Twój syn zasługuje na więcej: Dzień, w którym teściowa złamała mi serce

„Naprawdę myślisz, że to odpowiedni strój na pierwsze spotkanie z rodziną?” – jej głos przeszył mnie jak zimny deszcz, który właśnie lał za oknem. Stałam w korytarzu domu państwa Nowaków, trzymając w rękach przemoknięty parasol i torbę z domowym sernikiem, który miał być moją kartą przetargową. Moje włosy, starannie ułożone rano, teraz przypominały mokrą szmatę. Płaszcz był przesiąknięty wodą, a buty chlupały przy każdym kroku. Ale to nie pogoda sprawiła, że poczułam się jak ktoś nie na miejscu – to była ona.

Pani Barbara, matka mojego męża Michała, patrzyła na mnie z góry, jakby oceniała każdy szczegół mojego wyglądu. Michał próbował rozładować atmosferę: „Mamo, padało jak z cebra, Ania zrobiła wszystko, żeby zdążyć na czas.” Ale ona tylko prychnęła i odwróciła się na pięcie.

W salonie czekał już pan Marek, ojciec Michała. Uśmiechnął się do mnie ciepło i zaprosił do stołu. „Nie przejmuj się Barbarą, ona zawsze taka była,” szepnął konspiracyjnie. Ale ja już czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Próbowałam je powstrzymać – przecież nie mogłam pokazać słabości.

Podczas obiadu Barbara nie spuszczała ze mnie wzroku. Każdy mój ruch był pod lupą. Gdy podałam jej sernik, spojrzała na niego z wyraźnym niesmakiem. „Mam nadzieję, że nie jest za słodki. Michał zawsze miał delikatny żołądek.”

Michał próbował zmienić temat: „Ania dostała ostatnio awans w pracy.”

„Och? A gdzie pracujesz?” – zapytała Barbara tonem, jakby już znała odpowiedź i była nią rozczarowana.

„Jestem nauczycielką w podstawówce.”

„Nauczycielką? Hm… Myślałam, że Michał znajdzie sobie kogoś bardziej… ambitnego.”

Zamarłam. Sztućce zadźwięczały o talerz. Michał spojrzał na mnie przepraszająco. Pan Marek chrząknął nerwowo.

Przez resztę obiadu czułam się jak intruz. Każde moje słowo było kwestionowane lub ignorowane. Kiedy próbowałam opowiedzieć o swoich pasjach, Barbara przewracała oczami. Gdy śmiałam się z żartu pana Marka, ona komentowała: „Nie każdy ma takie poczucie humoru.”

Po obiedzie Michał zaproponował spacer po ogrodzie. Wyszliśmy tylko we dwoje. „Przepraszam za nią,” powiedział cicho. „Ona po prostu… taka jest.”

„Ale dlaczego? Co zrobiłam źle?” – głos mi się załamał.

„Nic. Po prostu nie lubi nikogo przy pierwszym spotkaniu.”

Wróciliśmy do domu, gdzie Barbara już czekała w przedpokoju. „Michałku, musimy porozmawiać,” powiedziała stanowczo. Spojrzała na mnie i dodała: „Może Ania poczeka w salonie.”

Usiadłam na kanapie i słyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:

„Twój syn zasługuje na więcej,” mówiła Barbara. „Chciałam tylko, żebyś wiedział.”

Michał odpowiedział coś cicho, ale nie dosłyszałam co.

Wtedy poczułam się naprawdę niewidzialna. Jakby moje starania nic nie znaczyły. Jakby wszystko, co robiłam – praca, pasje, miłość do Michała – było nieważne wobec jej oczekiwań.

Kiedy wrócili do salonu, Barbara uśmiechnęła się sztucznie i powiedziała: „Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś nas odwiedzisz.”

W drodze powrotnej Michał trzymał mnie za rękę i powtarzał: „Nie przejmuj się nią. Kocham cię taką, jaka jesteś.” Ale ja już wiedziałam, że coś się we mnie złamało.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie wciąż słyszałam jej słowa: „Twój syn zasługuje na więcej.” Zaczęłam wątpić w siebie. Czy naprawdę jestem wystarczająco dobra dla Michała? Czy powinnam się zmienić? Czy kiedykolwiek zdobędę jej akceptację?

Minęły tygodnie zanim odważyłam się znów odwiedzić dom Nowaków. Tym razem byłam przygotowana na chłód i krytykę. Ale coś się zmieniło – we mnie. Zrozumiałam, że nie mogę żyć według cudzych oczekiwań.

Dziś wiem jedno: czasem nawet największe starania nie wystarczą, jeśli ktoś nie chce nas zaakceptować. Ale czy to znaczy, że powinniśmy rezygnować z siebie? Czy warto walczyć o czyjąś aprobatę kosztem własnego szczęścia? Może to właśnie te pytania powinniśmy sobie zadawać, zanim pozwolimy komuś złamać nam serce.