Cień nad rodziną: Historia, której nie chciałam napisać
Wszystko zaczęło się od krzyku. Takiego, który rozcina powietrze jak nóż i sprawia, że serce zamiera. Stałam w kuchni, trzymając w dłoni kubek z herbatą, kiedy usłyszałam wrzask mojej matki: – Znowu wróciłeś pijany?! Ile razy mam ci powtarzać, że dzieci patrzą?!
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że ten wieczór zmieni wszystko. Mój ojciec, Andrzej, zawsze był człowiekiem o dwóch twarzach – w pracy szanowany kierownik budowy, w domu… czasem czuły, częściej jednak nieobecny lub wybuchowy. Ale tego wieczoru przekroczył granicę. Wbiegłam do salonu i zobaczyłam, jak matka – Danuta – płacze, a on stoi nad nią z pięściami zaciśniętymi tak mocno, że aż zbielały mu knykcie.
– Przestań! – krzyknęłam, stając między nimi. – Mamo, chodź do mnie.
Ojciec spojrzał na mnie z pogardą. – Ty też przeciwko mnie? Wszyscy jesteście przeciwko mnie!
Miałam wtedy siedemnaście lat i pierwszy raz poczułam się dorosła. Musiałam być silna dla mamy i młodszego brata, Pawła. Tamtej nocy matka spakowała walizkę i wyszła z domu. Zostaliśmy sami z ojcem, który przez kilka dni chodził jak cień, a potem zaczął pić jeszcze więcej.
Przez kolejne miesiące próbowałam pogodzić szkołę z opieką nad Pawłem i domem. Ojciec coraz częściej znikał na całe noce. Czasem wracał pobity, czasem śmierdział obcymi perfumami. Wtedy już wiedziałam – ma kogoś. Ale nie miałam odwagi powiedzieć tego mamie.
Pewnego dnia, kiedy wróciła po kilku tygodniach nieobecności, usiadła przy stole i spojrzała na mnie zmęczonymi oczami.
– Kinga… musimy porozmawiać.
Bałam się tego, co usłyszę.
– Nie wrócę do waszego ojca. Nie mogę już dłużej żyć w kłamstwie. On… on od dawna mnie zdradza.
Poczułam ulgę i wstyd jednocześnie. Ulgę, bo nie musiałam już udawać przed sobą, że wszystko jest w porządku. Wstyd – bo przez tyle lat udawałam razem z nią.
– Co teraz będzie z nami? – zapytałam cicho.
– Musimy być razem. Ty, ja i Paweł. Damy radę.
Ale nie daliśmy. Ojciec przestał płacić alimenty. Matka pracowała na dwa etaty w sklepie spożywczym i sprzątała po nocach biura. Ja rzuciłam studia po pierwszym roku – nie było nas stać na czesne ani na wynajem mieszkania w Krakowie. Paweł zaczął wagarować i popadł w złe towarzystwo.
Wtedy pojawił się on – Michał. Poznałam go na weselu kuzynki. Był inny niż wszyscy chłopcy z naszej wsi: wykształcony, zabawny, miał plany na przyszłość. Zakochałam się bez pamięci. Po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem w jego kawalerce na osiedlu Azory.
Matka była przeciwna:
– Kinga, nie rób tego pochopnie! Ledwo się znacie!
– Mamo, ja go kocham! On mnie rozumie!
– Miłość to nie wszystko…
Nie słuchałam jej. Chciałam uciec od biedy, od problemów, od przeszłości. Michał był moim wybawieniem.
Przez pierwsze dwa lata żyliśmy jak w bajce. Praca w księgarni dawała mi satysfakcję, Michał awansował na kierownika działu IT w dużej firmie. Zaczęliśmy planować ślub.
Wtedy pojawiły się pierwsze rysy. Michał coraz częściej zostawał po godzinach w pracy. Zaczął wyjeżdżać na szkolenia do Warszawy i Wrocławia. Coraz częściej wracał rozdrażniony.
