Mój mąż nie rozumie, dlaczego wciąż rozmawiam z byłą teściową. Czy to naprawdę zdrada?
– Znowu do niej dzwonisz? – głos Marka przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy oknie, ściskając w dłoni telefon, jeszcze ciepły po rozmowie z panią Zofią.
– Marek, ona jest sama. Wiesz, że po śmierci Andrzeja nie ma nikogo – odpowiedziałam cicho, czując jak serce wali mi w piersi.
– To nie jest już twoja rodzina! – rzucił z goryczą. – Jesteś moją żoną. Nie rozumiesz, jak się czuję?
Wiedziałam, że to nie pierwszy raz, kiedy rozmawiamy o tym samym. Ale za każdym razem bolało tak samo. Pani Zofia była moją teściową przez dziesięć lat. Po rozwodzie z Piotrem, jej synem, nie przestała być dla mnie ważna. To ona tuliła mnie do snu, kiedy Piotr znikał na całe noce. To ona ratowała mnie przed samotnością, kiedy świat walił mi się na głowę. Nawet po rozwodzie nie potrafiłam jej zostawić.
Marek pojawił się w moim życiu trzy lata temu. Był czuły, opiekuńczy, inny niż Piotr. Zakochałam się w nim bez pamięci. Ale od początku wiedział, że pani Zofia jest częścią mojego życia. Na początku udawał, że mu to nie przeszkadza. Teraz coraz częściej widzę w jego oczach cień zazdrości i niezrozumienia.
– A jeśli Piotr wróci? Co wtedy? – zapytał kiedyś, patrząc mi prosto w oczy.
– Piotr już nie wróci – odpowiedziałam stanowczo. – To zamknięty rozdział.
Ale czy naprawdę? Czasem sama się nad tym zastanawiam. Czy trzymam się pani Zofii, bo nie potrafię odciąć się od przeszłości? Czy to ona jest moją kotwicą, czy może więzieniem?
Kilka dni temu pani Zofia zadzwoniła do mnie zapłakana. – Aniu, nie mam już siły… Wszystko mnie boli, a lekarz mówi, że to tylko starość…
Pojechałam do niej natychmiast. Przyniosłam zakupy, ugotowałam rosół, posprzątałam mieszkanie. Siedziałyśmy razem przy stole, a ona ściskała moją dłoń.
– Jesteś dla mnie jak córka – powiedziała cicho.
Wróciłam do domu późno. Marek czekał w salonie, zgaszone światło, tylko telewizor mrugał smętnie w kącie.
– Gdzie byłaś? – zapytał bez cienia czułości.
– U pani Zofii. Potrzebowała mnie.
– A ja? Ja cię nie potrzebuję?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież on też był dla mnie ważny. Ale czy muszę wybierać?
Zaczęliśmy się kłócić coraz częściej. Marek mówił, że nie potrafi być na drugim miejscu. Że czuje się zdradzony. Że nie rozumie, po co mi ta relacja.
– To nie jest normalne! – krzyczał pewnego wieczoru. – Ludzie po rozwodzie zrywają kontakty! Ty żyjesz przeszłością!
A ja? Ja czułam się rozdarta na pół. Z jednej strony Marek – mój mąż, mój dom, moje bezpieczeństwo. Z drugiej pani Zofia – kobieta, która była przy mnie wtedy, gdy wszyscy inni odwrócili się plecami.
Próbowałam tłumaczyć Markowi:
– Ona nie ma nikogo! Jej syn wyjechał za granicę i nawet nie dzwoni! Gdybyś widział jej oczy…
– A moje oczy widzisz? – zapytał gorzko.
Zaczęłam się zastanawiać: czy rzeczywiście robię coś złego? Czy lojalność wobec dawnej rodziny to zdrada wobec nowej?
Pewnego dnia Marek postawił sprawę jasno:
– Albo ona, albo ja.
Zamarłam. Patrzyłam na niego i czułam, jak świat usuwa mi się spod nóg.
– Nie możesz mi tego zrobić – wyszeptałam.
– A ty możesz robić to mnie? – odpowiedział spokojnie.
Całą noc nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o wszystkim: o samotności pani Zofii, o smutku Marka, o sobie samej. Czy jestem egoistką? Czy powinnam zerwać kontakt z kobietą, która była dla mnie jak matka?
Rano zadzwoniła pani Zofia:
– Aniu, wszystko w porządku? Słyszę cię tak rzadko ostatnio…
Nie potrafiłam jej powiedzieć prawdy. Że mój mąż nienawidzi tych rozmów. Że każda minuta spędzona z nią to kolejny gwóźdź do trumny mojego małżeństwa.
Wieczorem usiadłam z Markiem przy stole.
– Musimy porozmawiać – zaczęłam drżącym głosem.
Opowiedziałam mu wszystko: o samotności pani Zofii, o tym, jak bardzo mi pomogła w najtrudniejszych chwilach życia. O tym, że nie potrafię jej zostawić.
Marek słuchał w milczeniu. Widziałam łzy w jego oczach.
– Boję się cię stracić – powiedział w końcu cicho.
– Nie stracisz mnie – odpowiedziałam stanowczo. – Ale proszę cię… spróbuj zrozumieć.
Nie wiem, jak będzie dalej. Może Marek nigdy nie zaakceptuje mojej relacji z panią Zofią. Może będę musiała wybierać między przeszłością a teraźniejszością.
Ale czy naprawdę musimy zawsze wybierać? Czy lojalność wobec jednej osoby musi oznaczać zdradę wobec drugiej?
Czasem zastanawiam się: czy można być wiernym sobie i jednocześnie nie ranić tych, których kochamy? Co wy byście zrobili na moim miejscu?