Matka, która usłyszała krzyk: Co naprawdę wydarzyło się w domu mojego byłego męża?
— Mamo! — rozdzierający krzyk mojej córki przeszył powietrze, zanim zdążyłam zadzwonić domofonem. Zamarłam na klatce schodowej, klucze wypadły mi z ręki. Serce waliło mi jak oszalałe. Bez zastanowienia wbiegłam po schodach na drugie piętro, drzwi były uchylone. Wpadłam do środka.
Valentina leżała skulona na podłodze w przedpokoju, łzy spływały jej po policzkach. Nad nią stała Marta — nowa żona mojego byłego męża, trzymając w ręku miotłę. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.
— Co tu się dzieje?! — wrzasnęłam, rzucając torbę na podłogę.
Marta cofnęła się o krok, jej twarz była blada jak ściana. — To nie tak, Nora… Ona… Ona rozbiła wazon i… — zaczęła się tłumaczyć, ale nie słuchałam.
Podbiegłam do Valentiny. Miała rozciętą wargę i czerwony ślad na ramieniu. — Kochanie, co się stało? — zapytałam drżącym głosem.
Valentina wtuliła się we mnie i zaczęła szlochać jeszcze głośniej. — Ona mnie uderzyła… Bo zbiłam wazon… Ja nie chciałam…
Poczułam, jak ogarnia mnie furia. Odwróciłam się do Marty. — Dotknęłaś ją?! Jak śmiesz!
Marta spuściła wzrok. — To był odruch… Przepraszam… Nie chciałam…
W tym momencie w drzwiach pojawił się mój były mąż, Paweł. — Co tu się dzieje? Nora, czemu krzyczysz?
— Może zapytaj swoją żonę! — syknęłam przez zaciśnięte zęby. — Twoja córka została uderzona miotłą!
Paweł spojrzał na Martę, potem na Valentinę. — Marta, to prawda?
Marta zaczęła płakać. — Przepraszam… To był impuls… Nie powinnam…
Valentina trzęsła się w moich ramionach. — Mamo, zabierz mnie stąd…
Nie pamiętam, jak wyszłyśmy z mieszkania. W głowie miałam tylko jedno: chronić moje dziecko za wszelką cenę.
W samochodzie Valentina siedziała cicho, patrząc przez okno. Po chwili odezwała się cichutko:
— Mamo, ja naprawdę nie chciałam zbić tego wazonu… Ona krzyczała na mnie już wcześniej… Często mówi, że jestem niegrzeczna i że tata mnie przez to nie kocha…
Zacisnęłam dłonie na kierownicy tak mocno, że pobielały mi knykcie. Jak mogłam tego nie zauważyć? Przecież Valentina od kilku miesięcy była coraz bardziej zamknięta w sobie po powrotach od Pawła. Tłumaczyłam sobie, że to przez rozwód, przez nową szkołę, przez zmiany… Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że ktoś mógłby ją skrzywdzić.
Wieczorem zadzwonił Paweł. — Nora, musimy porozmawiać. Marta jest załamana. Mówi, że to był błąd i już nigdy więcej tego nie zrobi.
— Paweł, ona nie ma prawa podnosić ręki na moje dziecko! — wybuchłam. — Jeśli jeszcze raz się to powtórzy, zgłoszę to na policję.
— Przesadzasz… To był tylko jeden raz…
— Jeden raz za dużo! — przerwałam mu i rozłączyłam się.
Przez całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy powinnam zabronić Valentinie kontaktów z ojcem? Czy powinnam zgłosić sprawę do sądu? A może przesadzam? Może Marta naprawdę żałuje?
Następnego dnia Valentina nie chciała iść do szkoły. Siedziała przy stole i rysowała smutne obrazki: dziewczynkę z wielkimi oczami i ciemną chmurą nad głową.
— Kochanie, chcesz porozmawiać z panią psycholog? — zapytałam delikatnie.
Pokręciła głową. — Nie chcę tam wracać… Nie chcę widzieć Marty…
Zadzwoniłam do mojej mamy. — Mamo, co mam robić? Boję się o Valentinę…
— Musisz być silna dla niej — odpowiedziała cicho mama. — Ale też nie możesz odcinać jej od ojca. Spróbujcie razem pójść do mediatora rodzinnego.
Zgodziłam się na spotkanie z Pawłem i Martą u mediatora. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w małym pokoju pełnym książek i zabawek dla dzieci.
Mediator spojrzała na nas uważnie. — Najważniejsze jest dobro dziecka. Pani Marto, czy rozumie pani, jak poważna jest ta sytuacja?
Marta płakała cicho. — Tak… Wiem… Przepraszam…
Paweł milczał przez większość spotkania. W końcu powiedział: — Może Valentina powinna przez jakiś czas mieszkać tylko z Norą…
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie. Ulgę, bo Valentina będzie bezpieczna. Smutek, bo moja rodzina rozpadła się już dawno temu i teraz jeszcze bardziej widziałam jej ruiny.
Przez kolejne tygodnie Valentina powoli wracała do siebie. Chodziłyśmy razem na spacery po parku Skaryszewskim, piekłyśmy ciasta i oglądałyśmy stare zdjęcia z czasów, kiedy byliśmy jeszcze rodziną.
Czasem pytała: — Mamo, dlaczego tata już nas nie kocha?
Za każdym razem odpowiadałam: — Tata cię kocha, tylko czasem dorośli robią rzeczy, których dzieci nie rozumieją.
W końcu Paweł zadzwonił i poprosił o spotkanie z Valentiną sam na sam. Zgodziłam się pod warunkiem obecności jego matki.
Po spotkaniu Valentina powiedziała: — Tata przeprosił mnie i powiedział, że już nigdy nikt mnie nie skrzywdzi.
Chciałabym w to wierzyć.
Czasem patrzę na moją córkę i zastanawiam się: ile jeszcze dzieci przeżywa podobne rzeczy za zamkniętymi drzwiami? Ile matek udaje przed sobą, że wszystko jest w porządku? Czy naprawdę można ochronić dziecko przed całym złem tego świata?