Ślubu nie będzie – historia o marzeniach, które zderzyły się z rzeczywistością

– Magda, nie możesz tak po prostu wyjechać! – głos mamy drżał, a jej dłonie ściskały filiżankę tak mocno, że bałam się, że porcelana pęknie. Stałam w kuchni, patrząc przez okno na szare podwórko, gdzie tata siedział na wózku inwalidzkim, wpatrzony w dal. Jeszcze kilka miesięcy temu wszystko wydawało się proste. Miałam skończyć studium pedagogiczne z wyróżnieniem, dostać się na uniwersytet w Krakowie i zacząć nowe życie. Ale wtedy wydarzył się wypadek.

Pamiętam ten dzień jak przez mgłę – telefon, krzyk mamy, potem szpital, zapach środków dezynfekujących i cichy płacz w poduszkę. Tata był zawsze silny, zawsze pierwszy do żartów. Teraz leżał bezwładnie, a lekarze mówili o cudzie, jeśli kiedykolwiek stanie na nogi. Mama rzuciła pracę, żeby się nim opiekować. Ja zostałam w domu, choć serce rwało się do Krakowa.

– Mamo, przecież to tylko studia… – próbowałam tłumaczyć, ale głos mi się łamał. – Mogę wracać na weekendy, pomagać wam…

– Nie rozumiesz? – przerwała mi ostro. – Twój ojciec cię potrzebuje. Ja cię potrzebuję. Nie dam rady sama.

Wtedy po raz pierwszy poczułam prawdziwą złość. Dlaczego moje życie musi być podporządkowane cudzym potrzebom? Dlaczego ja mam rezygnować z marzeń?

Marek, mój narzeczony, próbował mnie wspierać. – Magda, to twoje życie. Musisz myśleć też o sobie – mówił cicho podczas naszych spacerów po parku. Ale wiedziałam, że on też czuje się rozdarty. Jego rodzice już planowali ślub, mama szyła suknię, a ojciec kupił nowy garnitur. Wszyscy oczekiwali ode mnie decyzji.

Pewnego wieczoru usiedliśmy z Markiem na ławce przed blokiem. Było chłodno, a ja nie mogłam przestać drżeć.

– Może powinniśmy przełożyć ślub – powiedziałam nagle.

Marek spojrzał na mnie zaskoczony.

– Przełożyć? Magda… wszyscy czekają…

– Ale ja nie jestem gotowa. Nie mogę zostawić rodziców teraz. Tata…

– Zawsze będzie coś – przerwał mi gorzko. – Zawsze ktoś będzie czegoś od ciebie chciał.

Zamilkliśmy. Wiedziałam, że ma rację. Ale czy mogłam być szczęśliwa, wiedząc, że zostawiłam rodzinę w potrzebie?

Dni mijały jeden za drugim. Mama coraz częściej płakała po nocach, myśląc, że nie słyszę. Tata zamknął się w sobie, przestał żartować. Ja chodziłam jak cień po domu, pomagając przy wszystkim i próbując nie myśleć o tym, co tracę.

W końcu nadszedł dzień rozmowy z Markiem i jego rodzicami. Siedzieliśmy przy stole w ich salonie, a atmosfera była gęsta od niewypowiedzianych pretensji.

– Magda musi zostać z rodzicami – powiedziałam cicho. – Nie możemy teraz brać ślubu.

Matka Marka spojrzała na mnie z wyrzutem.

– Myślałam, że jesteś odpowiedzialna dziewczyna…

– Jestem – odpowiedziałam twardo. – Właśnie dlatego muszę zostać.

Marek spuścił wzrok. Wiedziałam, że go ranię. Ale nie miałam wyboru.

Po powrocie do domu mama przytuliła mnie mocno.

– Dziękuję ci, córeczko…

Ale ja nie czułam wdzięczności ani ulgi. Czułam pustkę.

Minęły tygodnie. Marek coraz rzadziej dzwonił. W końcu przestał zupełnie. Zrozumiałam wtedy, że straciłam nie tylko szansę na studia, ale też miłość mojego życia.

Któregoś wieczoru tata poprosił mnie do swojego pokoju.

– Magda… nie chcę być ciężarem – powiedział cicho. – Masz prawo żyć swoim życiem.

Łzy napłynęły mi do oczu.

– Ale jak mam odejść? Jak mam zostawić was samych?

Tata uśmiechnął się smutno.

– Czasem trzeba pozwolić dzieciom odejść…

Nie spałam całą noc. Myślałam o tym wszystkim: o marzeniach, które musiałam porzucić; o Marku; o rodzicach; o sobie sprzed roku – pełnej nadziei i planów na przyszłość.

Rano podjęłam decyzję. Złożyłam papiery na uniwersytet zaocznie i znalazłam pracę w pobliskiej szkole jako nauczycielka wspomagająca dzieci z niepełnosprawnościami. Nie wyjechałam do Krakowa, ale nie pozwoliłam też umrzeć swoim marzeniom całkowicie.

Czasem spotykam Marka na ulicy – idzie z nową dziewczyną, uśmiecha się do mnie smutno. Wtedy zastanawiam się: czy wybrałam dobrze? Czy można być szczęśliwym, rezygnując z części siebie dla innych?

Może nigdy nie znajdę odpowiedzi na te pytania. Ale wiem jedno: życie to nie bajka i czasem trzeba wybierać między tym, co chcemy, a tym, co musimy zrobić dla tych, których kochamy.

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a rodziną? Czy można pogodzić własne szczęście z lojalnością wobec najbliższych?