Brat, wesele i wojna o pieniądze: Jak jedna uroczystość rozbiła moją rodzinę
— Iwona, powiedz coś w końcu! — głos mamy drżał, a jej spojrzenie wbijało się we mnie jak szpilki. Siedziałam przy stole, dłubiąc widelcem w zimnych ziemniakach, podczas gdy tata i mój brat Bartek przerzucali się oskarżeniami. W powietrzu wisiał zapach pieczonego kurczaka i napięcia, które można było kroić nożem.
Bartek, mój starszy brat, miał za miesiąc wziąć ślub z Martą. Od kiedy ogłosili zaręczyny, nasz dom zamienił się w pole bitwy. Bartek chciał wielkiego wesela w eleganckiej restauracji pod Warszawą. Rodzice — zwłaszcza tata — byli temu przeciwni. „Nie stać nas na takie fanaberie!” powtarzał niemal codziennie. Mama próbowała łagodzić sytuację, ale jej głos ginął wśród krzyków.
— To nie jest fanaberia, tylko raz w życiu mam wesele! — Bartek walił pięścią w stół. — Wszyscy moi koledzy robili takie przyjęcia! Co, mamy się wstydzić przed rodziną Marty?
Tata zaciskał szczęki. — Jak ci tak zależy, to sam sobie zapłać! Ja nie będę się zadłużał na twoje zachcianki!
Siedziałam między nimi, czując się jak sędzia na meczu, którego nikt nie słucha. Chciałam krzyknąć, żeby przestali, żeby przypomnieli sobie, jak kiedyś razem śmialiśmy się przy tym samym stole. Ale słowa grzęzły mi w gardle.
Wieczorami zamykałam się w swoim pokoju i płakałam w poduszkę. Czułam się rozdarta — kochałam Bartka, był moim starszym bratem, zawsze mnie bronił przed szkolnymi łobuzami. Ale widziałam też zmęczenie na twarzy taty, który pracował po godzinach jako kierowca autobusu, żebyśmy mogli żyć godnie.
Pewnego dnia Bartek przyszedł do mnie do pokoju. Usiadł na łóżku i przez chwilę milczał.
— Iwona… pomóż mi przekonać rodziców. Ty zawsze miałaś z nimi lepszy kontakt.
Spojrzałam na niego z żalem.
— Bartek, ja… nie wiem już, co robić. Oni są uparci. Ty też.
Westchnął ciężko.
— Marta już zaczyna mieć dość. Jej rodzice patrzą na nas jak na dziwaków. Mówią, że jeśli nie będzie wesela z prawdziwego zdarzenia, to lepiej odwołać wszystko.
Poczułam narastającą złość.
— To co? Miłość zależy od sali i ilości gości? Bartek, przecież to nie o to chodzi!
On spuścił wzrok.
— Może masz rację… Ale nie chcę jej stracić.
Wiedziałam, że jest między młotem a kowadłem. Ale ja też byłam — czułam się jak dziecko rozwodzących się rodziców, które musi wybrać stronę.
Kolejne dni przynosiły tylko więcej kłótni. Mama zaczęła płakać po nocach. Tata coraz częściej wychodził z domu bez słowa. Bartek przestał z nami jeść obiady — zamykał się u siebie albo wychodził do Marty.
W końcu nadszedł dzień, który wszystko zmienił. Była sobota, miałam wtedy dyżur w bibliotece miejskiej. Po powrocie zastałam mamę siedzącą przy stole z czerwoną twarzą i tatę stojącego nad nią z zaciśniętymi pięściami.
— Nie będę żebrał u rodziny Marty! — wrzeszczał tata.
— Ale przecież to dla Bartka! — łkała mama. — On jest naszym synem!
Weszłam do kuchni i poczułam, jak coś we mnie pęka.
— Dość! — krzyknęłam tak głośno, że aż sama się przestraszyłam własnego głosu. — Przestańcie! To tylko wesele! Czy naprawdę chcecie stracić syna przez pieniądze?
Zapadła cisza. Tata spojrzał na mnie z bólem w oczach.
— Iwona… ty nic nie rozumiesz. To nie chodzi tylko o pieniądze. Chodzi o szacunek. O to, że on nas nie słucha.
Mama otarła łzy.
— Może powinniśmy po prostu sprzedać działkę po dziadkach…
Tata spojrzał na nią jakby go spoliczkowała.
— Nigdy! To jedyne co nam zostało po moich rodzicach!
Wyszłam z kuchni trzaskając drzwiami. Wybiegłam na podwórko i usiadłam na schodach. Czułam się bezradna jak nigdy wcześniej.
Wieczorem przyszła do mnie Marta. Była blada i spięta.
— Iwona… musimy porozmawiać. Bartek jest załamany. Ja też już nie mam siły walczyć z twoimi rodzicami.
Spojrzałam na nią smutno.
— Marta… czy naprawdę to wszystko jest tego warte?
Odpowiedziała ciszą.
Tydzień później Bartek oznajmił, że biorą ślub tylko w urzędzie i wyjeżdżają do Gdańska. Rodzice byli zdruzgotani. Mama płakała przez trzy dni bez przerwy. Tata zamknął się w sobie jeszcze bardziej.
A ja? Zostałam sama w domu pełnym ciszy i żalu. Czasem myślę, że lepiej byłoby nie mieć pieniędzy niż mieć ich za mało i przez to stracić rodzinę.
Czy naprawdę warto poświęcać miłość i bliskość dla kilku godzin zabawy? Czy kiedyś jeszcze usiądziemy razem przy stole bez wyrzutów sumienia i bólu?