Kiedy wróciłam do domu bez zapowiedzi: Jeden wieczór, który zmienił wszystko
— Co ty tutaj robisz?! — głos mojego męża, Michała, odbił się echem od ścian naszego mieszkania, kiedy stanęłam w progu sypialni. Był czwartek, godzina osiemnasta, a ja wróciłam do domu wcześniej, bo szefowa odwołała zebranie. W ręku trzymałam jeszcze siatkę z zakupami, a w głowie miałam plan na spokojny wieczór: kolacja, serial i może kieliszek wina. Ale to, co zobaczyłam, sprawiło, że świat zawirował mi przed oczami.
Na łóżku siedziała Aneta — nasza sąsiadka z naprzeciwka. Miała na sobie tylko koszulę Michała. Jej włosy były rozczochrane, a policzki zarumienione. Michał stał obok niej, boso, z rozpiętym paskiem. Przez chwilę nikt się nie odezwał. Czułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.
— Katarzyna… To nie tak… — zaczął Michał, ale jego głos był cichy i niepewny.
Nie odpowiedziałam. Po prostu odwróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania. Schodziłam po schodach jak automat, nie czując nóg. Na klatce minęłam panią Zofię z trzeciego piętra, która spojrzała na mnie z troską, ale nie miałam siły się zatrzymać.
Zadzwoniłam do mojej mamy. — Mamo… — głos mi się załamał. — Czy mogę dziś u ciebie przenocować?
Mama nie zadawała pytań. Zawsze wiedziała, kiedy coś jest nie tak. Przyjechała po mnie samochodem i przez całą drogę milczałyśmy. Dopiero w jej kuchni, przy herbacie z cytryną, wybuchłam płaczem.
— On mnie zdradził, mamo… — wyszeptałam.
Mama objęła mnie ramieniem. — Może to tylko pomyłka? Może da się to jeszcze naprawić?
Ale ja już wiedziałam, że nic nie będzie takie samo.
Przez kolejne dni Michał dzwonił i pisał wiadomości. Przepraszał, tłumaczył się, prosił o rozmowę. Aneta unikała mnie na klatce schodowej. Sąsiedzi zaczęli szeptać za moimi plecami. Czułam się jak bohaterka taniej telenoweli.
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Magda, zauważyła moje podkrążone oczy.
— Coś się stało? — zapytała delikatnie.
Opowiedziałam jej wszystko. Magda westchnęła ciężko.
— Wiesz… Mój ojciec też zdradził mamę. Myślałam wtedy, że świat się skończył. Ale czasem takie rzeczy są początkiem czegoś nowego.
Nie chciałam nowego początku. Chciałam tylko odzyskać swoje dawne życie.
Po tygodniu zgodziłam się spotkać z Michałem w kawiarni na rogu. Przyszedł blady, zmizerniały.
— Katarzyna… Przepraszam cię. To był błąd. Nie wiem, co mnie podkusiło… Aneta była po prostu blisko… Ty ciągle w pracy…
— Więc to moja wina? — przerwałam mu ostro.
— Nie! Nie chciałem tak powiedzieć… Po prostu… Zgubiłem się.
Patrzyłam na niego i widziałam człowieka, którego kiedyś kochałam ponad wszystko. Ale teraz był dla mnie kimś obcym.
— Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam szczerze.
Wróciłam do mieszkania po swoje rzeczy tydzień później. Aneta była w domu — słyszałam jej śmiech zza ściany. Michał siedział na kanapie ze spuszczoną głową.
— Chcesz rozwodu? — zapytał cicho.
Nie odpowiedziałam od razu. Zamiast tego spojrzałam na nasze wspólne zdjęcia na półce: ślub w Krakowie, wakacje nad Bałtykiem, pierwsze Boże Narodzenie razem…
— Chcę prawdy — powiedziałam w końcu. — Ile to trwało?
Michał spuścił wzrok.
— Od dwóch miesięcy… Ale to nic nie znaczyło…
Poczułam się upokorzona jak nigdy wcześniej.
Przez kolejne tygodnie próbowałam poukładać sobie życie na nowo. Mama namawiała mnie na terapię. Poszłam raz — terapeutka zapytała mnie o dzieciństwo i relacje z ojcem. Nie chciałam o tym rozmawiać. Chciałam tylko przestać czuć ten ból.
Zaczęłam biegać po parku wieczorami. Czasem płakałam podczas biegu tak mocno, że musiałam się zatrzymać i usiąść na ławce. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie, ale nie obchodziło mnie to.
Pewnego dnia spotkałam w parku sąsiada z bloku — pana Marka.
— Pani Kasiu… Życie czasem daje nam w kość — powiedział życzliwie. — Ale proszę pamiętać: po burzy zawsze wychodzi słońce.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Minęły dwa miesiące od tamtego wieczoru. Michał wyprowadził się do Anety. Ja zostałam sama w naszym mieszkaniu. Czasem budzę się w nocy i słyszę ciszę tak głośną, że aż boli.
Ale powoli uczę się żyć na nowo. Odkrywam siebie bez niego: chodzę na jogę, spotykam się z przyjaciółkami, czytam książki do późna w nocy. Nadal boli, ale coraz częściej czuję też ulgę.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy da się odbudować zaufanie? A może lepiej nauczyć się żyć dla siebie?
Czy ktoś z was też musiał zaczynać wszystko od nowa? Jak sobie z tym poradziliście?