Milczenie mojego syna: Czy można kochać za bardzo?
– Naprawdę nie rozumiesz, Zosiu? – głos Magdy, mojej synowej, drżał od złości i rozpaczy. – Ty zawsze musisz być w centrum wszystkiego! Przez ciebie nie możemy z Tomkiem normalnie żyć!
Siedziałam na brzegu łóżka, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Po drugiej stronie słyszałam ciężki oddech Magdy i… ciszę mojego syna. Tę ciszę, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa. – Tomku? – wyszeptałam. – Powiedz coś, proszę.
Ale on milczał. Tak jak milczy od miesięcy, odkąd Magda zaczęła coraz częściej dzwonić do mnie z pretensjami. Zawsze to samo: że się wtrącam, że nie pozwalam im żyć po swojemu, że jestem zaborcza. Czy naprawdę jestem taka straszna? Czy to źle, że chcę wiedzieć, czy mój jedyny syn jest szczęśliwy?
Mam sześćdziesiąt lat i całe życie poświęciłam Tomkowi. Byliśmy sami po tym, jak jego ojciec odszedł do innej kobiety. Pracowałam na dwa etaty, żeby niczego mu nie brakowało. Nigdy nie miałam czasu na własne życie – wszystko było dla niego. Pamiętam, jak płakał po nocach, a ja tuliłam go do snu. Obiecałam sobie wtedy, że nigdy nie pozwolę mu cierpieć.
Kiedy poznał Magdę, cieszyłam się jego szczęściem. Była miła, uśmiechnięta, wydawało się, że naprawdę go kocha. Ale z czasem zaczęłam czuć się coraz bardziej odsunięta. Coraz rzadziej dzwonił, coraz mniej mnie odwiedzał. W święta przychodzili tylko na chwilę – zawsze spieszyli się do jej rodziców.
Pewnego dnia zadzwoniłam do Tomka, żeby zapytać, czy przyjadą na obiad w niedzielę. Odebrała Magda.
– Zosia, nie możemy ciągle do ciebie przyjeżdżać. Mamy swoje życie.
– Ale ja tylko… – zaczęłam.
– Ty zawsze tylko chcesz dobrze! Ale przez ciebie Tomek nie może oddychać! – krzyknęła i rozłączyła się.
Poczułam się wtedy jak dziecko ukarane za coś, czego nie rozumie. Przez kilka dni nie mogłam spać. W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do nich bez zapowiedzi. Otworzył mi Tomek. Był blady i zmęczony.
– Mamo, nie rób tego więcej – powiedział cicho.
– Czego?
– Nie przyjeżdżaj bez zapowiedzi. Magda jest zmęczona twoimi wizytami.
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Chciałam zapytać: a ty? Ty też jesteś mną zmęczony? Ale nie miałam odwagi.
Od tamtej pory widywaliśmy się coraz rzadziej. Czasem dzwonił z życzeniami na imieniny albo urodziny. Nigdy nie rozmawialiśmy dłużej niż kilka minut. Magda zawsze była gdzieś w tle – słyszałam jej kroki, czasem śmiech albo trzask drzwi.
Najgorsze były święta Bożego Narodzenia. Siedziałam sama przy stole, patrząc na pusty talerz dla wędrowca i myśląc o tym, jak bardzo brakuje mi Tomka. W radiu leciały kolędy, a ja płakałam w poduszkę.
Próbowałam zająć myśli – zapisałam się na zajęcia z jogi dla seniorów, zaczęłam chodzić na spacery z sąsiadką, panią Haliną. Ale to wszystko było tylko plasterkiem na ranę, która krwawiła coraz mocniej.
Pewnego dnia spotkałam Tomka przypadkiem w sklepie spożywczym. Stał przy kasie z zakupami.
– Cześć, mamo – powiedział cicho.
– Cześć… Synku, może wpadniesz na herbatę?
Spojrzał na mnie z zakłopotaniem.
– Nie mogę, Magda czeka w samochodzie.
I znów ta cisza między nami. Tyle chciałam mu powiedzieć: że tęsknię, że czuję się samotna, że boję się starości bez niego. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.
Wieczorem zadzwoniła Magda.
– Zosia, proszę cię… Daj nam spokój. Tomek jest dorosły. Musisz nauczyć się żyć bez niego.
Po tej rozmowie długo siedziałam w ciemności. Przeglądałam stare zdjęcia: Tomek jako mały chłopiec na rowerku, Tomek z pierwszym świadectwem z paskiem, Tomek przy choince… Czy naprawdę zrobiłam coś złego? Czy można kochać za bardzo?
Ostatnio coraz częściej myślę o tym, jak wyglądałoby moje życie, gdybym miała odwagę zadbać o siebie wcześniej. Może powinnam była pozwolić Tomkowi odejść już dawno temu? Może powinnam była znaleźć własne szczęście?
Czasem spotykam się z innymi kobietami w moim wieku – każda z nas nosi w sobie jakiś ból: samotność po śmierci męża, dzieci rozrzucone po świecie, wnuki widywane tylko przez Skype’a. Rozmawiamy o tym, jak trudno pogodzić się z tym, że już nie jesteśmy nikomu potrzebne.
Ale ja wciąż wierzę, że kiedyś Tomek zadzwoni i powie: „Mamo, tęskniłem”. Że przyjdzie do mnie na herbatę bez pośpiechu i bez strachu przed gniewem Magdy.
Czy naprawdę matka może kochać za bardzo? Czy to źle chcieć być częścią życia własnego dziecka? A może powinnam nauczyć się żyć tylko dla siebie? Co wy o tym myślicie?