Zostawiłam wszystko dla córki. Dziś ona mnie nie potrzebuje, a ja nie wiem, kim jestem…
— Mamo, nie musisz już ze mną iść na zebranie. Sama sobie poradzę — Julia rzuciła przez ramię, pakując książki do plecaka. Jej głos był pewny, niemal obojętny. Stałam w progu kuchni, ściskając kubek z zimną już kawą, i poczułam, jak coś we mnie pęka.
Jeszcze kilka lat temu Julia tuliła się do mnie przed snem, pytała o wszystko, a ja byłam jej całym światem. Teraz miała trzynaście lat i coraz częściej zamykała się w swoim pokoju, rozmawiała z koleżankami przez telefon i patrzyła na mnie jak na intruza. Zawsze powtarzałam sobie, że robię to dla niej — zrezygnowałam z pracy w bibliotece, żeby być przy niej, pomagać w nauce, wozić na zajęcia z baletu i angielskiego. Mój mąż, Tomek, twierdził, że przesadzam: — Daj jej trochę luzu, Anka. Dzieci muszą się uczyć samodzielności.
Ale ja nie umiałam inaczej. Może dlatego, że sama wychowywałam się bez matki — zmarła, gdy miałam dziewięć lat. Ojciec był dobrym człowiekiem, ale nie rozumiał dziewczęcych problemów. Obiecałam sobie wtedy, że jeśli kiedyś będę miała córkę, dam jej wszystko, czego sama nie dostałam.
Przez lata byłam „mamą na pełen etat”. Znałam wszystkie nauczycielki Julii, wiedziałam, która koleżanka ją zraniła, a która pocieszyła. Organizowałam urodziny, piekłam torty, szyłam stroje na przedstawienia. Byłam dumna z tego, jaką jestem matką.
Aż nagle… Julia przestała mnie potrzebować.
Zaczęło się niewinnie: „Mamo, nie musisz już odrabiać ze mną lekcji”, „Mamo, mogę sama pojechać autobusem”, „Mamo, nie musisz czekać pod salą baletową”. Każde takie zdanie bolało bardziej niż poprzednie. Próbowałam wypełnić pustkę — zapisałam się na jogę, zaczęłam czytać książki psychologiczne. Ale to nie było to samo.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Julii z koleżanką:
— Twoja mama jest wszędzie! Moja nawet nie wie, do której klasy chodzę…
— Wiem… Czasem mam jej dość — odpowiedziała Julia cicho.
Zamarłam. Przez chwilę miałam ochotę wejść do pokoju i wykrzyczeć: „To dla ciebie! Wszystko dla ciebie!” Ale zamiast tego zamknęłam się w łazience i płakałam.
Tomek próbował mnie pocieszać:
— Anka, ona cię kocha. Po prostu dorasta. Ty też kiedyś chciałaś być niezależna.
— Ale ja… ja nie wiem już, kim jestem — wyszeptałam.
Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że przez te wszystkie lata zapomniałam o sobie. Nie miałam przyjaciółek — wszystkie znajomości kręciły się wokół szkoły Julii. Nie miałam pracy — biblioteka dawno znalazła nową pracownicę. Nie miałam pasji — poza byciem matką.
Postanowiłam wrócić do pracy. Napisałam CV i zaczęłam wysyłać je do różnych instytucji kultury. Odpowiedzi nie było żadnych albo dostawałam grzeczne odmowy: „Dziękujemy za zgłoszenie. Wybraliśmy kandydatkę z większym doświadczeniem.”
Czułam się coraz gorzej. Wstawałam rano tylko dlatego, że musiałam przygotować śniadanie dla Julii i Tomka. Potem siadałam przy oknie i patrzyłam na ludzi idących do pracy. Zazdrościłam im celu.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama Tomka:
— Aniu, może przyjedziesz na kawę? Dawno cię nie widziałam.
Pojechałam. Siedziałyśmy w jej kuchni i patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
— Wiesz… — zaczęła nagle — Ja też kiedyś myślałam, że dzieci są wszystkim. Ale one odchodzą. I wtedy trzeba mieć coś swojego.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Czy naprawdę przez te wszystkie lata żyłam tylko dla Julii? Czy umiałabym być kimś innym niż matką?
Wieczorem usiadłam przy stole z Tomkiem.
— Boję się — powiedziałam cicho. — Boję się, że już nigdy nie będę nikomu potrzebna.
On ujął moją dłoń:
— Jesteś mi potrzebna. Julii też. Ale musisz być też ważna dla siebie.
Następnego dnia zadzwonił telefon. Biblioteka szukała kogoś na zastępstwo na dwa miesiące. Zgodziłam się bez wahania.
Pierwszego dnia pracy czułam się jak intruz. Wszystko było inne: nowe komputery, nowe twarze. Ale kiedy przyszła starsza pani i poprosiła o polecenie książki dla wnuczki, poczułam znajome ciepło w sercu.
Po pracy wróciłam do domu zmęczona, ale szczęśliwa. Julia spojrzała na mnie zdziwiona:
— Mamo… jesteś jakaś inna.
— Może po prostu jestem sobą — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się pierwszy raz od dawna naprawdę szczerze.
Dziś wiem jedno: poświęcenie jest piękne, ale nie można zapominać o sobie. Julia dorasta i coraz bardziej idzie własną drogą — a ja uczę się budować swoją od nowa.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy jeszcze potrafię być szczęśliwa sama ze sobą? Czy można odzyskać siebie po tylu latach życia tylko dla innych? Co wy o tym myślicie?