Zdrada, która rozdarła naszą rodzinę: Dziennik Anny Kowalskiej

Telefon zadzwonił w środku nocy, rozrywając ciszę mojego małego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Zerwałam się z łóżka, serce waliło jak oszalałe. — Anna! — głos matki drżał, pełen rozpaczy i furii jednocześnie. — Przyjedź! Natychmiast!

— Mamo, co się stało? — Przełykałam ślinę, próbując opanować narastający niepokój. — Znowu kłótnia z tatą? Sami sobie radźcie!

— Nie ma z kim! — krzyknęła, a jej głos załamał się w połowie zdania. — On… on mnie zdradził! Rozumiesz?! ZDRADZIŁ!

Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. W mojej głowie pojawił się obraz ojca – spokojnego, zamkniętego w sobie człowieka, który zawsze wydawał się być opoką tej rodziny. Zdrada? To słowo nie pasowało do niego.

— Mamo, proszę… Uspokój się. Zaraz przyjadę — powiedziałam cicho, już szukając kluczy i narzucając na siebie płaszcz.

Droga do rodzinnego domu na Pradze wydawała się nie mieć końca. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy to możliwe? Może mama przesadza? Przecież ostatnio byli bardziej nerwowi, ale… Zawsze tak było przed świętami.

Kiedy weszłam do mieszkania, zastałam matkę siedzącą na podłodze w kuchni, z pustą butelką po winie obok. Jej oczy były czerwone od płaczu.

— On mnie zostawił, Aniu… Po tylu latach! — szlochała, a ja poczułam się jak dziecko, które nie wie, jak pocieszyć dorosłego.

— Co się stało? Powiedz mi wszystko od początku — usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.

— Znalazłam wiadomości… — zaczęła matka, dławiąc się łzami. — Pisał do niej od miesięcy. Umawiali się po pracy. Myślał, że nie zauważę… A dziś wieczorem powiedział mi prosto w oczy, że już mnie nie kocha. Że odchodzi do niej.

Poczułam, jak świat mi się wali. Ojciec? Zawsze taki cichy, zamknięty w swoim świecie książek i krzyżówek. Nigdy nie podniósł głosu na mamę. Nigdy nie widziałam ich nawet trzymających się za ręce, ale myślałam, że to po prostu taki typ relacji.

— Gdzie on jest teraz? — zapytałam cicho.

— Nie wiem! Wyszedł i nie wrócił! Nawet nie zabrał wszystkich rzeczy… — Matka zaczęła szlochać jeszcze głośniej.

Przez następne godziny próbowałam ją uspokoić. Parzyłam herbatę, podawałam chusteczki, słuchałam jej wyrzutów i żalu. W pewnym momencie zaczęła krzyczeć: — To przez ciebie! Gdybyś była lepszą córką, gdybyś częściej do nas przyjeżdżała… Może by się tak nie stało!

Zamarłam. Wiedziałam, że to nieprawda, ale te słowa bolały jak nóż wbity prosto w serce.

— Mamo… Proszę cię… — wyszeptałam tylko.

Nad ranem matka zasnęła wyczerpana na kanapie. Siedziałam obok niej i patrzyłam w okno na budzące się miasto. Czułam się pusta i bezradna. Wtedy zadzwonił mój telefon.

— Anna? — To był mój ojciec. Jego głos był spokojny, niemal obojętny. — Chciałem ci powiedzieć… Nie wrócę już do domu. Muszę zacząć nowe życie.

— Tato… Jak mogłeś? — zapytałam przez łzy.

— Przepraszam cię, Aniu. Wiem, że to dla was szok. Ale ja już od dawna byłem nieszczęśliwy. Twoja matka też… tylko nigdy nie chciała tego przyznać.

— I dlatego uciekasz? Zostawiasz nas w środku nocy?

— Czasem trzeba mieć odwagę zrobić coś dla siebie — odpowiedział cicho i rozłączył się.

Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Matka zamknęła się w sobie, przestała wychodzić z domu. Ja musiałam wrócić do pracy, ale każda rozmowa z koleżankami była dla mnie jak przesłuchanie: „Co u rodziców?”, „Jak tam w domu?”. Kłamałam, że wszystko dobrze.

Wieczorami siedziałam sama w swoim mieszkaniu i analizowałam każde wspomnienie z dzieciństwa. Czy naprawdę byli szczęśliwi? Czy ja byłam ślepa na ich problemy?

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Basia.

— Aniu, musisz pomóc matce. Ona sobie nie radzi.

— Robię co mogę… Ale ja też jestem tylko człowiekiem!

— Wiem, kochanie. Ale ona nie ma nikogo poza tobą.

Zaczęły się wizyty u psychologa, rozmowy o przeszłości i przyszłości. Matka oskarżała ojca o wszystko: o zmarnowane lata, o brak miłości, o to, że nigdy jej nie doceniał. Ojciec przestał odbierać telefony ode mnie i od rodziny.

W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Szefowa zauważyła moje rozkojarzenie.

— Anna, jeśli potrzebujesz wolnego… Powiedz tylko.

Ale ja nie chciałam uciekać od codzienności. Chciałam mieć choć jedną rzecz pod kontrolą.

Minęły tygodnie. Matka powoli zaczęła wychodzić z domu – najpierw do sklepu, potem na krótkie spacery po parku Skaryszewskim. Ja nauczyłam się żyć z nową rzeczywistością: bez ojca przy stole wigilijnym, bez jego żartów przy niedzielnym obiedzie.

Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy gdybym była bliżej rodziców, gdybym wcześniej zauważyła sygnały… Może udałoby się uratować ich małżeństwo?

Ale czy naprawdę dzieci są odpowiedzialne za szczęście swoich rodziców?

Dziś wiem jedno: zdrada rozdziera rodzinę na kawałki i każdy musi poskładać siebie na nowo. Ale czy można jeszcze kiedyś zaufać komuś bez reszty? Czy rana po zdradzie kiedykolwiek się zabliźnia?