiazgi. Pani Teresa rzadko wychodziła z pokoju – zawsze wyglądała na przestraszoną albo rozgniewaną. Pracownicy bali się mówić o czymkolwiek poza pracą.

Po pożarze mama zaczęła zachowywać się dziwnie. Często zamykała się w łazience i płakała. Któregoś wieczoru usłyszałem jej rozmowę przez telefon: „Nie mogę już tu być… On coś ukrywa… Tak, wiem o tym… Ale Michał… Nie mogę go zostawić…”

Zacząłem obserwować Romana. Zauważyłem, że często znika nocą do starej piwnicy pod stodołą – tej samej, która spłonęła. Pewnej nocy postanowiłem go śledzić. Przykucnąłem za krzakami i patrzyłem, jak Roman otwiera ciężkie drzwi piwnicy i znika w środku z latarką.

Następnego dnia opowiedziałem mamie o tym, co widziałem. Zbladła jeszcze bardziej niż zwykle. „Michał… są rzeczy, których lepiej nie wiedzieć”, powiedziała cicho. Ale widziałem w jej oczach strach pomieszany z determinacją.

Nie mogłem przestać myśleć o tej piwnicy. Co tam ukrywa Roman? Dlaczego pani Teresa była taka przerażona? Dlaczego mama chciała uciec?

Kilka dni później wydarzyło się coś jeszcze dziwniejszego. Jeden z pracowników – Staszek – po prostu zniknął. Roman powiedział wszystkim, że wyjechał do rodziny na Mazury. Ale jego rzeczy zostały w baraku.

Tej nocy nie mogłem spać. Wyszedłem na podwórze i zobaczyłem światło w piwnicy pod spaloną stodołą. Serce waliło mi jak młotem, ale musiałem to sprawdzić.

Zszedłem po schodach do piwnicy. Drzwi były lekko uchylone. Usłyszałem głosy – Romana i pani Teresy.

– Nie mogę już tego dłużej ukrywać! – krzyczała Teresa.
– Zamknij się! Jeśli ktoś się dowie…
– Oni już wiedzą! Michał widział cię tutaj!

Nagle drzwi skrzypnęły pod moim ciężarem. Roman odwrócił się gwałtownie.
– Co ty tu robisz?!

Zamarłem ze strachu.
– Szukałem Staszka…

Roman podszedł do mnie powoli, z twarzą wykrzywioną gniewem.
– Staszek wyjechał! Nie twoja sprawa!

Teresa zaczęła płakać.
– On musi wiedzieć prawdę…

Roman złapał ją za ramię tak mocno, że aż jęknęła.
– Jeszcze jedno słowo i…

Nie wytrzymałem.
– Zostaw ją! – krzyknąłem.

Roman popchnął mnie na ścianę.
– Wynoś się stąd!

Uciekłem na górę i pobiegłem do mamy. Opowiedziałem jej wszystko przez łzy.
– Musimy stąd uciekać – powiedziała tylko.

Spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wymknęliśmy się z domu nad ranem. Szliśmy przez pola aż do najbliższej wsi.

Dopiero tam mama opowiedziała mi całą prawdę: Roman od lat szantażował Teresę i innych pracowników – miał na nich haki, zmuszał do milczenia i pracy ponad siły. Staszek próbował uciec – Roman go pobił i zamknął w piwnicy. Pożar był próbą ukrycia dowodów jego przestępstw.

Zgłosiliśmy wszystko na policję. Roman został aresztowany, a pani Teresa trafiła do szpitala psychiatrycznego.

Dziś mieszkamy w małym mieszkaniu socjalnym w mieście. Mama znalazła pracę jako sprzątaczka w szkole, ja chodzę do liceum wieczorowego.

Czasem budzę się w nocy zlany potem i czuję ten sam odór spalenizny co wtedy. Zastanawiam się: czy gdybym wtedy nie poszedł do tej piwnicy, wszystko potoczyłoby się inaczej? Czy można naprawdę zaufać ludziom tylko dlatego, że dają ci dach nad głową?

Może każdy z nas nosi w sobie jakiś sekret – pytanie tylko, czy mamy odwagę go odkryć.