Po śmierci ojca wyrzuciłam jego partnerkę z domu. Moja rodzina mnie nienawidzi, ale nie żałuję tej decyzji

— Nie masz prawa tu zostać! — mój głos drżał, ale nie ustępowałam. Stałam w progu salonu, patrząc na Grażynę, partnerkę mojego ojca, która przez piętnaście lat była częścią naszego życia. Teraz, po jego śmierci, wszystko się zmieniło.

Grażyna siedziała na kanapie, skulona, z oczami pełnymi łez. — Aniu, proszę… To był też mój dom. Twój tata… — zaczęła, ale przerwałam jej gwałtownie.

— Mój tata nie żyje! — krzyknęłam. — A ty… Ty nigdy nie byłaś moją matką. Nigdy nie będziesz.

W tamtej chwili czułam w sobie tylko gniew i żal. Ojciec odszedł nagle – zawał serca w środku nocy. Zostawił nas wszystkich z pustką, której nie dało się wypełnić. Ale to nie była tylko pustka po nim. To była też przepaść między mną a resztą rodziny.

Mama odeszła dawno temu, kiedy miałam dziewięć lat. Ojciec długo był sam, aż pojawiła się Grażyna – cicha, spokojna kobieta z sąsiedztwa. Nigdy jej nie zaakceptowałam. Była dla mnie intruzem, kimś, kto zajął miejsce mojej matki. Nawet kiedy widziałam, jak ojciec przy niej rozkwita, jak się śmieje i żartuje – nie potrafiłam jej wybaczyć tego, że po prostu była.

Po pogrzebie wszystko się rozpadło. Mój brat Michał stanął po stronie Grażyny. — Anka, ona tu mieszkała tyle lat! Tata by tego nie chciał — mówił z wyrzutem.

— Tata by chciał, żebyśmy byli razem — odpowiedziałam zimno. — Ale to już niemożliwe.

Wiedziałam, że dom należy do mnie i Michała – tak stanowił testament. Grażyna nie miała żadnych praw. Ale czy to znaczyło, że powinnam ją wyrzucić? Każdej nocy przewracałam się z boku na bok, słysząc w głowie głos ojca: „Bądź dobra dla ludzi”. Ale ja nie umiałam być dobra dla niej.

Kiedy powiedziałam Grażynie, że musi się wyprowadzić, spojrzała na mnie z takim bólem, że aż mnie ścisnęło w gardle. — Nie mam dokąd pójść — szepnęła.

— To nie mój problem — odpowiedziałam twardo.

Michał przestał się do mnie odzywać. Ciotka Basia zadzwoniła z pretensjami: — Aniu, co ty robisz? Przecież ona była dla twojego ojca wszystkim!

Ale ja czułam tylko ulgę. Ulgę i… pustkę. Dom nagle stał się cichy i zimny. Każdy pokój przypominał mi o ojcu – jego ulubiony fotel, kubek na stole, zapach wody kolońskiej unoszący się jeszcze w łazience.

Przez kilka tygodni żyłam jak w letargu. Praca w szkole wydawała mi się bez sensu. Uczniowie patrzyli na mnie ze współczuciem – wiedzieli o śmierci taty – ale nikt nie wiedział o tym, co zrobiłam potem.

Pewnego wieczoru Michał przyszedł do mnie do kuchni. — Wiesz, że ona śpi teraz u sąsiadki? Nie ma pieniędzy na wynajem mieszkania. Tata by tego nie chciał.

— Przestań mówić mi, co tata by chciał! — wybuchłam. — Tata zostawił nam dom! Nam! Nie jej!

Michał spojrzał na mnie z pogardą. — Jesteś zimna jak lód. Zawsze byłaś.

Zostałam sama przy stole, dławiąc się łzami i winą. Czy naprawdę byłam taka zimna? Czy to ja byłam potworem?

Z czasem zaczęły do mnie docierać plotki – sąsiedzi szeptali za moimi plecami: „Ta Anka to bez serca… Wyrzuciła kobietę na bruk”. Nawet w sklepie pani Jadzia patrzyła na mnie krzywo.

Ale ja wiedziałam swoje. Przez lata czułam się obca we własnym domu. Grażyna zawsze była miła, ale nigdy nie próbowała być moją matką. Zawsze trzymała dystans – może bała się mnie tak samo jak ja jej?

Któregoś dnia znalazłam w szufladzie list od ojca do Grażyny. „Dziękuję ci za każdy dzień” – pisał drżącym pismem. „Za to, że jesteś przy mnie nawet wtedy, gdy dzieci mnie ranią”.

Czy to ja byłam tą raną?

Nie spałam całą noc. Rano zadzwoniłam do Michała.

— Może powinniśmy jej pomóc znaleźć mieszkanie — powiedziałam cicho.

— Teraz cię ruszyło sumienie? — zapytał z goryczą.

— Nie wiem… Może tak…

Ale było już za późno. Grażyna wyprowadziła się do swojej siostry pod Łodzią i nie chciała ze mną rozmawiać.

Minęły miesiące. Rodzina przestała zapraszać mnie na święta. Michał wyjechał do Gdańska i kontaktujemy się tylko przez krótkie SMS-y. Dom jest pusty jak nigdy wcześniej.

Czasem siadam w fotelu ojca i pytam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy miałam prawo decydować o losie kobiety, która przez tyle lat była częścią naszej rodziny? Czy można oceniać serce kogoś, kto zostaje sam po śmierci najbliższej osoby?

Może każdy z nas nosi w sobie własną wersję żałoby i własną wersję sprawiedliwości…

Czy wy byście postąpili inaczej? Czy można wybaczyć sobie decyzje podjęte w bólu?