Moja mama obwinia mnie za nasze kłopoty finansowe – czy naprawdę to moja wina?

– Znowu nie zapłaciłaś rachunku za prąd? – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak ostrze. Stałam przy zlewie, myjąc kubek po porannej kawie, kiedy jej słowa uderzyły we mnie z całą mocą. – Wiesz, że przez ciebie zaraz nas odetną! – dodała, a jej twarz wykrzywiła się w grymasie rozczarowania.

Zacisnęłam dłonie na porcelanowym kubku, czując jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam odpowiedzieć, że przecież robię, co mogę – pracuję na dwa etaty, odkładam każdy grosz, rezygnuję z własnych przyjemności. Ale wiedziałam, że dla niej to zawsze będzie za mało. W jej oczach jestem winna wszystkiemu: temu, że tata odszedł, że nie mamy pieniędzy, że nie stać nas na wakacje czy nową lodówkę.

– Mamo, proszę cię… Staram się…

– Starasz się? – przerwała mi z pogardą. – Gdybyś naprawdę się starała, nie musiałabym codziennie martwić się o to, czy będziemy miały co jeść!

Wyszłam z kuchni, zanim zdążyłam wybuchnąć płaczem. Zamknęłam się w swoim pokoju i usiadłam na łóżku. Przez chwilę patrzyłam na ścianę pokrytą zdjęciami z czasów, kiedy jeszcze byliśmy rodziną. Tata uśmiechał się z ramki – wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jego odejście będzie początkiem końca mojego dzieciństwa.

Miałam wtedy trzynaście lat. Mama płakała całe noce, a ja próbowałam być dzielna. Szybko nauczyłam się gotować, robić zakupy i pilnować rachunków. Zamiast na studia, poszłam do pracy w sklepie spożywczym. Mama nie mogła znaleźć stałego zatrudnienia – mówiła, że nikt nie chce zatrudnić kobiety po pięćdziesiątce. Przez lata żyłyśmy z mojej pensji i zasiłków.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy mama powiedziała mi prosto w oczy: „Gdybyś była lepsza, tata by nie odszedł”. Bolało wtedy tak samo jak dziś.

Próbowałam rozmawiać z nią o naszych problemach. Proponowałam, żebyśmy poszukały pomocy u psychologa albo doradcy finansowego. Zawsze odrzucała moje pomysły.

– Ty chcesz mnie wysłać do psychiatry? – krzyczała. – To ty masz problem, nie ja!

Z czasem nauczyłam się milczeć. Pracowałam coraz więcej – najpierw w sklepie, potem dorabiałam sprzątaniem mieszkań i opieką nad dziećmi sąsiadów. Czasem wracałam do domu tak zmęczona, że zasypiałam w ubraniu.

Ale nawet wtedy mama potrafiła znaleźć powód do pretensji:

– Znowu nie ma obiadu? Co ty robisz całymi dniami?

Czułam się jak w pułapce bez wyjścia. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub cichym wyrzutem. Nawet kiedy udało mi się odłożyć trochę pieniędzy na czarną godzinę, mama potrafiła wydać wszystko na nowy telewizor albo kosmetyki.

Zazdrościłam koleżankom z pracy ich rodzinnych obiadów i wsparcia rodziców. Kiedy opowiadały o tym, jak ich mamy pieką dla nich ciasta albo pomagają przy dzieciach, czułam ukłucie żalu i wstydu.

Najgorsze były święta. Każdego roku mama powtarzała ten sam scenariusz:

– Gdybyś miała lepszą pracę, mogłybyśmy kupić choinkę i prezenty jak ludzie.

A ja siedziałam przy stole i udawałam, że nie słyszę jej słów.

Kilka miesięcy temu zaczęłam mieć ataki paniki. Lekarz powiedział mi, że to przez stres i przemęczenie. Przepisał mi leki i zalecił terapię. Bałam się powiedzieć o tym mamie.

– Co ty wymyślasz? – prychnęła tylko. – Leki? Psycholog? To wymówki dla leniwych ludzi!

Czułam się coraz bardziej samotna. Nie miałam nikogo bliskiego poza mamą – a ona była dla mnie największym źródłem bólu.

Ostatnio zaczęłam myśleć o wyprowadzce. Znalazłam małe mieszkanie do wynajęcia na obrzeżach miasta. Ale boję się zostawić mamę samą – wiem, że sobie nie poradzi. Boję się też jej reakcji: krzyków, łez i kolejnych wyrzutów sumienia.

Wiem jednak, że jeśli nic nie zmienię, to sama się rozpadnę.

Czasem pytam siebie: czy naprawdę jestem winna temu wszystkiemu? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy mam prawo myśleć o sobie?

Może ktoś z was był w podobnej sytuacji? Jak poradzić sobie z poczuciem winy i wyrzutami sumienia wobec własnej matki?

Czy naprawdę jestem złą córką tylko dlatego, że chcę być szczęśliwa?