Targi emocji w pustym domu – historia Haliny i Krzyśka

— Gdzie byłeś?! — mój głos odbił się echem od pustych ścian, zanim jeszcze Krzysiek zdążył zamknąć za sobą drzwi. Stałam w korytarzu, z rękami zaciśniętymi na kubku zimnej już herbaty, którą parzyłam godzinę temu, mając nadzieję, że wróci wcześniej.

Krzysiek spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. — Przecież mówiłem, że mam nadgodziny. — Jego głos był cichy, jakby nie chciał mnie obudzić, choć przecież nie spałam od kilku godzin.

— Nadgodziny? — powtórzyłam z goryczą. — Wczoraj też miałeś nadgodziny? I przedwczoraj? I tydzień temu, kiedy wróciłeś nad ranem? — Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Nie przy nim.

Odwrócił wzrok, zdjął kurtkę i powiesił ją na wieszaku. — Halina, proszę cię…

— Proszę cię? O co? O cierpliwość? O zaufanie? — Głos mi się załamał. — Przecież nawet nie zadzwoniłeś! Mogłeś chociaż napisać SMS-a! Wiesz, jak się martwiłam?

Przez chwilę milczał. Widziałam, jak zaciska szczęki. — Przepraszam — powiedział w końcu. — Po prostu… nie chciałem cię budzić.

— Nie spałam! — krzyknęłam. — Nie śpię już od tygodni! Boję się, że coś się stało… albo że…

Nie dokończyłam. Bałam się wypowiedzieć na głos to, co od dawna podejrzewałam. Że może jest ktoś inny. Że może już mnie nie kocha.

Krzysiek podszedł do mnie i próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie. — Halina…

— Nie dotykaj mnie! — syknęłam. — Powiedz mi prawdę. Co się dzieje?

Westchnął ciężko i usiadł na krześle w kuchni. Przez chwilę patrzył w podłogę, a potem podniósł wzrok. — Mam dużo na głowie. W pracy jest ciężko, szef naciska…

— Przestań! — przerwałam mu. — Zawsze praca! A ja? Ja się nie liczę?

Cisza. Tylko zegar tykał głośno na ścianie.

Wyszłam do sypialni i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Przez cienką ścianę słyszałam jego kroki, szelest papierów, potem ciszę. Leżałam na łóżku, patrząc w sufit i próbując nie płakać. Ale łzy same płynęły.

Następnego dnia Krzysiek wyszedł wcześnie rano. Nawet się nie pożegnał. Zostałam sama w pustym mieszkaniu. Chodziłam z kąta w kąt, próbując znaleźć sobie miejsce. Próbowałam czytać książkę, ale litery tańczyły mi przed oczami. Włączyłam radio, ale muzyka tylko potęgowała moją samotność.

Zadzwoniła mama. — Halinko, wszystko w porządku?

— Tak, mamo — skłamałam automatycznie.

— Słyszę po głosie, że coś jest nie tak…

— Po prostu jestem zmęczona.

Mama westchnęła. — Może przyjedziesz do nas na weekend? Odpoczniesz trochę.

— Zobaczę…

Nie chciałam jechać. Nie chciałam tłumaczyć się rodzicom, że coś jest nie tak w moim małżeństwie. Oni zawsze uważali Krzyśka za ideał.

Wieczorem znów czekałam na niego do późna. Z każdą minutą narastała we mnie złość i strach. W końcu usiadłam przy stole i zaczęłam pisać list:

„Krzysiek,
Nie wiem już, co mam myśleć. Kocham cię, ale nie mogę tak żyć – w ciągłym strachu i niepewności. Potrzebuję prawdy. Jeśli coś się zmieniło… jeśli już mnie nie kochasz… powiedz mi to prosto w oczy.
Halina”

Nie miałam odwagi zostawić tego listu na stole. Schowałam go do szuflady.

Kiedy wrócił tej nocy, udawałam, że śpię. Słyszałam jednak jego ciche kroki i westchnienie, kiedy zobaczył światło w kuchni.

Następnego dnia postanowiłam działać. Zadzwoniłam do jego pracy pod pretekstem zostawienia mu ważnych dokumentów. Sekretarka powiedziała mi, że Krzysiek wyszedł wcześniej.

Serce mi zamarło.

Wyszłam z domu i zaczęłam go szukać po mieście jak szalona. W końcu zobaczyłam go – stał pod kawiarnią na rogu z jakąś kobietą. Śmiali się razem.

Poczułam się tak, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.

Nie podeszłam do nich. Stałam po drugiej stronie ulicy i patrzyłam, jak Krzysiek żegna się z nią pocałunkiem w policzek.

Wróciłam do domu na drżących nogach. Cały świat mi się zawalił.

Wieczorem czekałam na niego w kuchni. Kiedy wszedł do mieszkania, spojrzałam mu prosto w oczy.

— Byłeś dziś z nią? — zapytałam cicho.

Zamarł w progu.

— Halina…

— Widziałam was — powiedziałam spokojnie, choć cała drżałam.

Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczał.

— To tylko koleżanka z pracy…

Zaśmiałam się gorzko.

— Koleżanka? Tak się całujesz z koleżankami?

Nie odpowiedział.

— Powiedz mi prawdę — poprosiłam szeptem.

W końcu spuścił głowę.

— Przepraszam… Nie chciałem cię skrzywdzić… To wszystko wymknęło się spod kontroli…

Poczułam ulgę i ból jednocześnie. Ulgę, bo przynajmniej już wiedziałam. Ból – bo to była prawda najgorsza z możliwych.

Nie wiem jeszcze, co zrobię dalej. Czy potrafię mu wybaczyć? Czy można odbudować zaufanie po czymś takim?

Czasem myślę: dlaczego ludzie ranią najbardziej tych, których najbardziej kochają? Czy to naprawdę musi być koniec naszej historii? A może to dopiero początek czegoś nowego – dla mnie samej?