– Coś się stało? – pytałam wieczorami.
– Daj mi spokój! Cały dzień mam ludzi na głowie! Chcę odpocząć!
Zaczęłam czuć się niewidzialna. Próbowałam rozmawiać z mamą:
– Może przesadzasz? – mówiła Danuta. – Może on po prostu jest zmęczony?
– Mamo… ja czuję, że coś jest nie tak.
– Kinga… nie szukaj problemów tam, gdzie ich nie ma.
Ale ja czułam pod skórą ten chłód. Pewnej nocy Michał nie wrócił do domu. Rano odebrałam SMS-a: „Zostałem u kolegi po imprezie firmowej”.
Nie spałam całą noc. Kiedy wrócił, poczułam zapach damskich perfum na jego koszuli.
– Michał…
– Co?
– Z kim byłeś?
– Z kolegami! Przestań być zazdrosna!
Nie uwierzyłam mu. Zaczęłam sprawdzać jego telefon, szukać śladów zdrady. W końcu znalazłam wiadomości od „Agnieszki z HR-u”. Serca mi zabrakło.
– Michał… kim jest Agnieszka?
– Nikim ważnym! Przesadzasz!
– Czy ty mnie zdradzasz?
– Kinga…
Wyszedł bez słowa. Zostawił mnie samą z tysiącem pytań i jednym wielkim bólem w sercu.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Michał spał na kanapie w salonie, ja zamykałam się w sypialni i płakałam do poduszki.
W końcu przyszedł dzień, kiedy powiedział:
– Kinga… ja odchodzę. Kocham kogoś innego.
Zawaliło mi się wszystko. Zadzwoniłam do mamy:
– Mamo… Michał mnie zostawił.
– Wiedziałam…
– Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
– Bo musiałaś sama to przeżyć.
Zostałam sama w pustym mieszkaniu na Azorach. Przez kilka miesięcy nie wychodziłam z domu poza pracą. W pracy też byłam cieniem samej siebie – klienci pytali o książki, a ja patrzyłam przez nich jak przez szybę.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka:
– Kinga… musisz wrócić do domu. Paweł miał wypadek na motorze.
Serce mi stanęło. Wróciłam do rodzinnej wsi pod Tarnowem i zobaczyłam brata leżącego w szpitalnym łóżku – połamanego, z blizną na twarzy.
– Przepraszam… – wyszeptał Paweł przez łzy – Zawiodłem cię…
– Nie mów tak! Jesteśmy rodziną!
Matka była przy nim dzień i noc. Ja też zostałam na kilka tygodni – gotowałam obiady, sprzątałam dom, próbowałam posklejać nasze życie na nowo.
Wtedy dowiedziałam się prawdy o matce: przez te wszystkie lata miała romans z sąsiadem – panem Marianem z naprzeciwka.
Poczułam się zdradzona przez wszystkich najbliższych ludzi.
– Mamo… jak mogłaś?
– Kinga… ja też jestem tylko człowiekiem…
Przez wiele miesięcy nie potrafiłyśmy ze sobą rozmawiać normalnie. Każde spotkanie kończyło się kłótnią lub milczeniem pełnym żalu.
Dziś minęło już kilka lat od tamtych wydarzeń. Paweł wyszedł na prostą – pracuje jako mechanik samochodowy i ma cudowną żonę Magdę oraz dwójkę dzieci. Matka mieszka sama; czasem odwiedzam ją z wnukami Pawła, ale między nami zawsze jest jakaś niewidzialna ściana.
Ja? Nadal jestem sama. Pracuję jako bibliotekarka w małym miasteczku pod Krakowem. Czasem myślę o Michale – podobno ożenił się z Agnieszką i mają syna. Ojciec umarł dwa lata temu na marskość wątroby; pogrzeb był cichy i smutny.
Często pytam siebie: czy można wybaczyć wszystko? Czy rodzina to naprawdę najważniejsze, jeśli tyle razy rani bardziej niż obcy ludzie? Może wy macie odpowiedź…