Rozbite marzenia: Dramat Kasi w cieniu rodzinnych tajemnic
— Gdzie go diabli noszą? — mruczałam pod nosem, ściskając telefon tak mocno, że aż palce zbielały. Nerwowo przemierzałam pokój w naszym mieszkaniu na Jeżycach, raz po raz zerkając na zegar. Była już prawie dwudziesta druga, a Michał znów się spóźniał. Od tygodni wracał coraz później, tłumacząc się pracą, korkami, spotkaniami. Ale ja czułam, że coś jest nie tak. W powietrzu wisiała jakaś niewypowiedziana prawda, która ściskała mi gardło.
W końcu klucz zgrzytnął w zamku. Michał wszedł do przedpokoju, rzucił torbę pod ścianę i nawet nie spojrzał mi w oczy.
— Gdzie byłeś? — zapytałam, starając się ukryć drżenie głosu.
— Przecież mówiłem, że mam zebranie — odburknął, zdejmując buty. — Nie zaczynaj znowu.
— Michał, nie kłam. Wiem, że coś ukrywasz. — Słowa same cisnęły mi się na usta. — Od miesięcy jesteś nieobecny. Nawet nie pamiętasz, kiedy ostatnio rozmawialiśmy jak dawniej.
Spojrzał na mnie z irytacją i zmęczeniem. — Kasiu, jestem zmęczony. Daj mi spokój.
Nie wytrzymałam. — Myślisz, że nie widzę tych wiadomości? Że nie czuję twojego dystansu? Przestań mnie traktować jak idiotkę!
Michał westchnął ciężko i przeszedł do kuchni. Usłyszałam trzask szklanki o blat. Chciałam za nim pobiec, ale nogi miałam jak z waty. Przez chwilę stałam w miejscu, czując jak łzy napływają mi do oczu.
W nocy nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku obok Michała, który odwrócił się do mnie plecami. Wpatrywałam się w sufit i próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz byliśmy szczęśliwi. Może wtedy, gdy kupiliśmy to mieszkanie? Albo gdy planowaliśmy dziecko? Wszystko wydawało się takie odległe i nierealne.
Następnego dnia zadzwoniła mama.
— Kasiu, wszystko w porządku? — zapytała z troską w głosie.
— Tak, mamo… — zaczęłam, ale głos mi się załamał.
— Co się dzieje? — naciskała.
Nie chciałam jej martwić, ale nie wytrzymałam. Opowiedziałam jej o wszystkim: o późnych powrotach Michała, o jego chłodzie, o moich podejrzeniach.
— Może przesadzasz? — próbowała mnie uspokoić. — Może to tylko stres w pracy?
Ale ja wiedziałam swoje. Postanowiłam działać. Następnego dnia po pracy pojechałam do biura Michała pod pretekstem zostawienia mu lunchu. Sekretarka spojrzała na mnie zdziwiona.
— Pani Kasia? Pan Michał dzisiaj pracuje zdalnie…
Zamarłam. Wyszłam na ulicę i poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami. Wróciłam do domu i zaczęłam przeszukiwać jego rzeczy. W jednej z szuflad znalazłam drugi telefon. Drżącymi rękami odblokowałam go i zobaczyłam dziesiątki wiadomości do jakiejś „Agnieszki”.
„Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać naszego spotkania”, „Kasia niczego się nie domyśla”.
Serce mi pękło. Usiadłam na podłodze i rozpłakałam się jak dziecko.
Wieczorem Michał wrócił wcześniej niż zwykle. Siedziałam już na kanapie z jego telefonem w dłoni.
— Chcesz mi coś powiedzieć? — zapytałam cicho.
Zbladł. Przez chwilę milczał, a potem usiadł naprzeciwko mnie.
— Kasiu… To nie tak miało być…
— To jak miało być? — przerwałam mu. — Miałeś mnie okłamywać do końca życia?
Zaczął mówić coś o wypaleniu, o tym, że nie wie, czego chce od życia, że Agnieszka pojawiła się nagle i wszystko skomplikowała. Słuchałam go jak przez mgłę. Każde słowo bolało bardziej niż poprzednie.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Michał spał na kanapie, ja zamykałam się w sypialni. Mama dzwoniła codziennie, próbując mnie pocieszyć, ale jej słowa odbijały się ode mnie jak od ściany.
W weekend przyjechała moja siostra Ania z Warszawy. Zawsze była tą silniejszą z nas dwóch.
— Musisz zdecydować, co dalej — powiedziała stanowczo. — Albo walczysz o siebie, albo pozwalasz mu cię niszczyć.
Nie wiedziałam, co robić. Z jednej strony czułam się zdradzona i upokorzona, z drugiej bałam się samotności. Przecież całe moje życie było związane z Michałem. Nasze wspólne plany, marzenia… Wszystko rozsypało się w jednej chwili.
Pewnego wieczoru zadzwoniła Agnieszka. Nie wiem skąd miała mój numer.
— Kasia? Chciałam tylko powiedzieć… Przepraszam. Nie wiedziałam, że jesteście jeszcze razem…
Nie odpowiedziałam jej nic. Po prostu rozłączyłam się i długo siedziałam w ciszy.
W pracy udawałam przed koleżankami, że wszystko jest w porządku. Ale wystarczyło jedno spojrzenie na moje podkrążone oczy i drżące dłonie, żeby wiedziały swoje.
Któregoś dnia szefowa poprosiła mnie na rozmowę.
— Kasiu, jeśli potrzebujesz wolnego… Możesz na mnie liczyć.
Podziękowałam jej i wyszłam na balkon zapalić papierosa — pierwszy raz od lat.
Wieczorami zaczęłam pisać pamiętnik. Przelewałam na papier cały ból i rozczarowanie. Z czasem poczułam ulgę. Zaczęłam chodzić na długie spacery po Cytadeli, słuchać muzyki i patrzeć na ludzi wokół siebie.
Po miesiącu Michał wyprowadził się do matki. Zostawił mi mieszkanie i kilka suchych słów pożegnania.
Zostałam sama ze swoimi myślami i pytaniami bez odpowiedzi. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy to ja zawiniłam?
Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Nadal boli, ale już inaczej. Nauczyłam się żyć sama ze sobą i doceniać małe rzeczy: kawę na balkonie o poranku, rozmowy z siostrą przez Skype’a, uśmiech sąsiadki na klatce schodowej.
Czasem zastanawiam się: czy można odbudować swoje życie po takim upadku? Czy rozbite marzenia da się posklejać na nowo? Może właśnie w tych pęknięciach kryje się nasza prawdziwa siła?