Teściowa pod moimi drzwiami: Czy mam prawo do własnej przestrzeni? Moja walka o granice w polskiej rodzinie
— Otworzysz? — głos Pawła był cichy, jakby bał się, że usłyszy go ktoś poza nami. Stałam w kuchni, z rękami mokrymi od zmywania naczyń, i patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Dzwonek do drzwi rozbrzmiał po raz drugi, tym razem bardziej natarczywie. Wiedziałam już, kto stoi po drugiej stronie.
Moja teściowa, pani Halina. Kobieta, która potrafi wejść do naszego mieszkania bez pukania, jeśli tylko Paweł zapomni zamknąć na klucz. Kobieta, która wie lepiej, jak wychować nasze dzieci, co powinnam gotować na obiad i jak powinniśmy urządzić salon. Kobieta, która nigdy nie pyta, czy może przyjść.
— To twoja mama — powiedziałam z rezygnacją. — Może ty otworzysz?
Paweł spuścił wzrok. — Wiesz, że ona się obrazi, jeśli nie otworzysz ty.
Przez chwilę miałam ochotę rzucić talerzem o podłogę. Zamiast tego wytarłam ręce o ścierkę i ruszyłam do drzwi. Otworzyłam je z wymuszonym uśmiechem.
— Dzień dobry, mamo — powiedziałam, choć w środku czułam się jak dziecko, które zaraz dostanie burę.
— Dzień dobry, Aniu. Przyszłam zobaczyć dzieci. I przyniosłam wam trochę pierogów, bo pewnie znowu nie miałaś czasu ugotować obiadu — powiedziała, wchodząc do środka bez zaproszenia.
Zamknęłam oczy na sekundę. Wzięłam głęboki oddech. Nie chciałam kłótni. Nie dzisiaj.
— Dziękuję, ale właśnie gotowałam obiad — odpowiedziałam spokojnie.
— Ach, to dobrze. Ale moje pierogi i tak się przydadzą — uśmiechnęła się szeroko i ruszyła do kuchni, zostawiając mnie w przedpokoju z uczuciem bezsilności.
Paweł udawał, że czegoś szuka w pokoju dziecięcym. Zawsze tak robił, gdy jego mama przychodziła niezapowiedziana. Zostawiał mnie samą na pierwszej linii frontu.
Dzieci wybiegły z pokoju na widok babci. Krzyczały z radości, a ona tuliła je mocno do siebie. Przez chwilę poczułam wyrzuty sumienia — może przesadzam? Może powinnam się cieszyć, że mają taką babcię?
Ale potem usłyszałam jej głos:
— Aniu, widzę, że znowu masz bałagan w kuchni. Trzeba by było częściej sprzątać. I te firanki… Kiedy ostatnio je prałaś?
Zacisnęłam zęby.
— Mamo, może usiądziesz? Napijesz się kawy? — zaproponowałam przez zaciśnięte gardło.
— Kawy nie piję po południu, przecież wiesz. Ale herbatę chętnie. Tylko nie tę owocową, co ostatnio kupiłaś. Zwykłą czarną.
Zrobiłam herbatę i postawiłam przed nią na stole. Siedziała naprzeciwko mnie i patrzyła uważnie.
— Aniu, musisz bardziej dbać o dom. Paweł ciężko pracuje, dzieci rosną… A ty taka zmęczona chodzisz. Może powinnaś wrócić do pracy? Albo chociaż zacząć coś robić poza domem?
Poczułam łzy pod powiekami. Pracowałam zdalnie od roku, ale dla niej to się nie liczyło. Dla niej byłam tylko żoną i matką — i to nie dość dobrą.
— Mamo — odezwał się nagle Paweł, który jednak zebrał się na odwagę — Ania pracuje z domu. I bardzo dobrze sobie radzi.
Teściowa spojrzała na niego z dezaprobatą.
— Praca przez komputer to nie praca. Ja całe życie pracowałam w szkole i wiem, co to znaczy prawdziwa robota.
Zrobiło mi się gorąco. Chciałam wyjść z własnego domu.
— Mamo — powiedziałam cicho — czy mogłabyś następnym razem zadzwonić przed przyjściem?
Zapadła cisza tak gęsta, że słyszałam bicie własnego serca.
— Jak to? Przecież jestem rodziną! Rodzina nie musi się zapowiadać! — jej głos był pełen oburzenia.
— Ale ja… my… czasem potrzebujemy trochę prywatności — próbowałam tłumaczyć.
— Prywatności? Przed własną matką? Aniu, chyba ci się coś pomyliło! — krzyknęła i spojrzała na Pawła. — Synu, ty jej pozwalasz tak do mnie mówić?
Paweł milczał. Patrzył gdzieś w bok.
Dzieci przestały się bawić i patrzyły na nas szeroko otwartymi oczami.
Wtedy pękłam.
— Tak! Potrzebuję prywatności! Potrzebuję wiedzieć, że mogę być u siebie w domu bez strachu, że ktoś zaraz wejdzie i zacznie mnie oceniać! Potrzebuję… potrzebuję oddechu! — głos mi się załamał.
Teściowa spojrzała na mnie jak na obcą osobę.
— W takim razie nie będę wam przeszkadzać — powiedziała lodowatym tonem i wyszła z kuchni.
Usłyszałam trzask drzwi wejściowych.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Dzieci zaczęły płakać. Paweł podszedł do mnie i objął mnie ramieniem.
— Przepraszam — wyszeptał.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na drzwi i zastanawiałam się, czy zrobiłam dobrze.
Wieczorem zadzwoniła moja mama.
— Aniu, słyszałam od Haliny… Co się stało?
Opowiedziałam jej wszystko przez łzy. Mama słuchała uważnie.
— Kochanie, masz prawo do własnej przestrzeni. Ale pamiętaj — w polskiej rodzinie to zawsze będzie trudne. Musisz walczyć o siebie, ale też próbować rozumieć innych.
Leżałam potem długo w łóżku i myślałam o tym wszystkim. Czy naprawdę mam prawo do własnych granic? Czy jestem egoistką? Czy można być sobą w polskiej rodzinie bez poczucia winy?
Może wy mi powiecie: czy walka o własną przestrzeń to egoizm? Czy macie podobne doświadczenia? Jak wy radzicie sobie z rodziną, która nie zna słowa „prywatność”?