Zostałam sama z ciężarną synową, gdy mój syn wyjechał w delegację. Odkryłam ich podstępny plan i musiałam działać!
— Mamo, musisz nam pomóc. Nie damy sobie rady bez ciebie — powiedział mój syn, Michał, patrząc na mnie z tym swoim błagalnym spojrzeniem, które znałam od dziecka. Stał w przedpokoju z walizką, gotowy do wyjazdu na delegację do Poznania. Obok niego stała jego żona, Ania, w ósmym miesiącu ciąży, z ręką na brzuchu i wymuszonym uśmiechem.
— Michał, przecież wiesz, że zawsze możecie na mnie liczyć — odpowiedziałam, choć w środku czułam narastający niepokój. Ostatnie miesiące były dla nas wszystkich trudne. Michałowi obcięli pensję w pracy, a Ania straciła posadę w sklepie odzieżowym. Z dnia na dzień to ja stałam się głównym żywicielem rodziny. Nie narzekałam — kocham ich oboje — ale coraz częściej czułam się wykorzystywana.
Gdy tylko drzwi za Michałem się zamknęły, Ania usiadła ciężko na kanapie i westchnęła:
— Pani Zosiu, mogę mówić do pani „mamo”? Tak będzie łatwiej.
Skinęłam głową, choć nie byłam pewna, czy jestem gotowa na taką bliskość. Od początku czułam dystans między nami. Ania była miła, ale zawsze jakby coś ukrywała.
Pierwsze dni bez Michała minęły spokojnie. Gotowałam obiady, sprzątałam, robiłam zakupy. Ania większość czasu spędzała w swoim pokoju, rozmawiając przez telefon lub oglądając seriale. Czasem miałam wrażenie, że jej ciąża to dla niej wygodna wymówka na wszystko.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Ani przez drzwi.
— Tak, wszystko idzie zgodnie z planem… Michał wyjechał… Nie, nie podejrzewa niczego… — szeptała do telefonu.
Zamarłam. „Planem”? „Nie podejrzewa niczego”? Serce zaczęło mi bić szybciej. Odsunęłam się od drzwi i wróciłam do kuchni, udając, że myję naczynia. Gdy Ania wyszła z pokoju, spojrzała na mnie z uśmiechem.
— Wszystko w porządku? — zapytała.
— Tak… tak… — odpowiedziałam niepewnie.
Od tej pory zaczęłam bardziej ją obserwować. Zauważyłam, że codziennie o tej samej porze wychodzi na balkon i rozmawia przez telefon. Czasem śmiała się cicho, czasem mówiła coś po angielsku — nigdy wcześniej nie słyszałam u niej takiej swobody w tym języku.
Któregoś dnia znalazłam w kuchni kartkę z listą zakupów napisaną nie jej charakterem pisma. Na dole widniał podpis: „Kochanie”. To nie był charakter pisma Michała.
Zaczęłam mieć coraz więcej podejrzeń. Czyżby Ania miała romans? Czy to dziecko naprawdę jest mojego syna?
Postanowiłam porozmawiać z Michałem przez telefon.
— Synku, czy wszystko u was dobrze? — zapytałam ostrożnie.
— Tak, mamo. Ania daje radę? — odpowiedział zmęczonym głosem.
— Tak… Ale powiedz mi szczerze: czy coś się dzieje? Czy Ania zachowuje się ostatnio inaczej?
— Mamo, proszę cię… Ona jest w ciąży! Hormony szaleją! Nie doszukuj się problemów tam, gdzie ich nie ma.
Westchnęłam ciężko i rozłączyłam się. Wiedziałam jednak swoje.
Następnego dnia postanowiłam sprawdzić telefon Ani. Wiem, to nie było fair, ale czułam się zdesperowana. Gdy poszła pod prysznic, szybko przejrzałam jej wiadomości. Znalazłam rozmowy z kimś podpisanym „Kuba”. Treść była jednoznaczna:
„Nie mogę się doczekać aż będziemy razem. Jeszcze tylko trochę cierpliwości. Michał niczego się nie domyśla.”
Zrobiło mi się słabo. Usiadłam na łóżku Ani i zaczęłam płakać. Jak mogła nam to zrobić? Jak mogła okłamywać mojego syna?
Wieczorem postanowiłam skonfrontować Anię.
— Musimy porozmawiać — powiedziałam stanowczo.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
— O co chodzi?
— Wiem o Kubie. Wiem o waszych planach. Przeczytałam wasze wiadomości.
Ania pobladła i przez chwilę milczała.
— To nie tak jak myślisz…
— A jak? Chcesz mi wmówić, że to przypadkowe wiadomości? Że to dziecko jest mojego syna?
Ania spuściła wzrok i zaczęła płakać.
— Przepraszam… Ja już nie wiem co robić… Michał był dla mnie dobry, ale od dawna nic nas nie łączyło… Kuba pojawił się nagle… To on jest ojcem dziecka…
Poczułam gniew i żal jednocześnie.
— Dlaczego nie powiedziałaś prawdy? Dlaczego pozwoliłaś mi żyć w kłamstwie?
— Bałam się! Nie mam nikogo poza wami! Moi rodzice mnie odrzucili… Nie mam dokąd pójść…
Siedziałyśmy naprzeciwko siebie w ciszy. Widziałam jej rozpacz i strach, ale też czułam się zdradzona jak nigdy wcześniej.
Po kilku dniach zadzwonił Michał.
— Mamo, wracam wcześniej. Coś się stało?
Nie wiedziałam jak mu powiedzieć prawdę. Bałam się złamać mu serce, ale wiedziałam też, że nie mogę dłużej milczeć.
Gdy Michał wrócił do domu, usiedliśmy razem przy stole. Ania była blada jak ściana.
— Michał… Muszę ci coś powiedzieć — zaczęła drżącym głosem.
Opowiedziała mu wszystko. Michał siedział nieruchomo przez długą chwilę, a potem po prostu wyszedł z domu bez słowa.
Zostałyśmy same. Ania płakała całą noc. Ja też nie mogłam zasnąć.
Dziś minął tydzień od tamtych wydarzeń. Michał nie wrócił do domu. Ania wyprowadziła się do koleżanki z uczelni. Ja zostałam sama w pustym mieszkaniu.
Ciągle zadaję sobie pytanie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była wcześniej zaufać swojej intuicji? A może powinnam była dać Ani jeszcze jedną szansę?
Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między lojalnością wobec rodziny a własnym sumieniem?