Zastawa, której nie było mi wolno dotknąć
– Mamo, zawsze mówiłaś, że jestem samolubna – uśmiechnęłam się, choć w środku aż kipiałam z emocji. – Więc podarowałam twoją zastawę cioci Róży.
W pokoju zapadła cisza. Mama, Anastazja Kowalska, spojrzała na mnie tak, jakby właśnie usłyszała, że oddałam jej własne serce komuś innemu. Przez chwilę wydawało mi się, że zaraz wybuchnie śmiechem albo zacznie krzyczeć. Ale ona tylko zacisnęła usta i odwróciła wzrok w stronę okna.
Od dziecka wiedziałam, że w naszym domu nic nie należy do mnie na zawsze. Mama uwielbiała odwiedzać gości i równie chętnie ich przyjmowała. Zawsze wtedy coś znikało – lalka, którą dostałam na urodziny, książka z dedykacją od taty, a nawet mój ulubiony sweter. „Ela, nie bądź samolubna” – powtarzała. „Trzeba się dzielić”. Ale ja nie rozumiałam, dlaczego dzielenie się zawsze oznaczało dla mnie stratę.
Zastawa była dla mamy świętością. Stała w kredensie, nigdy nieużywana. Każdy talerz miał swoją historię: „Ten dostałam od babci Zosi na ślub”, „Ten przywiozła ciocia z Francji”. Kiedy byłam mała, próbowałam dotknąć filiżanki – mama krzyknęła wtedy tak głośno, że przez tydzień bałam się wejść do salonu.
Wczoraj ciocia Róża przyszła z wizytą. Siedziałyśmy przy stole, a mama jak zwykle opowiadała o moich wadach: że jestem uparta, że nie umiem się dzielić, że wszystko chcę mieć tylko dla siebie. Ciocia patrzyła na mnie ze współczuciem. Wtedy poczułam w sobie coś dziwnego – bunt i pragnienie zemsty jednocześnie.
Po południu mama wyszła do sklepu. Weszłam do salonu i otworzyłam kredens. Zastawa błyszczała w półmroku. Ostrożnie wyjęłam talerze i filiżanki, owinęłam je w gazetę i zaniosłam do cioci Róży. „To dla ciebie” – powiedziałam. „Mama zawsze mówiła, że trzeba się dzielić”.
Ciocia była zaskoczona, ale przyjęła prezent. Wróciłam do domu z poczuciem ulgi i strachu jednocześnie. Wiedziałam, że mama się dowie. I tak się stało.
– Jak mogłaś?! – wykrzyknęła teraz mama, podchodząc do mnie gwałtownie. – To była moja pamiątka! Moje wspomnienia! Jak mogłaś oddać coś tak cennego?
– Mamo – odpowiedziałam cicho – całe życie powtarzałaś mi, że nie wolno być samolubnym. Chciałam ci pokazać, że potrafię się dzielić.
– To nie to samo! – krzyknęła mama. – Ty nigdy niczego nie rozumiesz!
Poczułam łzy napływające do oczu. Przez chwilę chciałam ją przeprosić, ale coś mnie powstrzymało. Może duma? Może żal za wszystkie lata, kiedy czułam się niewidzialna?
Wieczorem zadzwoniła ciocia Róża. „Ela, twoja mama jest załamana” – powiedziała łagodnie. – „Może powinnaś ją przeprosić?”
– A ona kiedyś przeprosiła mnie? – zapytałam gorzko.
Przez następne dni w domu panowała cisza. Mama chodziła jak cień, nie patrzyła mi w oczy. Ja udawałam, że wszystko jest w porządku, ale w środku czułam pustkę.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy przez telefon:
– Nie wiem, co się z nią dzieje… Zawsze była taka zamknięta w sobie… Może to moja wina?
Zaskoczyło mnie to. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby mama przyznała się do błędu.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z nią szczerze.
– Mamo – zaczęłam niepewnie – przepraszam za zastawę. Chciałam ci coś udowodnić… Ale chyba zrobiłam to źle.
Mama spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– Ela… Ja też przepraszam. Chciałam cię nauczyć dzielenia się… Ale chyba przesadziłam.
Usiadłyśmy razem przy stole. Po raz pierwszy od lat rozmawiałyśmy jak dwie dorosłe kobiety, a nie jak matka i dziecko.
Zrozumiałam wtedy, że czasem największe konflikty rodzą się z niezrozumienia i braku rozmowy. Może gdybyśmy wcześniej potrafiły mówić o swoich uczuciach, nie musiałabym oddawać tej przeklętej zastawy.
Czy naprawdę można naprawić lata żalu jednym gestem? Czy przebaczenie to tylko słowo? Czasem myślę, że łatwiej oddać coś materialnego niż podarować komuś własne serce.