„Czy jestem tylko bankomatem?” – Moja walka o siebie po latach poświęceń dla rodziny
– Mamo, kiedy przelejesz mi pieniądze na czynsz? – głos Kasi, mojej młodszej córki, rozbrzmiewa w słuchawce zniecierpliwieniem, którego nie potrafię już zignorować. Siedzę na zimnej ławce w parku w Hanowerze, ściskając telefon tak mocno, że aż bolą mnie palce. Wokół mnie ludzie śmieją się, rozmawiają, a ja czuję się jak cień – niewidzialna, niepotrzebna, wyprana z uczuć.
– Kasiu, dopiero co wysłałam ci pieniądze na książki… – próbuję tłumaczyć, ale ona przerywa mi bezlitośnie:
– Mamo, przecież wiesz, że wszystko drożeje! Nie rozumiesz? Ty tam zarabiasz euro, a ja tu muszę sobie radzić! – jej głos staje się coraz ostrzejszy.
Zamykam oczy. Przed oczami stają mi obrazy z przeszłości: pierwszy dzień mojej pracy w niemieckim hotelu, łzy rozstania na dworcu w Warszawie, kiedy zostawiałam dziewczynki pod opieką mojej mamy. Obiecałam sobie wtedy, że to tylko na chwilę. Że wrócę, jak tylko uzbieram na mieszkanie. Minęło już szesnaście lat.
Moja starsza córka, Ola, od dawna traktuje mnie jak bankomat. Dzwoni tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje. Ostatnio nawet nie zapytała, jak się czuję po operacji kolana. Wysłała mi SMS-a: „Mamo, możesz mi przelać 500 zł na naprawę auta?”
Czasem mam wrażenie, że przestałam być dla nich matką. Stałam się kontem bankowym z imieniem i nazwiskiem. Kiedy próbuję porozmawiać o czymś innym niż pieniądze, słyszę tylko krótkie „nie mam czasu” albo „później”.
Pamiętam dzień, gdy wróciłam do Polski na święta po pięciu latach nieobecności. Ola przywitała mnie chłodno. Kasia była zajęta telefonem. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Mama próbowała ratować sytuację rozmową o pogodzie. A ja czułam się jak intruz we własnym domu.
– Mamo, dlaczego nie możesz być z nami częściej? – zapytała wtedy Ola z wyrzutem.
– Przecież wszystko to robię dla was… – zaczęłam, ale przerwała mi:
– My nie chcemy twoich pieniędzy! Chcemy ciebie!
Zatkało mnie. Przecież całe życie poświęciłam dla nich! Pracowałam po dwanaście godzin dziennie, sprzątałam cudze domy, znosiłam upokorzenia od obcych ludzi… Wszystko po to, by one miały lepiej. A teraz słyszę, że jestem im obca.
Po powrocie do Niemiec długo nie mogłam dojść do siebie. Zaczęłam unikać rozmów z córkami. Wysyłałam tylko przelewy i krótkie wiadomości: „Dbajcie o siebie”, „Kocham was”. Odpowiedzi były coraz rzadsze.
W pracy też nie było łatwo. Moja szefowa, pani Grażyna, Polka z Mazur, często powtarzała:
– Halina, ty musisz w końcu pomyśleć o sobie! Ile jeszcze będziesz się tak poświęcać?
Ale jak mam myśleć o sobie, skoro całe życie uczono mnie, że matka powinna dawać wszystko dzieciom?
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie mama:
– Halinko, dziewczyny są coraz bardziej zamknięte w sobie. Ola ma problemy w pracy, Kasia rzuciła studia… Może powinnaś wrócić na stałe?
Zamarłam. Wrócić? Ale gdzie jest mój dom? W Hanowerze jestem tylko sprzątaczką z Polski. W Warszawie – matką na odległość.
Wieczorem długo patrzyłam w lustro. Zmęczona twarz, siwe włosy przy skroniach. Kim jestem? Czy jeszcze potrafię być matką? Czy potrafię być kobietą?
Zadzwoniłam do Oli.
– Cześć córeczko…
– Mamo? Co się stało?
– Chciałabym porozmawiać… Tak po prostu. O nas.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo… Ja nie wiem, czy potrafię…
Poczułam łzy pod powiekami.
– Spróbujmy. Proszę.
Rozmowa była trudna. Pełna żalu i pretensji. Ola wypomniała mi lata nieobecności. Ja tłumaczyłam się pracą i troską o ich przyszłość. W końcu powiedziała:
– Może gdybyś była bliżej…
Tej nocy nie spałam. Rano podjęłam decyzję: wracam do Polski.
Pożegnałam się z panią Grażyną.
– Halina, jesteś odważna – powiedziała cicho.
Wróciłam do Warszawy z jedną walizką i sercem pełnym lęku. Dziewczyny były zaskoczone moją decyzją. Przez pierwsze tygodnie unikały rozmów ze mną. Czułam się jak obca we własnym domu.
Zaczęłyśmy powoli odbudowywać relacje. Były łzy, krzyki, trzaskanie drzwiami. Ale były też wspólne spacery i pierwsze szczere rozmowy od lat.
Dziś wiem jedno: pieniądze nigdy nie zastąpią obecności i miłości matki. Ale czy można cofnąć czas? Czy moje córki kiedyś mi wybaczą?
Czasem patrzę na nie i pytam siebie: czy naprawdę byłam tylko bankomatem? Czy jeszcze mogę być dla nich matką?