Serce matki silniejsze niż wyrok lekarzy – moja walka o trojaczki i rodzinę
– Milena, musisz podjąć decyzję. Jeśli zdecydujesz się donosić wszystkie dzieci, twoje serce może nie wytrzymać – głos doktora Kowalskiego drżał, ale był stanowczy. Siedziałam na szpitalnym łóżku, ściskając dłoń mojego męża, Piotra. Czułam, jak jego palce drżą równie mocno jak moje serce.
– Nie mogę… Nie mogę wybrać – wyszeptałam, patrząc w okno na szare, listopadowe niebo. W brzuchu czułam troje małych istnień, które już kochałam całym sercem. Jak można wybrać jedno dziecko kosztem dwóch pozostałych? Jak można być matką i jednocześnie sędzią?
Piotr milczał. Wiem, że chciał powiedzieć coś pocieszającego, ale nie potrafił. W domu czekała na nas nasza sześcioletnia córka, Zosia. Była moim promykiem nadziei, ale teraz nawet jej uśmiech nie potrafił rozjaśnić ciemności, która mnie ogarnęła.
Wieczorem, kiedy Piotr wrócił do domu do Zosi, zostałam sama z myślami. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, czując każdy ruch dzieci pod sercem. Przypomniałam sobie słowa mojej mamy: „Serce matki jest silniejsze niż wszystko”. Ale czy naprawdę?
Następnego dnia przyszła mama. Usiadła obok mnie i bez słowa wzięła mnie za rękę. Po chwili zaczęła mówić:
– Milenka, wiem, że boisz się o siebie i dzieci. Ale musisz pomyśleć też o Zosi. Jeśli ciebie zabraknie… – urwała i otarła łzę.
– Mamo! – przerwałam jej gwałtownie. – Nie każ mi wybierać! Nie chcę być tą matką, która zdecyduje, które dziecko ma żyć!
Mama przytuliła mnie mocno. – Cokolwiek postanowisz, będę przy tobie.
W szpitalu codziennie odwiedzały mnie pielęgniarki. Jedna z nich, pani Basia, sama była matką czwórki dzieci. Pewnego dnia usiadła na brzegu mojego łóżka i powiedziała:
– Milena, czasem życie stawia nas pod ścianą. Ale pamiętaj: każda decyzja będzie miała swoją cenę. Najważniejsze, żebyś potem mogła spojrzeć sobie w oczy.
Tego wieczoru Piotr przyszedł z Zosią. Mała wtuliła się we mnie i zapytała:
– Mamusiu, czy moje rodzeństwo będzie zdrowe?
Łzy napłynęły mi do oczu. – Zosiu, zrobię wszystko, żebyście wszyscy byli razem.
Kolejne dni były jak koszmar na jawie. Konsultacje z lekarzami, rozmowy z psychologiem szpitalnym, płacz w poduszkę nocami. Piotr coraz częściej milczał albo wychodził na długie spacery. Widziałam w jego oczach strach – nie tylko o mnie i dzieci, ale też o przyszłość naszej rodziny.
Pewnej nocy usłyszałam rozmowę rodziców na korytarzu:
– Ona tego nie przeżyje… – szeptał tata. – A jeśli przeżyje, może już nigdy nie być taka jak dawniej.
– Ale jak mamy jej pomóc? – płakała mama.
Wtedy poczułam w sobie gniew. Dlaczego wszyscy wokół mnie podejmują decyzje za mnie? Dlaczego nikt nie pyta mnie o zdanie?
Następnego dnia poprosiłam o rozmowę z doktorem Kowalskim.
– Panie doktorze – zaczęłam drżącym głosem – proszę mi powiedzieć prawdę. Jakie są szanse?
Spojrzał na mnie poważnie:
– Jeśli zdecyduje się pani na redukcję ciąży do jednego dziecka, szanse na pani przeżycie są bardzo wysokie. Jeśli zdecyduje się pani donosić wszystkie trojaczki… to będzie cud, jeśli wszyscy przeżyjecie.
Wróciłam do sali i długo patrzyłam w sufit. Wtedy podjęłam decyzję.
Wieczorem zadzwoniłam do Piotra:
– Kochanie… Nie mogę wybrać jednego dziecka. Jeśli mam umrzeć, to umrę jako matka trójki dzieci. Nie chcę żyć ze świadomością, że odebrałam komuś szansę na życie.
Po drugiej stronie słuchawki długo panowała cisza.
– Milena… Ja się boję. Boję się cię stracić.
– Ja też się boję – wyszeptałam – ale jeszcze bardziej boję się żałować tej decyzji do końca życia.
Od tego momentu wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie. Kolejne tygodnie spędziłam w szpitalu pod stałą obserwacją. Każdy dzień był walką o oddech i nadzieję. Zosia rysowała dla mnie laurki: „Mamusiu, kocham cię” i „Będziemy razem”.
Wreszcie nadszedł dzień porodu. Sala operacyjna była pełna ludzi: lekarze, pielęgniarki, anestezjolog. Słyszałam tylko własne serce bijące jak oszalałe i czułam strach większy niż kiedykolwiek wcześniej.
Pierwszy krzyk dziecka. Potem drugi. I trzeci.
Obudziłam się po kilku godzinach na oddziale intensywnej terapii. Obok siedział Piotr ze łzami w oczach.
– Wszystkie dzieci żyją – wyszeptał drżącym głosem. – Ty też jesteś z nami.
Płakałam jak dziecko.
Dziś moje trojaczki mają dwa lata: Antek, Lena i Michał są zdrowi i pełni energii. Zosia jest najwspanialszą starszą siostrą na świecie. Moje serce jest słabe fizycznie, ale silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej.
Czasem patrzę na moje dzieci i pytam siebie: czy każda matka miałaby tyle odwagi? Czy serce matki naprawdę jest silniejsze niż wyrok lekarzy?