„Moja teściowa zraniła mnie do głębi. Całe mieszkanie zapisała szwagrowi, a mój mąż nie dostał nic” – czy rodzina naprawdę znaczy mniej niż pieniądze?
– „Nie wierzę, że to zrobiłaś, mamo!” – głos mojego męża, Piotra, drżał, gdy patrzył na swoją matkę. Siedzieliśmy wszyscy w jej salonie w bloku na Pradze, a ja czułam, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywał tylko cichy płacz mojej szwagierki, Magdy.
Teściowa, pani Jadwiga, siedziała wyprostowana na swoim ulubionym fotelu. Miała na sobie tę samą granatową sukienkę, którą zakładała na wszystkie ważne okazje. Jej twarz była kamienna, a oczy zimne jak lód.
– Piotrze, to moja decyzja. Mieszkanie zapisuję Krzyśkowi. Ty masz swoje życie, dom, rodzinę. Krzysiek został sam po rozwodzie i potrzebuje wsparcia – powiedziała bez cienia emocji.
Poczułam, jak Piotr ściska moją dłoń pod stołem. Był blady jak ściana. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć, ale powstrzymałam się. Wszyscy patrzyli na nas – szwagier Krzysiek z triumfalnym uśmieszkiem, Magda z rozpaczą w oczach, nawet dzieci przestały się bawić.
Wiedziałam, że Piotr zawsze był tym „mniej ważnym” synem. Krzysiek był oczkiem w głowie mamy – mimo że przez lata nie dawał znaku życia, a kiedy wracał, to tylko po pieniądze albo wsparcie. My z Piotrem budowaliśmy wszystko sami: dom pod Warszawą, dwójka dzieci, kredyt na karku. Nigdy nie prosiliśmy o pomoc.
A teraz…
– Mamo, ale przecież to niesprawiedliwe – odezwałam się cicho. – Piotr też jest twoim synem.
Jadwiga spojrzała na mnie z pogardą.
– Ty się nie wtrącaj, Aniu. To sprawa rodzinna.
Zacisnęłam zęby. Przez lata starałam się być dobrą synową: pomagałam przy świętach, dzwoniłam, odwiedzałam ją z dziećmi. Zawsze słyszałam tylko o Krzyśku – jaki biedny, jak mu ciężko po rozwodzie, jak nikt go nie rozumie.
Po spotkaniu wróciliśmy do domu w milczeniu. Piotr prowadził samochód jak automat. W końcu nie wytrzymałam:
– Przepraszam, ale muszę to powiedzieć: to jest po prostu podłe! Jak ona mogła ci to zrobić?
Piotr spojrzał na mnie ze łzami w oczach.
– Wiesz… chyba zawsze wiedziałem, że dla niej jestem tylko dodatkiem do Krzyśka. Ale nigdy nie sądziłem, że aż tak mnie zrani.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Dzieci pytały, dlaczego tata jest smutny. Ja nie mogłam spać po nocach – w głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę rodzina znaczy mniej niż pieniądze? Czy całe nasze życie było dla niej nic niewarte?
W weekend zadzwoniła Magda.
– Anka… muszę ci coś powiedzieć. Mama od lat planowała to mieszkanie dla Krzyśka. Bała się, że sobie nie poradzi. Ale wiem też, że bardzo cię nie lubiła…
Zatkało mnie.
– Ale za co? Co ja jej zrobiłam?
– Uważała, że zabrałaś jej syna. Że przez ciebie Piotr rzadziej ją odwiedzał…
Poczułam gulę w gardle. Czy naprawdę byłam dla niej wrogiem? Przecież chciałam tylko normalnej relacji…
Wieczorem usiedliśmy z Piotrem przy stole.
– Może powinniśmy odpuścić? – zapytał cicho. – Może lepiej odciąć się od tego wszystkiego?
Patrzyłam na niego długo.
– A jeśli kiedyś nasze dzieci poczują się tak samo? Jeśli któreś z nich poczuje się mniej kochane?
Piotr pokręcił głową.
– Nigdy im tego nie zrobimy. Obiecuję.
Ale czy naprawdę potrafimy zerwać z tym schematem? Czy można wybaczyć taką niesprawiedliwość?
Czasami myślę: czy rodzina to tylko więzy krwi i majątek? Czy może coś więcej? A wy… co byście zrobili na naszym miejscu?