Wynajęliśmy dom bratu mojego męża: Rodzinne piekło na własne życzenie
– Naprawdę uważasz, że powinniśmy to zrobić? – zapytałam szeptem, patrząc na Andrzeja, który nerwowo bębnił palcami w blat kuchennego stołu.
– To tylko na kilka miesięcy, Anka. Przecież to mój brat. Pomóżmy im stanąć na nogi – odpowiedział, ale w jego głosie słyszałam niepewność.
Zgodziłam się. Zawsze byłam tą, która łagodziła konflikty i godziła rodzinę. Mieliśmy dwa domy – jeden odziedziczyliśmy po moich rodzicach w podwarszawskiej wsi, drugi kupiliśmy na kredyt w Piasecznie. Ten pierwszy stał pusty od roku. Kiedy Tomek, brat Andrzeja, z żoną i dwójką dzieci został bez mieszkania po tym, jak stracił pracę i nie był w stanie spłacać kredytu, wydawało się oczywiste, że powinniśmy im pomóc.
Pierwsze tygodnie były spokojne. Tomek dziękował nam niemal codziennie, a jego żona, Kasia, przynosiła domowe ciasta i obiecywała dbać o ogród. Dzieci biegały po podwórku, a ja czułam satysfakcję, że zrobiliśmy coś dobrego.
Ale już po miesiącu zaczęły się pierwsze zgrzyty.
– Anka, czy moglibyśmy przesunąć termin płatności czynszu? – zapytał Tomek przez telefon. – Wiesz, jeszcze nie znalazłem pracy, a Kasia ma tylko pół etatu…
Zgodziłam się bez wahania. Przecież to rodzina.
Ale potem przyszły kolejne prośby: o obniżenie czynszu, o naprawę pieca (który działał bez zarzutu przez lata), o wymianę zamka w drzwiach. Z każdym tygodniem czułam coraz większy ciężar na sercu. Andrzej próbował rozmawiać z bratem, ale Tomek zawsze miał wymówkę.
– Przecież jesteśmy rodziną! – powtarzał. – Nie traktujcie mnie jak obcego!
Wkrótce zaczęły się plotki. Teściowa zadzwoniła do mnie pewnego wieczoru:
– Aniu, słyszałam od Tomka, że chcecie ich wyrzucić na bruk! Jak możecie być tacy bezduszni?
Zaniemówiłam. Próbowałam tłumaczyć, że chodzi tylko o zaległości w czynszu i brak szacunku do naszej własności – ogród był zdewastowany, a w domu pojawiły się ślady po psie, którego nigdy nie mieliśmy.
Andrzej coraz częściej wracał z pracy rozdrażniony.
– Mama mówiła mi dziś przez godzinę, że jestem wyrodnym bratem. Że powinienem oddać Tomkowi dom za darmo! – rzucił pewnego wieczoru kluczami o stół.
– A co z naszym kredytem? Co z naszymi dziećmi? – zapytałam cicho.
Nie spałam po nocach. Zaczęłam unikać rodzinnych spotkań. Kasia przestała się do mnie odzywać. Dzieci Tomka przestały mówić „ciociu”, a teściowa patrzyła na mnie jak na najgorszego wroga.
Pewnego dnia pojechałam do domu w Piasecznie sprawdzić stan nieruchomości. Zastałam rozbite okno i ślady po imprezie w salonie. W kuchni leżały puste butelki po piwie.
– Tomek! – zadzwoniłam natychmiast. – Co tu się dzieje?
– To tylko małe spotkanie ze znajomymi… Przesadzasz! – odpowiedział urażonym tonem.
Wróciłam do domu zapłakana. Andrzej próbował mnie pocieszyć, ale widziałam w jego oczach bezradność.
– Może powinniśmy poprosić ich o wyprowadzkę…
– I co wtedy? Mama nas znienawidzi do końca życia! – odpowiedział gorzko.
W końcu nie wytrzymałam. Napisałam oficjalne pismo z wypowiedzeniem umowy najmu. Tomek przestał odbierać telefony. Kasia napisała mi SMS-a: „Nie spodziewałam się tego po tobie. Jesteś zimna i wyrachowana.”
Teściowa zadzwoniła jeszcze tego samego dnia:
– Aniu, nie masz serca! Jak możesz wyrzucać rodzinę na ulicę? Myślałam, że jesteś lepszym człowiekiem!
Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak na bombie zegarowej. Andrzej przestał rozmawiać z bratem i matką. Wigilia minęła w ciszy – pierwszy raz od lat nie spotkaliśmy się całą rodziną.
Kiedy Tomek w końcu się wyprowadził, zostawił po sobie zniszczony dom i gorycz w naszych sercach. Musieliśmy wydać kilka tysięcy złotych na remont. Andrzej długo nie mógł pogodzić się z tym, co się stało.
Dziś mijają dwa lata od tamtych wydarzeń. Nasze relacje z rodziną są chłodne jak nigdy wcześniej. Teściowa nie odzywa się do mnie do dziś. Andrzej widuje brata tylko przypadkiem na ulicy.
Często zastanawiam się, czy mogliśmy postąpić inaczej. Czy naprawdę dobro wraca? Czy warto pomagać rodzinie za wszelką cenę?
A może są granice, których nawet dla najbliższych nie powinno się przekraczać? Co wy byście zrobili na moim miejscu?